Brunet westchnął ciężko przechodząc z oporem kolejne kroki wzdłuż pustej polnej dróżki. Mimo, że zbliżało się popołudnie to słońce nie przestawało rzucać ciepłych promieni na okolicę. Cartman jednak nie był tym zbytnio zachwycony, mimo, że chłopak lubił lato, przerwę od szkoły i taką pogodę, tak teraz nie pragnął niczego tak bardzo jak opadu deszczu, czy nawet śniegu.
- Jesteś prawdziwym wrzodem na dupie Kenny... Dosłownie.- westchnął Eric ciężko dysząc pod kolejnymi krokami.
McCormick mruknął tylko niezrozumiały wyraz do ucha drugiego chłopca i nie odezwał się więcej ani słowem. Cartman ponownie wziął głęboki oddech i poprawił chwyt na udach blondyna przeklinając go w myślach, że jest dla niego taki ciężki.Około godzinę wcześniej obaj chłopcy przeszli się po okolicy korzystając z całego dnia wolnego. W pewnym momencie po jakże bardzo mądrych i ambitnych zawodach, jak na siedemnastolatków przystało, jakim było skakanie przez strumień i po kamieniach starszy z chłopców zranił się w nogę i obwieścił, że męką będzie dla niego nawet wstać z trawy. Brunet doskonale wiedział co to oznaczało i nie był z tego zadowolony. Nie miał zamiaru nieść godzinę McCormick'a do domu, po pięciu minutach Cartman stwierdził wręcz, że to Kenny będzie musiał go nosić, bo on sam nie da rady.
Jednak blondyn nigdzie się nie wybierał, bo na plecach Eric'a było mu wyjątkowo wygodnie. Ręce bezwładnie zwisały po bokach jego barków, nie musiał się też przejmować, że Cartman go puści, bo chwyt na udach był na tyle mocny, by nie spadł. Policzek oparty o czubek głowy bruneta znalazł tam wygodne miejsce, pomimo tego, że od całego dnia czuć było formującą się wilgoć na jego włosach. McCormick jednak nie narzekał na te warunki.
- Wiśta spaślaku.- zaśmiał się cicho Kenny za uchem Cartman'a.
- Stul się, albo cię tu zostawię.- warknął Eric nieco zdenerwowany.
- Wyluzuj...- mruknął niebieskooki biorąc ręce i bawiąc się brązowymi kosmykami włosów kolegi.Cartman prychnął pod nosem ciche przekleństwo i nieco poprawił Kenny'ego na swoich plecach. Eric czuł, że zaraz wymięknie, słońce cały czas na niego grzało, a jego stanu nie polepszało ciało McCormick'a przylepione do jego pleców. Poza tym wszystkim czuł jak coś mokrego spływa mu po skroni, a za chwilę zorientował się, że najprawdopodobniej jest to kropla potu od wysiłku. Cartman nie wiedział, czy to przez duże ciepło tak szybko się męczy, czy to Kenny jest dla niego za ciężki.
- Kiedy ostatnio myłeś włosy?- blondyn zagadnął niebieskookiego po kilku sekundach.
- Co cię to obchodzi...
- Są strasznie wilgotne.- zauważył, jednak mimowolnie przeczesując je pod palcami.
- Jest trzydzieści pięć stopni, zgadnij czemu są mokre.- fuknął Cartman.
- Bo jesteś spoconą świnią?- zapytał ze spokojem.
- Dosyć tego, zostawiam cię tu.- przystanął brunet mając dość swojego przyjaciela.- Zejdź ze mnie.
Kenny wydał z zamkniętych warg chichot i otulił rękami szyję Cartman'a, tylko bardziej się do niego przybliżając.
- I tak mnie nie puścisz.
- Jak się nie zamkniesz to zrobię to bez wahania. To moje ostatnie ostrzeżenie.- obwieścił Cartman poważnie.
- Tak tak...- odrzekł McCormick dając sobie spokój z denerwowaniem przyjaciela.Obaj nastolatkowie milczeli przez kolejne kilka minut, jednak temu z blond włosami taki nastrój niezbyt się podobał. Wrócił on do niechlujnej zabawy kosmykami włosów bruneta i po chwili zapytał:
- Przyjdziesz do mnie jutro?
- Dlaczego miałbym?
- Ej, nie mogę stawiać samodzielnie kroków, tak?
- Powodzenia w dojściu do łazienki.- zaśmiał się donośnie Cartman, jednak za moment wrócił do tego samego tonu sprzed chwili.- Po co mam do ciebie przychodzić?
- Nie mam jutro co robić. Zawsze możemy razem pograć na konsoli, czy coś...- wzruszył ramionami Kenny.
- Przecież nie masz konsoli.- zauważył wyższy.
- Dlatego ją przyniesiesz.
Brunet westchnął pod nosem na upartość drugiego chłopca, jednak on sam wiedział, że jutrzejszego dnia również nie ma żadnych konkretnych planów.
- Jeśli podpieprzysz ojcu z lodówki kilka butelek z piwem to-
- Spokojnie, przecież bez tego bym cię do siebie w ogóle nie zapraszał grubasie.- poklepał go po głowie Kenny.Eric warknął na nazwanie go po raz kolejny grubasem, jednak mimo tego lekko się uśmiechnął na zdanie usłyszane od przyjaciela. Po raz kolejny przystanął, by nieco lepiej usadowić Kenny'ego na swoich plecach, na co drugi wiedząc, że bruneta czeka jeszcze czterdzieści minut z nim na karku, oparł się wygodnie o czubek jego głowy przymykając oczy.
CZYTASZ
South Park One Shot's II 『✓』
Fanficprawdopodobieństwo występowania żartów w stylu Cartman'a, wulgaryzmów a szczególnie shipów mało znanych bardzo duże niszczenie charakteru postaci zdarza się występować zamówienia przyjmuję 『• postaci należą do Trey'a Parker'a & Matt'a Stone'a •』