Rozdział Dwudziesty Ósmy

511 26 5
                                    

-Wybacz Tae. To zdecydowanie nie gra dla mnie... - sprzeciwiła się stanowczo Lee, gdy po prysznicu odwiedził nas TaeHyung, pytając czy ta będzie grała w rozbieraną butelkę.
-Jako jedyna dziewczyna nie będę czuła się komfortowo i mam nadzieję, że to uszanujesz...

Tae niezbyt zadowolony przytaknął niczym zraniony szczeniak, zaraz opuszczając mój pokój. Cieszyło mnie to, bo mogłem dzięki temu w spokoju podejść do mojej dziewczyny i zabrać ręcznik którym ta była owinięta. Chyba nie muszę wspominać, że fakt, iż widział ją tak młodszy, wcale mi nie odpowiadał.

Już łapałem za krawędź materiału, gdy nagle dziewczyna postanowiła mnie zaskoczyć, przylegając zakrytymi jeszcze piersiami do mojej nagiej klatki, łapiąc przy okazji za róg ręcznika przewieszonego na moich biodrach. Cóż... Byliśmy w sytuacji z dwoma wyjściami...

Albo się odsuniemy i w rozejmie ubierzemy, albo oboje skończymy nago na środku pokoju z otwartymi drzwiami...

Nie żebyśmy my już się tak nie widzieli, ale nikt inny nie musiał.

-I co teraz Joon? - zapytała z zadziornym uśmieszkiem, wyraźnie zadowolona z przebiegu zdarzeń. Czyżby szybki numerek pod prysznicem jej nie wystarczał? Nagle odzyskała siły... ?

-No nie wiem Min... - mruknąłem zniżonym głosem i jak gdyby nigdy nic pociągnąłem biały ręcznik, podziwiając swoje dzieło.

Nie przejmując się tym, że sam zostałem pozbawiony okrycia przyglądałem się masie malinek zastawionych przeze mnie na szyi, obojczykach czy piersiach dziewczyny. Byłem dumny z własnej pracy zwłaszcza, że była ona trudniejsza niż mi się wydawało. Skóra Lee zdecydowanie nie chciała przyjmować dobrowolnie pieszczot, przez co nad każdym, nawet małym śladem musiałem się nieco wysilać by coś z niego zostało. Ale było warto, bo wiedziałem, że teraz żaden z chłopaków nawet nie spojrzy w "ten" sposób na cukierniczkę, gdy ta będzie cała oznaczona uroczymi zaczerwienieniami.

-Jesteś niemożliwy... - zaśmiała się rozbawiona i zakryła zabranym mi ręcznikiem.
-Ale i tak uroczy. - puściła mi jeszcze oczko nim bezceremonialnie kręcąc biodrami podeszła do szafy, szukając zostawionych tam już chyba na stałę ubrań Jimina, w których zawsze spała.

-Wiem, ale takiego mnie  właśnie kochasz. - powiedziałem z uśmiechem, dopiero po chwili orientując się, że chyba pierwszy raz użyłem tego słowa w odniesieniu do naszej relacji. Przez chwilę naprawdę bałem się, jak zareaguje na to Min.

-Masz rację... Takiego Cię kocham. - przyznała cicho, odwracając się przodem do mnie. Jej policzki jak podczas naszych zbliżeń płonęły czerwienią, co naprawdę jej pasowało. Z resztą w moim mniemaniu pasowało jej wszystko. Czy to moja ogromna bluza, jej fartuch w pracy, czy sam ręcznik... Opcja bez niego też była naprawdę przyjemną dla oka.

Bez chwili zawahania przysunąłem się bliżej, ujmując jej twarz w dłonie. Gładząc kciukami jej policzki patrzyłem prosto w ciemne, teraz wypełnione iskierkami radości, oczy. Widziałem w nich prawdziwe szczęście, moje szczęście. Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą, gdy pokonywałem dzielącą nas odległość by móc złączyć nasze wargi.

Tym razem pocałunek różnił się jednak od wszystkich innych. Był wolny, czuły i przepełniony miłością. Jakby te dwa słowa zmieniły sposób w jaki do tego podchodziliśmy. Bardziej się angażowaliśmy...

-Joonie... - jęknęła uroczo dziewczyna, sprawiając że mimowolnie mój uśmiech się poszerzył. Przy niej niemożliwym było się nie uśmiechać.

-Minie... - mruknąłem przygryzając jej dolną wargę, zdrabniając przy okazji jej imię w ten sam sposób, w jaki ona zrobiła to w moim przypadku.

Wyskok Lidera / Kim NamJoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz