Rozdział 29

196 12 0
                                    

Moje niepokojące objawy zostały skonsultowane z lekarzem. Są reakcją powiązaną z paniką. Dostałam leki uspokajające i przez kilka minut leżałam z maską tlenową.

- Są już wszyscy. Idę na wojnę. Zostań tu i czekaj. - powiedział Chris, łapiąc mnie w swoje ramiona.

- Nie ma takiej opcji! Idę z wami. - uparłam się.

- Nie możesz, nie w takim stanie. - powiedział dokładnie przyglądając się mojej twarzy.

- Jestem wam potrzebna, wam i Connorowi. Mam dużo siły zwłaszcza, kiedy chodzi o naszego syna.

- Nie możesz się tak narażać. - powiedział zmartwiony zamazując kciukiem pojedynczą łzę spływającą po moim policzku.

- Dla was zrobię wszystko. Rozumiesz? - zapytałam wpatrując się w jego hipnotyzujące oczy - to moja ostateczna decyzja. - pocałowałam go szybko w usta i pośpiesznie wyszłam z pomieszczenia, związując włosy w kitkę.

Moja psychika w tym momencie jest kulawa. Nie ma nawet opcji, żebym została w domu, kiedy oni idą na wojnę za mnie i by odzyskać mojego synka. Ja tam po prostu muszę być! Wsparcie watahy przez lunę, podczas wojny może ją mocno wzmocnić.

Nie mogę pozostać w bezpiecznym domu, pod kocykiem, kiedy moja rodzina ginie za mnie w wojnie.

Wyszłam na dwór, a silny wiatr wyciągnął pojedyncze kosmyki włosów z upięcia. Chłód przeszedł przez moje ciało, a nieprzyjemny dreszcz spowodował, że przeszedł po nim okropny prąd. Założyłam ręce na piersi, w celu ogrzania się, po czym rozejrzałam się po wszystkich zebranych.
Na zewnątrz zebrało się bardzo dużo wilkołaków. Większość stanowili mężczyźni, ale można było ujrzeć też kilka kobiet. Po ich wyglądzie stwierdzam, że mają wysokie rangi. Urodzone wojowniczki.

Poczułam znajomy mi zapach, który lekko wciągnęłam.  Więź mate w reakcji na przyjemną woń mojego przeznaczonego, chwilowo ukoiła mój ból. Christopher ustał obok mnie i ponownie złapał w swoje ramiona. Chwycił mój podbródek i uniósł tak bym patrzyła w jego oczy. Bije od niego pewność siebie i troska.

- Wrócimy tu razem. Obiecuję, że nie pozwolę, by ktokolwiek zrobił tobie krzywdę. - powiedział skanując mnie wzrokiem.

- Razem jesteśmy silniejsi. Damy radę. - powiedziałam motywująco.

- Masz trzymać się blisko mnie, słuchać rozkazów i nie oddalać się, bo to nie jest zabawa i jeden nieprawidłowy ruch może kosztować nas wiele. - powiedział, na co kiwnełam głową i ostatni raz mocno wtuliłam się w chłopaka.

- Dobra, dość tych czułości. - powiedział Alec przechodzący obok nas.

Odkleiliśmy się od siebie, po czym omówiliśmy strategię z sojusznikami. Każda z watah atakowała z innej strony. Musi się udać.

Christopher zmienił swoją postawę i pierwszy raz widziałam go tak przywódczego. Mówił głosem alfy, w taki sposób, że podczas wydawania rozkazów, nawet ja nie mogłam oderwać od niego wzroku i przestać go słuchać. Był tak hipnotyzujący, jednak nawet na chwilę płacz Connor'a nie przestał rozbrzmiewać w moich uszach.

Muszę być silna, by go odnaleźć.

W domu głównym z naszej rodziny została tylko Emily, bo w takim stanie nie pomogłaby nam. Prócz niej kilka matek z dziećmi i młodsze rodzeństwo Christopher'a oraz Alec'a. Olivia uparła się, by z nami iść, bo ciągle obwiniała się o zaginięcie Connor'a. Matt nie spuszczał z niej oczu. Mimo tego, że są starsi, ich siła się nie zmieniła. Nadal bardzo liczą się w stadzie jako wojownicy.

Wyruszyliśmy już na łapach, by szybciej dotrzeć na miejsce, ale nie biegliśmy bardzo szybko, żeby nie tracić swoich sił. Dokładnie obserwowałam teren i desperacko szukałam zapachu Connor'a. Niestety nie udało mi się go w żaden sposób poczuć.

Chris wydawał się nieobecny. Zamknął się w sobie i zwyczajnie biegł przed siebie. Wyraźnie widać, że nad czymś intensywnie myśli, ale nie chcę mu w tym przeszkadzać. Mam umiejętność czytania w jego myślach, ale nie lubię tego robić. Dla mnie jest to lekkim zniewoleniem prywatności. Nikt nie powinien nadużywać tego bez wyraźnego powodu. W końcu nie jesteśmy swoimi niewolnikami.

Po dwóch godzinach biegu, znaleźliśmy się w pobliżu domu głównego mojej byłej watahy, a raczej tego, co z niej zostało. Na samo wspomnienie tego miejsca, łzy zakręciły się w moich wilczych oczach, jednak już po chwili potrząsnęłam głową, odrzucając wszystkie niepotrzebne myśli. W końcu poczułam Connor'a. Jest blisko.

Jeszcze bardziej wytężyłam swoje zmysły i skupiłam na tym, co kazał robić Christopher. Muszę się go słuchać. Jest w tym bardziej doświadczony niż ja. Nie mogę robić nic sama, bo to nas zgubi.

~ Wiem, że chcielibyście już ruszyć, ale musimy poczekać na znak od Dylan'a. ~ przekazał telepatycznie Alfa.

Spojrzałam na niego, a nasze oczy skrzyżowały się podszedł bliżej i polizał mój pysk, chwilowo kojąc moją psychikę.

~ Trzymaj się, mała. ~ powiedział tylko do mnie, po czym dał znak, że ruszamy.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo skoncentrowałam się na tym, co dzieje się dookoła.

Z budynku zaczęły wybiegać wilki. Wygnańcy. Dużo wygnańców. Po kilku sekundach można było usłyszeć dźwięk pierwszych walk. Wycie, skomlanie i warczenie bębniło w moich uszach.

Postanowiłam robić to, co podpowiada mi instynkt. Walczyć o dziecko i życie.

Jedna z samic wystartowała w moją stronę. Zacisnęłam zęby i pewna siebie skoczyłam jej do gardła. Zaczęłyśmy się szarpać. Położyła się na mnie i próbowała ugryźć, ale jednym ruchem łapy strąciłam ją z siebie, tym samym mając przewagę.

Poczułam jak ktoś z tyłu, kieruje się na mnie, więc w ostatnim momencie wgryzłam się w gardło wilczycy i zaskoczyłam z niej, tym samym stawiając czoło kolejnemu wilkowi. Ten był znacznie większy ode mnie. To samiec.

Nie zabije mnie byle wygnaniec. No nie?

Lekko oberwałam, bo już po chwili na moim karku pozostały krwawe ślady po pazurach.

Zmotywowało mnie to jeszcze bardziej i zwinnie uniknęłam kolejnego ciosu, tym razem sama zadając go w pysk wygnańca.

Samiec pochylił uszy i zaskomlał. Mam przewagę, musi być młodszy ode mnie, ale nie ochodzi mnie to w tej chwili. Jest moim wrogiem, kimś kto powstrzymuje mnie z dala od mojego dziecka, a na to nie pozwolę.

Wykorzystując jego nieuwagę wgryzłam się w jego kręgosłup, co go zabiło.

Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie widziałam mojego mate. Co jest...? Miał tu być.

Pokręciłam głową, odrzucając na bok zbędne myśli i ruszyłam przed siebie. Wprost do domu głównego, nie myśląc o konsekwencjach.

Mijałam liczne walki i prawie nie zauważona udałam się do otwartych drzwi mojego starego domu, a bardziej jego ruin. Prawie nie zauważona, bo skrzyżowałam wzrok z Alec'iem.

~ Nie waż się tam wchodzić sama. To pułapka.

Usłyszałam w swojej głowie głos Alec'a, przez co na chwilę ustałam w miejscu, starając skupić się. Poczułam jego zapach. Connor tu jest. Muszę go znaleźć.

Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz