-To nie najlepszy pomysł... Ja i kuchnia to złe połączenie. - powiedziałem niepewnie, stawiając robota planetarnego na blacie wyspy kuchennej w naszym dormie.
-Wiem co robię, zaufaj mi a wszystko będzie dobrze. - zapewniła pewna swego Lee i rozłożyła na jednym z blatów wszystkie składniki. Przez chwilę jakby sprawdzała czy wszystko ma, by zaraz odwrócić się do mnie i uśmiechnąć szeroko. Mówiłem już, że wyglądała pięknie z uśmiechem na ustach?
-Zrobimy proste ciasto czekoladowe z kremem na bazie białej czekolady i galaretką wiśniową z drylowanymi owocami...-Co w tym niby takiego prostego? - zapytałem w lekkim osłupieniu. Skoro to było proste, to co z jakimś trudnym ciastem? Aż boję się sobie wyobrazić co by wymyśliła, gdybym sam coś tam już potrafił...
-Wszystko Joonie. Ty potrafisz pisać piosenki, śpiewać, tańczyć i sama nie wiem co jeszcze...Dla mnie to czarna magia. - stwierdziła zaraz patrząc na robota i składniki. - Ja jestem dobra w tym. - uśmiechnęła się lekko i założyła czarny fartuch z jej imieniem wyszytym białą nicią na piersiach.
Wyglądała w nim uroczo. Zwłaszcza, że ten idealnie pasował do białej bluzki z podwiniętymi rękawami i tych ciemnych rurek tak dobrze opinających jej zgrabny tyłek. Aż miałem ochotę ułożyć dłonie na jej pośladkach i ...
Nie wolno. NamJoon, nie wolno... - powtórzyłem sobie w głowie i sam założyłem fartuch, który podała mi MinHae.
Na tym nie było jednak jej imienia a nazwisko. Zastanowiło mnie czy ten też jest jej, czy może brata albo wujka..?-Dobrze. Mów więc co mam robić. - powiedziałem po zawiązaniu na swoich plecach koślawej kokardy, w końcu godząc się z własnym losem.
Uciekanie od wspólnej pracy nie miało sensu, zwłaszcza że MinHae swoim jednym uśmiechem i tak przekonałaby mnie do wszystkiego.
-Najpierw pokroimy czekoladę. Jako iż chłopaków trochę jednak jest, zrobimy dużą blachę. - poinformowała mnie i przyszykowała nam stanowiska do pracy. Nie chciałem jej zawieść w czymś tak - tak mi się wydaje - prostym. W końcu każdy może złapać nóż i pokroić czekoladę, prawda?
-Zaczynamy od krawędzi i stopniowo idziemy dalej...Poinstruowany złapałem za jeden z ostrzejszych noży w dormie i biorąc głęboki oddech zabrałem się do pracy. Moje ruchy nie mogły się nawet równać mojej nauczycielce. W czasie gdy ja poruszyłem nożem ze dwa razy, ona kończyła już drugą tabliczkę. Tłumaczyłem sobie, że to wprawa i zwinne palce... Jednak ten tok myślenia nie pomagał mi wcale, a wcale w skupieniu.
W mojej głowie zaraz pojawiał się obraz naszej dwójki rano. Gdybym wtedy jednak patrzył na nią, mógłbym nareszcie zobaczyć ją w bieliźnie. Może ta była koronkowym zestawem? A może zwykłym zestawem nie do pary wybranym przez przypadek? Mogłem tylko gdybać i zastanawiać się czy doszłoby między nami do zbliżenia gdybym wtedy wstał i podszedł bliżej? Czy pozwoliłaby mi ułożyć dłonie na biodrach? Albo czy oddałaby się muśnięciu warg? Tak wiele mogło się stać, a jednak nie doszło do kompletnie niczego, a swojego problemu musiałem pozbywać się sam i to możliwie jak najciszej...
-... I teraz dodajemy czekoladę i możemy piec... - usłyszałem nagle i zamrugałem zaskoczony widząc, że znowu się zawiesiłem. W tym czasie powstało nawet ciasto, chociaż szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia z czego. Wyglądało... Smakowicie? Chyba tak, ale to raczej zasługa czekolady i ciemnej, zapewne kakaowej barwy.
-Ach, tak jasne... - mruknąłem lekko zagubiony. Szybko jednak złapałem za blachę wyłożoną wcześniej papierem o szarym kolorze, zapewne specjalnym do pieczenia. To właśnie na niego wylana została masa z czekoladą.
-Włożymy od piekarnika i zrobimy w czasie pieczenia krem i galaretkę... Gdybyśmy chcieli możemy jeszcze zrobić ciasteczka albo muffinki... - zaproponowała patrząc na mnie tymi oczami pełnymi rozmarzonych iskierek.
-Coraz bardziej boję się Ciebie w kuchni...
🍀🍀🍀
Siedziałem w kompletnej ciszy na kanapie, patrząc co rusz na wyraźnie złą dziewczynę. Nie odzywała się do mnie od dobrej godziny, siedząc jedynie i zaciskając w tym czasie pięści jak i szczękę. Nie miałem pojęcia czy przeprosić, a może od razu upaść wręcz na kolana i błagać o wybaczenie?
-MinHae... Nadal jesteś obrażona? - zapytałem cicho, zaraz lekko kuląc się pod jej wrogim spojrzeniem. Nagle poczułem się taki mały... Chyba miałem możliwość poczuć jak to jest być w ciele Jimina... Ale tylko tak trochę.
-Skąd! Przecież uwielbiam gdy przez półtorej godziny jedyne co mam do roboty to ścieranie z mebli, ścian, podłogi a nawet sufitu galaretki! - burknęła podniesionym głosem i dopiero po chwili głośno westchnęła.
-Przepraszam. Ja po prostu nie rozumiem jak można nie domknąć blendera i zamiast na pierwszy bieg, włączyć ostatni...Podrapałem się nerwowo po policzku. Nie miałem pojęcia jak wybrnąć z tej sytuacji. Z jednej strony chciałem powiedzieć jej wprost, że zagapiłem się na jej wypięty w moją stronę tyłek, gdy sprawdzała ciasto w piekarniku. Ale nie stawiało mnie to w zbyt dobrym świetle...
O ile nie zamknięcie urządzenia i pomylenie biegów nie stawiało mnie w jeszcze gorszym.-Sam nie wiem jak to się stało... - powiedziałem chcąc udawać, że wcale a wcale nie rozproszyły mnie jej kształty. Ale hej, kogo by nie rozproszyły?
-To moja wina. Uprzedzałeś mnie, że z kuchnią nie stanowicie dobranej pary. Powinnam więc posłuchać i zrobić to sama a nie zmuszać Ciebie do pomocy. - stwierdziła wyraźnie przybita.
Już nie patrzyła na mnie z uśmiechem. Ten rodzaj spojrzenia porównałbym raczej do smutnej mordki kota ze Shreka...
I tak zamiast poczynić postęt w naszej relacji wszystko zepsułem swoim szczeniackim zachowaniem. Bo nawet jeśli uwielbiałem w dziewczynie jej charakter, poczucie homoru i ten zniewalający uśmiech, to dalej zwracałem uwagę na jej subletne kołysanie biodrami, przygryzanie wargi czy zakładanie ramion pod piersiami, co tylko dodatkowo je przedemną eksponowało. Dalej była niezwykle pociągającą fizycznie kobietą na którą nie patrzyłem jak na inne.
Dla niej chciałem układać piosenki...
Próbować nowych rzeczy w kuchni...
A nawet wstawać rano do pracy...
Byleby ona czekała gdzieś tam na nasze spotkanie. By pisała mi zabawne wiadomości poprawiające mi humor...
Tonąłem powoli w zimnej otchłani własnego uczucia. Uczucia którego jednocześnie pragnąłem, ale i się bałem.
Dwa słowa były w stanie zniszczyć życie Lee, albo moje. I tylko ode mnie zależało czy je wypowiem, czy jednak nie.
Niepewny własnych kroków starałem się zaczerpnąć powietrza, wypłynąć na powierzchnię gdzie mógłbym racjonalnie pomyśleć, jednak zamiast tego pozwalałem negatywnym myślom niczym wodzie, wedrzeć się do płuc odbierając mi resztkę życia...
Tak się czułem.
I chyba bardziej przybijająca od tego wszystkiego była już tylko cisza jaka nastała po słowach mojej przyjaciółki...
CZYTASZ
Wyskok Lidera / Kim NamJoon
FanfictionCzyli historia atrysty, który w trakcie koncertu swojego zespołu znajduje chwilę i wymyka się ze stadionu by nieco się zabawić. Zrządzenie losu postawi jednak na jego drodze namolną fankę i jedną drogę ucieczki. Co się stanie gdy jego urok nie zadzi...