Rozdział 15

311 27 2
                                    

Rozdział na Wasze życzenie!

Od dnia, w którym dowiedziałam się o niebezpieczeństwie, na które nieświadomie naraziłam całe stado minął tydzień. Tak swoją drogą to najgorsze 7 dni jakie do tej pory przeżyłam w tym miejscu.

Z Chris'em rozmawiam dość rzadko, ograniczając się do spraw stada. Oboje nie potrafimy spojrzeć sobie w oczy i poważnie porozmawiać. Jak mamy być dobrymi przywódcami, skoro nie potrafimy zachowywać się jak dorośli ludzie?

Wczoraj byliśmy na spotkaniu rady stada. Omówiliśmy możliwe przyczyny ataków, linię obrony i zadecydowaliśmy o przerwaniu porannego biegania oraz o powiadomieniu całego stada o sytuacji w jakiej się znajdujemy. Wszyscy muszą być tego świadomi i na siebie uważać.

Ktoś coś ode mnie chce i to wcale nie jest dobre. Moja obecność w tym miejscu naraża tylko niewinnych ludzi na cierpienie.

Co mam robić? Może powinnam uciec...? Tak Vivianne, właśnie w tym jesteś najlepsza, w uciekaniu od problemów. Jestem cholernym tchórzem. Żadna odpowiedzialna Luna nie powiedziałaby nawet o zostawieniu całego stada i przeznaczonego w takim niebezpieczeństwie. Nie nadaję się na to stanowisko.

Moja psychika dawno nie była w tak wielkiej rozsypce. Najgorsza jest niemoc. To, że nie mogę nic zrobić. Nie znam sposobu, by temu zapobiec.
Jedynym jest oddanie się w ręce tego psychopaty, ale wtedy nieszczęście i ból opanuje moją watahę. Z resztą nikt z nich nie pozwoliłby mi na to, a nawet jeśli jakimś cudem udałoby mi się to rozpętała bym ogromną wojnę. Wilki zabiją za lunę. Po prostu nie ma dobrego rozwiązania na wyjście z tej sytuacji. Pozostaje mi czekać. Czekać, aż ktoś poniesie śmierć.

Z myśli wyrwał mnie dźwięk sztućców uderzających o talerze. Właśnie spożywałam śniadanie, kiedy na kilka mimut zawiesiłam się we własnym umyśle.

- Viv, wszystko ok? - zapytał Chris siedzący obok.

- Tak, najadłam się już. - powiedziałam cicho i delikatnie odsunęłam krzesło, po czym wstałam i udałam się do salonu. Mam dziś cholerną ochotę na oglądanie telewizji. Choć na chwilę chcę obejrzeć coś o problemach innych, a nie myśleć ciągle o swoich.

Jako jedyna znalazłam się w tym pomieszczeniu, wiec pozwoliłam sobie na to, by wygodnie rozsiąść się na ogromnej kanapie.

Włączyłam jakiś randomowy program o nastoletnich matkach i zaczęłam oglądać ludzi. U nas, wilkołaków na porządku dziennym, dziewczyny w wieku 16 lat rodzą dzieci, a w cywilizacji ludzkiej stanowi to spory problem. Samice wilka stworzone są do rodzenia dzieci i tak się to przyjęło. Powiększanie stada jest bardzo ważne.

Usłyszałam jak czyjeś kroki zbliżają się w moją stronę. Uniosłam głowę i zobaczyłam Emily. Dziewczyna z uśmiechem na twarzy usiadła obok mnie.

- Cześć Luno. Mogę przyłączyć się do oglądania? - zapytała.

-Jasne, nie powinnaś nawet pytać. - odpowiedziałam wysilając się na delikatny uśmiech.

- A ty nie powinnaś się zamartwiać. - powiedziała stanowczo.

-Ale ja się... - nie dane było mi dokończyć, bo dziewczyna pokręciła głową i przerwała moją wypowiedź.

-Viv, każdy to widzi. Wszyscy się martwią, a zwłaszcza Christopher. Odizolowałaś się od nas. - powiedziała zmartwiona patrząc głęboko w moje oczy.

- Ja po prostu nie wiem, co mam robić. Przeze mnie wiele wilkołaków jest zagrożonych, a z tego nie ma wyjścia. Ja nawet nie znam przyczyny tych ataków. Nie wiem nic. I w tym jest problem. - powiedziałam cicho, po czym schowałam twarz w dłonie.

- Nie zamartwiaj się na zapas. Jesteśmy jak rodzina. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nikt nie jest na ciebie zły, to nie jest twoja wina. Jesteśmy silnym stadem i nikt nie zginie. Prędzej to Chris zabije za ciebie wroga, niż ktoś z nich ruszy nasze stado.

W tym właśnie momencie poczułam się o wiele lepiej. Emily bardzo poprawiła mi humor. Może ma w tym rację? Może nie będzie tak bardzo źle, jak mi się wydaje?

Muszę iść do Chris'a. Właśnie tego potrzebuję.

- Dziękuję Emily. Muszę iść do Chris'a. - powiedziałam, po czym wstałam z miejsca.

W odpowiedzi usłyszałam ciche "nie ma za co" i delikatny śmiech.

Szybkim krokiem udałam się do gabinetu alfy, bo prawdopodobnie właśnie tam znajduje się mój przeznaczony.

W mgnieniu oka znalazłam się przed drzwiami biura i już czułam zapach mojego mate. Bez pukania weszłam do środka, spotykając się z lekko zdziwionym spojrzeniem Christopher'a. Na szczęście był sam.

Bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę i usadowiłam się na jego kolanach. Bez słowa wtuliłam się w jego ciało. Nie mam zamiaru opuszczać tego miejsca.

Chłopak otoczył mnie swoimi ramionami i złożył buziaka na czubku głowy.

Kilka minut trwaliśmy w przyjemnej ciszy. Wsłuchuję się w bicie jego serca i nie chcę, by ten moment się kończył. W pewnym momencie z ust mojego przeznaczonego wypłynęły słowa, które przerwały tę sielankę.

- Powinniśmy o tym na spokojnie porozmawiać. - powiedział.

- Tak, masz rację. - powiedziałam, po czym odsunęłam się tak, by widzieć jego twarz.

- No a więc - westchnął - przez to zamieszanie nie miałem okazji wytłumaczyć ci wszystkiego, a myślę, że jest jedna rzecz, którą musisz wiedzieć. - lekko zacisnął dłoń na moim prawym udzie.

- O co chodzi? - zmarszczyłam brwi.

- Kiedy się poznaliśmy, na chwilę wyszedłem z twoim ojcem, pamiętasz? - zapytał.

- Tak, ale co do tego ma mój ojciec...? - ostatnie słowo wymówiłam ciszej, a w myślach zaczęłam analizować, tamten dzień.

- Otóż to, że mnie przed tym ostrzegł.

- To oznacza, że... - zamknęłam się.

- Że wie kim są ci ludzie i czego od nas chcą. - dokończył za mnie mój przeznaczony.

- Musimy z nim porozmawiać. - powiedziałam stanowczo.

- Znasz swojego ojca. Jest uparty jak osioł. Próbowałem się z nim skontaktować, ale bez skutku. - westchnął, jedną ręką lekko ciągnąc za końcówki swoich włosów.

- Nie powiedział ci nic więcej, wtedy gdy z nim rozmawiałeś? - zapytałam.

- Nie, skarbie. Kazał mi uważać i chronić cię. - przyciągnął mnie do siebie i złożył buziaka na czole.

- To dlatego nigdzie nie pozwalał mi samej wychodzić. Już w domu rodzinnym zaczęły się problemy - połączyłam fakty - cholera, kim jest ten człowiek i dlaczego zatruwa mi życie...? Chris, ja naprawdę nie chcę, by komuś stała się krzywda. - powiedziałam smutno. Mocno przytuliłam chłopaka.

- Wyjdziemy z tego. Obiecuję. - zapewnił głaszcząc mnie po głowie, a drugą ręką masując plecy.

- Kocham cię, Christopher. - powiedziałam cicho.

- A ja kocham ciebie, Vivianne.

Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz