Rozdział 8

176 3 0
                                    

Po krótkiej chwili zeszli na ziemię a ja dopiero teraz mogłam przyjrzeć się dziewczynie. Na oko miała z osiemnaście lat i metr siedemdziesiąt wzrostu , byłam od niej trochę wyższa. Jej włosy były dosyć długie i falowane, oczy miała niebieskie niczym ocean. Jej cera była ewidetnie jakaś blada, pewnie mało przebywała na słońcu. Na nosie zauważyłam kilka piegów.

Gdy minęła niereczna chwila ciszy, odezwała się dziewczyna.
-Jestem Teresa.
Po czym każdy z nas po kolei się przedstawił. Ona w tym czasie wyciągnęła z kieszeni jakieś dwie strzykawi wypełnione niebieskim płynem.
-Co to?- zapytałam
-Nie wiem, ale wydaje mi się ,że to może być jakiś lek.
-Lek? Może należy go podać dla Albiego?
-Nie możemy tego zrobić. Nie wiesz co to jest. -do rozmowy wtrącił się Gally.
-A może to jest jedyna szansa. Tak gorzej napewno nie będzie. - do rozmowy dołączył Thomas.
-Zróbmy to. - powiedział Newt.

Wszyscy ruszyliśmy w kierunku skrzydła szpitalnego, tam zobaczyliśmy leżącego Albigo już z widocznymi żyłami na twarzy. Myślałam, że śpi, ale to były tylko złudzenia. Gdy zbliżył się do niego Thomas, otworzył oczy i rzucił się na niego jak wścieķły. Wtedy szybko uspokajać go zaczą Newt, a Teresa skorzystała z chwili i wbiła strzykawe w ramię ciemnoskórego chłopaka . Efekt jej działania był natychmiastowy, Alby się uspokoił a z jego twarzy zniknęły te straszne spuchnięte żyły.

Chyba zasną, teraz naprawde. Nakazano Teresie zostać z nim, aby kontrolować jego stan zdrowia a Thomas musiał odbyć swoją karę.
Był już wieczór, podpuściłam Chucka aby zaniósł potajemnie trochę jedzenia dla Toma. On z uśmiechem to zrobił. Wiedziałam, że jutro go czeka ciężki dzień a troche energii i kalorii mu się przyda.

Chciałam na początku zaprzyjaźnić się z Teresą, ale teraz wydawała się taka dziwna i tajemnicza. Nie mogłam złapać z nią wspólnego języka do rozmów.
Gdy już wybiła późna godzina nocna a brama była zamknięta postanowiłam odpłynąć w objęcia Morfeusza. W tą noc nic mi się nie śniło.

Był już ranek, dzisiaj Thomas zaczynał swój pierwszy dzień jako biegacz. Przez noc wymyślił plan jak powinien go spędzić. Gdy podzielił się nim ze mną i Minho obydwoje się zgodziliśmy. Wsumie to ja nie miałam nic do powiedzenia, ale to bardzo miłe uczucie gdy ktoś jest ciekawy twojej opini i zadania. Plan zakładał mianowicie to aby wrócić na miejsce śmierci, zabitego w poprzednią noc Bóldożercy i się tam trochę rozejrzeć. Postanowili, że zabiorą ze sobą kilka innych zaufanych streferów. Zgłosiłam się na ochotnika, ale oni odmówili powiedzieli ,że to zbyt niebezpieczne. Czy oni serio myślą, że jestem kretyną i nie wiem na co sie pisze. No ale ostatecznie ustąpiłam. Po zebraniu innych ochotników wbiegli do labiryntu.
W tym czasie zdążyłam zjeść obiad, troche popracować i pogadać z Chuckiem. Gdy mineło kilka godzin oni wrócili byli cali zdyszani i spoceni. Śmierdziało od nich na kilometr. Gdy szłam ich przywitać Gally zdążył mnie wyprzedzić i popchnąć mocno Thomasa, który na skutek tego upadł na ziemię. Oczywiście moje słowa o to aby przestał do niego nie docierały i interweniować musieli inni. Wtedy podszedł do mnie Chuck.
-Dlaczego ty z nim jeszcze jesteś? -spytał
-Wiesz, głowa mówi aby zerwać ale serce na to nie pozwala. -odpowiedziałam. - a w takich przypadkach staram się słuchać serca.- dodałam.
On tylko na mnie spojrzał dość dziwnym spojrzeniem. Następne wydarzenia działy sie tak szybko, Alby się obudził i wyglądał nawet całkiem zdrowo, Thomas z Minho pokazali co znalezi w ciele Bóldożercy. Był to jakiś blaszany pojemnik z zdjęciem cyfrowej siódemki. Ale jedno nie dawało mi spokoju, jak to z ciała Bóldożercy. Oni serio to dotkneli, z opowieści ,które słyszałam to one są naprawdę paskudne. A może to było lekko przesadzone, ale los chyba chciał abym sama na swojej skórze się o tym przekonała.

Póki śmierć nas nie rozłączy  || Maze RunnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz