Rozdział Dwunasty

603 31 1
                                    

Przetarłem zmęczone oczy, ziewając cicho. Ostatni dzień wolności dobiegał powoli końca, a ja niemal cały ten czas spędziłem właśnie w domu MinHae. Nie narzekała na moją obecność, nawet przeciwnie. Częściej się uśmiechała co niezmiernie mnie cieszyło.

Gdy razem piliśmy kawę po naszym wieczorze filmowym coś mi jednak nie pasowało. Dobrze pamiętałem przecież gdzie zrobiłem jej malinki tamtej nocy, ale odziwo ich tam nie było. Dość szybko wykluczyłem zakrycie ich przez dziewczynę. Czy chciałoby się jej z samego rana nakładać mocny podkład na tak urocze znaczki?
Raczej nie...

Rozwiązanie konfliktu w mojej głowie nadeszło jednak o wiele szybciej niż myślałem. Byłem jednak niemile zaskoczony...

-Nie sądziłam, że nagle padniesz po dwóch butelkach wina Joonie... - zaśmiała się dziewczyna, a mi momentalnie w głowie pojawił się widok mnie rozmawiającego z MinHae przy lampce wina. Rzeczywiście, na jednej się nie skończyło...

-A kiedy dokładnie? - zapytałem z uśmiechem. Nie chciałem zdradzić się ze swoją niewiedzą.

-No... Zacząłeś się do mnie przysuwać i zwyczajnie opadłeś na moje ramię. Myślałam, że się zgrywasz i zaraz zaczniesz się śmiać, ale Ty zwyczajnie zacząłeś cicho chrapać... - zaśmiała się wyraźnie rozczulona tym jakiego kretyna z siebie zrobiłem.

Ja za to nie wiedziałem gdzie mam się patrzeć by nie pokazywać swoich czerwonych policzków. Czułem jak nagle robi mi się gorąco gdy uświadomiłem sobie, że zarówno każdy pocałunek jak i nasz seks miejsce miały jedynie w mojej głowie. Było mi strasznie wstyd...

-To było takie urocze gdy mówiłeś przez sen moje imię... - powiedziała nagle Lee i zwyczajnie zatopiła dłoń w moich włosach.

Przeczesywała moje jasne kosmyki jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Jakbym wcale nie był raperem w sławnym zespole BTS...

Jakbym nie był RM, którego ludzie kojarzą przynajmniej na połowie półkuli ziemskiej...

Może właśnie przez to jak przyjemne to było przysunąłem się bliżej, niemo prosząc o kolejną dawkę tak prostej pieszczoty.

-Jak uroczo... - usłyszałem jej szept, jednak nic nie zrobiłem. Chłonąłem to cudowne, odprężające wręcz uczucie.

Bo co miałbym zrobić? Jak inaczej na to zareagować? Ten ciepły, delikatny dotyk był niczym objęcie przez matczyne ramiona. Czułem się dziwnie szczęśliwy ale i bezpieczny. Miałem obok siebie osobę, której mogłem śmiało zaufać. W końcu Lee już nie raz udowodniła mi, że jej zachowanie nie ma na celu wyciągnięcia autorafu czy zdjęcia.

MinHae jak jeszcze nikt inny chciała mojego szczęścia.

-Szkoda, że zaraz wracacie do pracy. Będziemy się rzadziej widywać... - zauważyła cicho, nagle zabierając te magiczne palce z mojej głowy. Od razu miałem ochotę zawołać "wracajcie...".

-Zaraz... Co? - zdziwiłem się.

Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów. Od następnego ranka mieliśmy wrócić do naszego normalnego rozkładu dnia. Zaczynać od wczesnej pobudki, przez szybkie śniadanie i aż do dwunastu, a może nawet osiemnastu godzin na sali treningowej czy w studiu. To była istna katorga...

Po masie przetańczonych układów, których mapy taneczne wyryte były chyba już w naszych głowach, nie miało się ochoty na nic innego, jak czysty i niczym nie zakłucony sen.

Tylko co to z niego za przyjemność, kiedy masz świadomość, że zaraz i tak znowu wstajesz, by powtórzyć cały wczorajszy dzień...? To zwyczajnie traci swoją magię.

-Mam rozumieć, że nie odwiedzisz mnie w pracy? - zaśmiałem się cicho, tym razem samemu inicjując kontakt wzrokowy. Posunąłem się nawet do ułożenia dłoni na jej policzku, co odziwo nie zrobiło na jasno-włosej wielkiego wrażenia.

-Jeżeli tylko mi pozwolisz... - ułożyła dłoń na tej mojej, a ja momentalnie poczułem jak robi mi się gorąco.

Spokój NamJoon! Ogarnij się trochę...

To przecież MinHae, która nie czuje do Ciebie nic więcej...- zganiłem się szybko w myślach, podświadomie dając sobie z liścia w twarz.

W końcu Lee była cudowną dziewczyną, miała świetny charakter i postrzegała świat na własny sposób nie tracąc przy tym uprzejmości, którą z chęcią obdarowywała innych. Była idealna...
A kim byłem ja? Gwiazdką, która sama za siebie nie zdecyduje nawet o miejscu kolejnego koncertu. Idolem, który wszystko miał podsuwane pod nos i jedyne czego oczekiwano w zamian to nowa piosenka...  Czy to dziwne, że zmęczyła mnie taka sława...?

W czasie gdy inni marzyli o chociażby pojawieniu w gazecie, ja miałem okazję wyjść na największe sceny na świecie, wystąpić w programach, które każdy kojarzy. I co z tego, gdy tak naprawdę byłem tylko tym zagubionym facetem z siedmiu "idealnych" ?

-NamJoon... - usłyszałem nagle i nim połączyłem fakty, pewne malinowe usta złożyły czułego buziaka na moim policzku.  Zaraz zamrugałem zaskoczony i przejechałem opuszkami palców po gorącej skórze... Cholera, znowu się rumienię.

-W czerwonym Ci do twarzy... - zaśmiała się MinMin i wybiegła nagle z salonu, zostawiając mnie samego z piekącą od gorąca twarzą i sercem bijącym tak szybko, że zastanawiałem się jakim cudem jeszcze nie dostałem zawału przy tej dziewczynie...

🍀🍀🍀

-... I wtedy ma wejść ten fragment o kochaniu siebie, rozumiesz? - zapytał sam menadżer, przekazując mi informacje od Banga dotyczące nowej piosenki.

-Znowu mamy śpiewać o tym samym? Mamy cały album o samoakceptacji, w innych też jest o tym wspomniane... - stwierdziłem niezadowolony.

Zmęczony siedziałem już od kilku godzin nad nową piosenką do albumu, słuchając na przemian menadżera czy któregoś z chłopaków, którzy też chcieli mieć w nią swój wkład. Już kilka dni wałkowaliśmy ten sam temat, jakby tylko to liczyło się w całej naszej karierze. Nie mieliśmy czasu nawet dobrze się wyspać, a co za tym szło nie miałem okazji zobaczyć się z Lee...

-Macie szerzyć wśród nastoletek tolerancję. Mają czuć się dobrze z tym jakie są... Co twoim zdaniem złego będzie w tym, że kolejny raz wspomnisz o tym w piosence? - zapytał Sejin, wstając ze swojego fotela. Nie wyglądał na zadowolonego, jednak ten jeden raz miałem to po prostu gdzieś. Zawsze słuchałem innych, starając zdusić w sobie własne zdanie na dany temat. Pisałem piosenki tak, by im odpowiadały... Najwyższy czas powiedzieć dość!

-Ile można słuchać słodkich do porzygu kłamstw? - zapytałem niezbyt uprzejmie, zaskakując nie tylko mężczyznę ale i kolegów siedzących w pomieszczeniu.

-Hyung, jak to kłamstw? Przecież wszystkie dziewczyny, które nas słuchają są dzięki nam dumne z samych siebie. Czy to nie jest wiele? - oburzył się Jimin, zdenerwowany przez moje słowa. Jaka szkoda, że ja mówiłem prawdę.

-A może w końcu zaśpiewamy o tym, jak trudno jest się dopasować? Jak wiele pracy wymaga doskonalenie siebie i trzymanie maski, która wszystkich zadowala!? - podniosłem wreszcie głos, nagle podrywając z miejsca.
-Miliony dziewczyn, które nas wspierają ma kompleksy, wiele nienawidzi samych siebie i zwyczajnie płacze słuchając naszej muzyki. A my? Cieszymy się, że nowa piosenka się przyjęła, podczas gdy inne dalej powodują załamania u wielu dziewczyn... - wyrzuciłem w końcu z siebie.

Nawet na nich nie patrząc zwyczajnie wyszedłem z pomieszczenia i ruszyłem do wyjścia z budynku. Chciałem posiedzieć sam. Nie mogłem ciągle uciekać do Lee i liczyć na to, że ta z uśmiechem przyjmie mnie na noc. Ostatnio robiłem to zdecydowanie zbyt często, zajmując jej czas na wspólną analizę mojej sytuacji.

Byłem wystarczająco dorosły by wrócić pieszo do dormu, w tym czasie na poważnie rozważając zawieszenie swojej kariery...

O moim życiu, nareszcie miałem zamiar decydować sam...

Wyskok Lidera / Kim NamJoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz