Rozdział Dwudziesty Dziewiąty

479 23 1
                                    

-Joonie błagam, jeszcze parę kroków... - usłyszałem dość niewyraźnie od prowadzącej mnie do pokoju dziewczyny.

Jako iż z chłopakami pozwoliliśmy sobie opróżnić więcej niż jedną czy dwie butelki z piwem, każdy w wątpliwy sposób, o ile w jakikolwiek, dostał się do siebie.  Tak jak mówię, o ile w ogóle dotarł do siebie. W końcu YoonGi przysypiał na kanapie gdy szykowaliśmy się do wyjścia z salonu. Lee chyba przykryła go nawet kocem... Ale w obecnym stanie niczego nie mogłem być pewien.

I nie chcę być akurat niemiły... Ale mam nadzieję, że rano będą Hyunga bolały po tym wszystkim nie tylko plecy ale i głowa.

Zajęty myślami o starszym o mało nie wywróciłem siebie i dziewczyny w wejściu do mojej sypialni, za co zaraz cicho przeprosiłem. Chyba nawet nie raz, ale nie czepiajmy się szczegółów... Nie sądziłem, że kilkoma butelkami piwa doprowadzę się do stanu, gdy moje nogi ciągnąć się będą za mną po podłodze... Chociaż bardziej trafne byłoby powiedzenie, że to całego mnie trzeba było ciągnąć.

-Joonie... - mruknęła wyraźnie zmęczona taszczeniem mnie na ramieniu MinHae. Nawet nie mam jej za złe, że zwyczajnie zrzuciła mnie ze swoich pleców na łóżko. Gdybym upadł na panele twarzą to i tak byłbym zdania, że sobie na to w pełni zasłużyłem.

-Wybacz... - wymamrotałem w pościel, wtulając w nią niemal mechanicznie twarz. Pachniała tak przyjemnie. Jakby... pomarańczą? A może tylko mi się tak wydawało przez ilości wypitego alkoholu?

-Nie dość, że wszystko mnie boli, to jeszcze Ty się schlałeś... - marudziła cicho, pomagając mi z ułożeniem reszty ciała na posłaniu. Moje nogi dziwnie nie chciały współpracować, zupełnie jakby wcale nie należały do mnie, a do jakiegoś trupa... Słabe porównanie...

Chociaż stwierdzenie schlany w trupa, nabierało w takim momencie większego sensu.

-Dobra. Ty sobie tu śpij, a ja jeszcze sprawdzę czy każdy dotarł do siebie... - usłyszałem jeszcze słabo nim całkiem odpłynąłem, pozwalając by moje myśli zajęła pewna jasnowłosa piękność...

🍀🍀🍀

Powiew zimnego wiatru muskał moje rozgrzane policzki gdy stałam przed wejściem do budynku.

Niewielki obłoczek pary uciekający z moich ust niczym fatamorgana na pustyni, rozpłynął się gładko w powietrzu, nie pozostawiając po sobie nawet śladu.

Czy ja też mogłam tak zniknąć? Nagle wyjść z domu swojego chłopaka i jak gdyby nigdy nic uciec od tego całego bycia dorosłą?

-Nie bądź głupia... - szepnęłam sama do siebie, otulając szczelniej ramionami. Te, okryte jedynie podkoszulkiem jednego z wokalistów nie były zbytnio odporne na zimno, smagające swoimi językami nawet najmniej widoczny skrawek skóry.

-W końcu sam się tobą znudzi, a wtedy odejdziesz z uniesioną głową...Puki co ciesz się tym co masz... - dodałam jeszcze w przestrzeń i cicho wzdychając wróciłam do środka.

Mijając salon sprawdziłam raz jeszcze w jakim stanie jest nielubiący mnie raper, poprawiłam nawet spadający z niego koc i ruszyłam do sypialni, która należała do mojego faceta.

-Hae... - usłyszałam zaraz po wejściu do pomieszczenia. Ciemność jaka w nim panowała nie sprzyjała jakości widzenia, jednak nie miałam serca zapalać światła, tym samym budząc Joona. Te kilka butelek dosłownie zwaliło go z nóg...

Po omacku dostałam się do starszego i po wygodnym ułożeniu u jego boku mogłam nareszcie poczuć ciepło drugiego człowieka.

Wyskok Lidera / Kim NamJoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz