Stendy

316 11 4
                                    

Czarnowłosa dziewczyna przemierzała okolice szybkim krokiem, a na napotkane po drodze kałuże nadeptywała praktycznie przez cały czas. Brązowe kozaki szybko jej przemokły od nadmiernego wchodzenia na brudną wodę, a fioletowy berecik i płaszcz w kolorze fuksji stały się po chwili tak samo mokre jak jej buty. Pogoda była wręcz fatalna, przez cały tydzień było zimno, a dwa dni temu padał tęgi deszcz. W takim razie co takiego Wendy robiła w takiej pogodzie na zewnątrz, w dodatku tak lekko ubrana?

Szukała ona czegoś. A raczej kogoś... Stanley Marsh od dwóch dni nie pokazywał się w domu, a rodzice kruczowłosego chłopaka szybko zaczęli się niepokoić. Poszukiwania trwały od wczoraj, jednak Wendy dopiero dzisiaj pomyślała, że policja i ludzie w mieście wzięli tą sprawę na poważnie. Ale i tak miała wrażenie, że tylko ona aż tak bardzo przejmuje się tym co się stało z jej kolegą. Nie pokazała się wczorajszego dnia w szkole, by kilka godzin chodzić po mieście i licząc na to, że zauważy gdzieś tą charakterystyczną kurtkę i czapkę. Na nic się to jednak nie zdało w dodatku dostała od rodziców monolog o tym, że nie powinna była opuszczać lekcji z takich powodów. Dziewczynę to jednak zdenerwowało, bowiem tylko ona chyba aż tak martwiła się o Stan'a, by zrywać się dla niego z zajęć w szkole.

Wendy mogła poczuć jak z każdą kolejną minutą nogi i kolana coraz bardziej się pod nią uginają. Denerwowała się, że znowu zmarnuje swój czas, albo nie znajdzie chłopaka i jego sytuacja w jakiejkolwiek się znajduje się pogorszy. To uczucie niewiedzy było nie do zniesienia. Testaburger zaglądała we wszystkie uliczki w miasteczku, nawet te w których kręciły się nieprzyjemne typy, albo bezdomni proszący o kilka groszy. Nie bała się tak jak kiedyś, jeśli miała mieć nadzieję, że za jednym z tych kontenerów ze śmieciami kryje się skulony Stan, to mogła zaryzykować.
- Stan?- Wendy zaglądając w każdą alejkę nawoływała jego imię.- Stan, jesteś tutaj...?
Dziewczyna liczyła na odpowiedź za każdym razem, jednak mało prawdopodobne byłoby to, że usłyszy skądś chłopaka. Dwa dni to raczej krótki okres czasu, ale ile Testaburger by dała za to, żeby usłyszeć głos Marsh'a... Nawet w takich okolicznościach, nawet w takiej okolicy...

Wendy kątem oka zauważyła gryzonia plątającego się między jej nogami, przez co musiała się zatrzymać, by mógł spokojnie obok niej przemknąć. Gdy szczur uciekł w lewą alejkę poczuła to niedobre i dziwne uczucie. Jak w horrorze, gdy podążając za jakimś zwierzęciem protagonista znajduje wybebeszone ciało. Dziewczyna wiedziała, że za dużym śmietnikiem nie powinna była znaleźć trupa, ani tym bardziej człowieka, bowiem w zapachu jaki się tam unosił nie było wytrzymać dłużej niż kilka minut. Przełknęła jednak ślinę i zajrzała za róg. Od razu przeszły ją dreszcze na widok sponiewieranych butelek po alkoholu, zarówno tych rozbitych jak w pełni pustych i całych. W dodatku na murach opuszczonych budynków mogła zauważyć ślady pleśni po nieoznakowanym jedzeniu i wiele wypisanych wulgaryzmów sprayem. Wendy podeszła kawałek bliżej, tak, by obszar za śmietnikiem był bardziej widoczny.

- Stan, jesteś tutaj?- dziewczyna wyszeptała rozglądając się.
Nie wystarczyło wiele czasu, by odpowiedź ukazała się tuż obok Wendy. Jednak poza szczęściem na jej twarzy można było wyczytać strach, żal i przerażenie jednocześnie. Od razu zbliżyła się do Stan'a opierającego się o cegły wystające z zewnętrznej ściany budynku. Wyglądał... rany, wyglądał okropnie...
- Stan, słyszysz mnie?- dziewczyna kucnęła obok niego przejęta.- Stan, odpowiedz mi, błagam cię...!- Wendy dotknęła delikatnie jego ramienia, ale odsunęła je gwałtownie, gdy chłopak otworzył oczy.
- Co ty... tu robisz?- zapytał unosząc brwi znad zaspanych oczu.
- Szukałam cię... Całe miasto cię szuka!- powiedziała z wyrzutami powstrzymując łzy.- Stan, co się z tobą działo?
- Nic... U-Uciekłem z domu, bo pokłóciłem się z rodzicami...- warknął wzdychając po chwili.- W ogóle ich nie obchodzę, dlaczego więc mnie szukają?
- Martwią się o ciebie, od dwóch dni nie dawałeś znaku życia nikomu.
- Martwią. Akurat...!- uśmiechnął się pobłażliwie Stanley, jednak po chwili zadrżał na zimno i okrył się szczelniej swoją kurtką.- Sam ojciec mi powiedział, że lepiej byłoby im wszystkim beze mnie! Dlaczego więc chce, żebym teraz nagle wrócił?!- czkał chłopiec.- Przyznaj się... Ty też nie chciałaś mnie szukać, zmusili cię...!
- Zmusili? Stan, opuściłam szkołę, żeby cię w ogóle znaleźć! Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mi napędziłeś nerwów i strachu na myśl co mogłoby ci się stać przez ten czas!
- Przestań kłamać...- powiedział Marsh z żalem, po czym przyciągnął kolana do siebie i otarł brud spod prawego policzka.- Nawet na mnie nie zwracasz uwagi w szkole, dlaczego więc... tak bardzo się o mnie martwisz?- załkał cicho pod nosem zwiastując płacz.
- T-Trudno jest przebywać w pobliżu osoby, którą lubisz...- zawstydzona Wendy obróciła wzrok od Stan'a czekając jak zareaguje na jej nieśmiałe wyznanie miłosne.

Chłopak obrócił głowę w jej stronę i spojrzał na nią spod szklanych błękitnych oczu. Wendy dopiero teraz kątem oka mogła zauważyć, że obok starszego kolegi leży w połowie wypita butelka po napoju alkoholowym, którego nie rozpoznaje. Następnie zwróciła uwagę na twarz Stan'a; czerwone policzki, ale pomyślała na początku, że to od mrozu, zmierzwione i nieco brudne krucze włosy, oczy przeciekające od płaczu, policzki oprócz rumieńców były na dodatek brudne nie wiadomo od czego... Ile on wytrzymał w takiej kondycji?
- Lubisz mnie...?- zapytał w końcu Stan ocierając zakatarzony i czerwony nos.- D-Dlaczego?
Wendy zdziwiła się na to pytanie. Za co się lubi ludzi? Za charakter, za wygląd, za osobowość, za inne cechy... Dlaczego więc Stan pytał się o takie rzeczy?

- Skąd takie pytanie?- zdziwiła się dziewczyna.
- Spójrz na mnie tylko. Jestem do dupy, jedyne co potrafię to irytować ludzi naokoło, a i tak jakimś cudem mam wokół siebie znajomych... Siostra mnie nienawidzi i pragnie, żebym zdechnął, mam problemy w domu, bo coraz częściej się kłócę z rodziną o błahostki mimo, że naprawdę tego nie chcę...- Stan przerwał na chwilę, żeby wziąć uspokajający oddech.- Nie jestem w niczym dobry, nie mam nawet... nie mam nawet siły tłumaczyć ci dalej Wendy... Dlaczego więc ktokolwiek miałby polubić kogoś takiego jak... jak ja?- zadał bolesne pytanie na samym końcu.
- Stan...- Testaburger uśmiechnęła się czule w jego stronę.- Jesteś wspaniałą i dobrą osobą o złotym sercu... Poza tym jesteś uprzejmy i pomocny, nie zliczę chyba ile razy pomogłeś mi w różnych rzeczach w szkole... Lubię fakt jak bardzo martwisz się o innych, a nawet o zwierzęta i posuwasz się do wszelakich starań, aby im pomóc. Czy mam mówić dalej, dlaczego to ciebie akurat polubiłam najbardziej?
Stanley na jej słowa zamilknął na chwilę, jednak w kilka sekund jego twarz przybrała mieszankę czerwieni i zieleni. Czerwieni z faktu, że się zawstydził, a zieleń... od tego co zwrócił za moment pod śmietnik odwracając się od Wendy. Minutę odkaszlywał mieszankę alkoholową zawartą w jego gardle, a gdy skończył otarł usta mokrym rękawem kurtki.

- Naprawdę tak uważasz...?- popatrzył na nią z małą nadzieją w niebieskich oczach.
- Oczywiście, że tak.- uśmiechnęła się.- Jeśli byłoby inaczej nie powiedziałabym ci tego.
- Więc um...- Stan widocznie powstrzymywał uśmiech poszerzający się na ustach, ale przegrał ukazując swoje zadowolenie.- Nie będzie to dziwne, jeśli powiem, że też cię lubię, t-tak?
Wendy zachichotała pod nosem na pytanie usłyszane od chłopaka. Dziwne, że mieli po siedemnaście lat, a oboje wyznali sobie uczucia w dziecinny sposób w dodatku w zapleśnionej alejce przy śmietniku i butelkach alkoholu. Dziewczyna podała mu dłoń sama po chwili wstając z klęku. Nawet nie wiedziała, że aż tak bardzo będą boleć ją nogi po kilkunastu minutach.

- Stan, wracajmy do domu. Wszyscy jeszcze cię szukają, a twoi rodzice nadal się o ciebie martwią.
- Ale...- chłopiec zmarszczył brwi nie puszczając dłoni Wendy i próbując się utrzymać na wyprostowanych kończynach.- M-Mój tata... po tym co mi powiedział... myślę, że nie chce, żebym wrócił...
- Na pewno nie miał tego na myśli, gdy się kłóciliście. Nawet nie wiesz jak bardzo odchodził od zmysłów przez te dwa dni.- Testaburger sięgnęła drugą ręką do policzka kruka i pogłaskała go lekko ocierając brudne smugi i mokry ślad łez.- Jestem pewna, że tęskni za tobą jak nigdy dotąd.
- W-Wendy...
- Tak?
Stan odwrócił wzrok od dziewczyny i przygryzł wargę poddenerwowany. Za chwilę jednak ponownie na nią spojrzał, ale wydawać by się mogło, że drugą partię koktajlów alkoholowych zwróci na asfalt ponownie.
- Mogę cię pocałować?- zapytał speszony.
- Jasne, że możesz...- lekki uśmiech wkradł się na usta czarnowłosej.

Marsh przymknął oczy i chwytając dziewczynę za ramiona przybliżył się do niej o kawałek. Ta jednak widząc, że chłopak delikatnie wystawia usta w jej kierunku położyła na nich swoją dłoń zatrzymując przybliżającego się Stan'a do niej. Kruczowłosy otworzył oczy zakłopotany na co Wendy uśmiechnęła się.
- Możesz mnie pocałować...- Testaburger zdjęła rękę z jego ust.- Jeśli zmyjesz z siebie zapach alkoholu i tego co znajduje się w kontenerze na śmieci.
Drugi raz od ich dzisiejszego spotkania na wargi Stan'a wkradł się mały uśmiech. Marsh złapał delikatnie w swoją dłoń rękę Wendy i splótł ostrożnie jego drżące i zimne palce z ciepłymi i miłymi w dotyku palcami dziewczyny.
- Dziękuję... że to akurat ty mnie znalazłaś...- powiedział cicho spoglądając na swoje buty.- Nie wiem jak ci to wynagrodzę i okaże wdzięczność...
- Wystarczy, że obiecasz mi nigdy więcej nie uciekać i narażać przy tym mojego zdrowia psychicznego.- zaśmiała się lekko.- I umówisz się ze mną, gdy wydobrzejesz, co ty na to?
- Brzmi świetnie...- Stanley uśmiechnął się do siebie.

South Park One Shot's II 『✓』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz