Rozdział 13

111 1 0
                                    

Po krótkich poszukiwaniach znalazłam apteczkę, buty, skarpetki jak od nich nie dostanę grzybicy to się zdziwie i jakieś czarne ubranie, nareszcie w normalnym kolorze. Usiadłam na rozpadającej się starej szafce i otworzyłam apteczkę. Jej wnętrze było dość ubogie, dwa bandarze i spirytus. Na całe szczęście było tam coś aby odkazić rany na stopach, na szczęście nie było z nimi tak źle jak mi się na początku wydawało. Polałam spirytusem krwawiące miejsce, zapiekło niemiłosiernie, potem zawinęłam je bandażem. Nagle usłyszałam jakiś trzask i szafka, na której siedziałam pękła.
-Ała, kurde przecież tak dużo nie zjadłam.- powiedziałam dość donośnym głosem, wsumie to ja zawsze tak mówię.
Wstałam z szczątków połamanego mebla i zauważyłam,że prawie zgniotłam swoim ciałem jakiś stary płyn do dezynfekcji. O to może się idealnie nadać aby odkazić te skiety.
Zaczełam się przebierać w wcześniej znalezione ubranie, czarne jeansy i czarną bluzę, którą założyłam na swój biały podkoszulek. Wyjełam ze starych spodni z kieszeni figurkę od Chucka, była dla mnie bezcenna, przypominała mi te wszystkie razem spędzone chwilkę. Gdy wkładałam ją do kieszeni bluzy, poczułam w swojej dłoni kawałek papieru. Okazło się, że to było ślubne zdjecie. Na obrazu była szczęśliwa para młoda, kilka minut po ceremonii zaślubin. Z drugiej strony było coś napisne, przeczytałam "póki śmierć nas nie rozłączy zawsze będę cię kochał, twój Jonh". Wzruszyłam się to było takie piękne, odkąd pamiętam zawsze chciałam stać się panną młodą i nałożyć taką piękną sukienkę i to nawet w białym kolorze, ale to były tylko marzenie, o którym nikomu nie mówiłam. Postanowiałam, że zachowam fotografie. Znalazłam plecak i włożyłam do środka płyn do dezynfekcji i zdjecie, również znalazłam damskie niezbędne rzeczy, które mogą się zawsze przydać.

Podeszłam do Teresy, która przekładała góry ubrań. Wreczyła mi do ręki chustę.
-Weź sobie, bo na pustyni nie ma cienia .
-Dzięki!- odpowiedziałam.
Może ta pustynia zapoczątkuje naszą przyjaźń pomyślałam.

W jednej chwili po całym pomieszczeniu rozbrzmiał się głośny dźwięk i włączyło się oświetlenie. To było takie niespodziewane i gwałtowne,aż mało co zawału nie dostałam. Doszłyśmy do chłopaków, którzy też znaleźli jakieś rzeczy. Musieliśmy czekać na Thomasa i Minho którzy byli razem w grupie.

-Ejj, czy wy też to słyszycie? -zapytałam.
-Słyszę właśnie, co to? -odpowiedział Newt.
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, odpowiedz sama do nas przyszła. To był Thomas i Minho byli dosyć daleko nas biegli i coś krzyczeli ale słowa były nie wyraźnie.
-Uciekajcie! -krzyknał Thomas.
-Gonią nas!- dodał Minho.
Byli już tak blisko, że można było ich zrozumieć. Nagle za ich pleców zauważyłam zgraję poparzeńców, tak nazywali ich zamaskowani. Byli to ludzie chorzy na pożogę, już taką bardzo zaawansowaną, kiedy już naszego mózgu prawie nie ma.

Wszyscy ruszyliśmy równym tempem przed siebie, musieliśmy minąć stare ruchome schody, które już do ruchu to mają daleko. Nagle z drugiej story pojawiło się jeszcze więcej tych chorych ludzi, byli wściekli. Rzucili się na nas, jeden był już bardzo blisko mnie bez chwili zastanowienia podniosłam z ziemi wcześniej znalezioną wzrokiem patelnie i walnęłam nią poparzeńca. O dziwo to zadziałało, upadł na ziemię w wyciągniętym językiem.

Wbiegliśmy znowu w mały długi korytarz, na całe szczęście nie był biały, ale musze przyznać, że ten biały wydawał się bardziej sympatyczny. Na samym końcu znajdowały się metalowe drzwi zamknięte na łańcuch i kłódkę. Czy to właśnie w tym miejscu zakończe swój żywot, taka myśl przyszła mi właśnie do głowy. No ale nie tym razem Minho z Patelniakiem na zmianę zaczęli uderzać w drzwi, udało się drzwi sie otworzyły.

Kiedy już myśleliśmy, że jesteśmy bezpieczni, trzech trzepnietych poparzeńców rzuciło się na Winstona. Nie mogliśmy go tak zastawić, przywaliłam patelnią dla jednego z nich. A Minho z Thomasem siłą wyrwali chłopaka z rąk chorych. Wziełam Winstona pod ramię i zaczeliśmy jak najszybszym tempem uciekać, Patelniak potem złapał go za drugie ramie i mi pomógł. Kiedy Thomas i azjata do nas dołączyli ukryliśmy się pod gruzami, opatrzyłam rane Winstona, która nie wyglądała zbyt dobrze. Gdy potworne jęki poparzeńców ustały, z większym spokojem zasnęłam.

Póki śmierć nas nie rozłączy  || Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz