Staig

860 35 6
                                    

Powoli siadając na zimnych schodach za szkołą moje kolana drżały i trząsły się coraz bardziej. Przez to niestety szybciej zaliczyłem upadek na twarde brukowe schody jęcząc z lekkiego bólu. Nie dość, że połowa mojego ciała stanowiła teraz sińce, to jeszcze musiałem uporać się z dodatkowym bólem na pośladkach. Podciągnąłem nogi pod brodę i westchnąłem cicho patrząc przed siebie.

To była prawdopodobnie druga, lub trzecia tego typu poważna kłótnia między mną, a Kyle'm. Naprawdę ostatnio trudniej jest mi go zrozumieć. Z własnego doświadczenia wiem, że związek może czasem namieszać między dwoma przyjaciółmi. Niby Kyle jest szczęśliwy z Kenny'm od roku, a ja nie mam nic przeciwko ich związkowi. Cartman raczej normalnie przyjął o tym wiadomość, mówiąc, że 'prędzej, czy później i tak, by jeden wskoczył do tyłka drugiemu'. Na początku wszystko było dobrze, co piątkowe wypady w naszym czwórkowym gronie, albo siedzenie w weekendy u jednego z nas do późna. Z czasem jednak zaczęło się to pogarszać, Kyle częściej niż nami zajmował się, albo to zakuwaniem i nauką do wszystkiego co tylko mieliśmy w tygodniu, ewentualnie wolny czas przeznaczał na randki z Kenny'm. Cartman'a niezbyt to obchodziło, on miał swoją Heidi, ale... Co ze mną? Jego 'super najlepszym przyjacielem'? Fakt, chłopak też jest ważny, ale, żeby tak zapomnieć o przyjacielu? To... niemiłe...

Po spokojnych rozmowach przy szafkach, przerodziło się to po chwili w nieco bardziej agresywną formę wymiany zdań, a skończyło na spektakularnej bójce na środku korytarza. Może powiedziałem coś nie tak, albo źle dobrałem do siebie słowa i Kyle pomyślał, że nie toleruje jego związku, lub jestem zazdrosny o Kenny'ego...
Tak, czy inaczej, fioletowe barwy po chwili zapełniały moją bladą skórę tworząc sińce, a krew z rozciętej lekko wargi spływała po brodzie, by po chwili kapnąć na schody.

Otwierane drzwi tuż za mną spowodowały chwilowe ciepło dobiegające ze szkoły, jednak, gdy tylko się zamknęły poczułem natychmiastowy chłód. Nie interesowało mnie kto wyszedł w tej chwili, najpewniej byli to goci, chcący zapalić w spokoju, albo ktoś z uczniów korzystał z przerwy, by wymknąć się z ostatniej lekcji.
- Marsh?
Lekko rozszerzyłem oczy na charakterystyczny głos za mną. Uniosłem nieco głowę w lewo, by napotkać równie zdziwionego chłopaka.
- Craig.- wychrypiałem, po chwili kaszląc.
Nie zdawałem sobie sprawy, że mój głos będzie tak skrzeczał.
- Nie poszedłeś do higienistki, czy coś?- uniósł brew.
- A po co? Nie złamałem nogi, nie miałem wstrząsu mózgu, nie przesadzaj...- wróciłem do gapienia się przed siebie z nogami pod brodą.
- Może dlatego, że wyglądasz jak gówno z tymi potarciami i siniakami...- odpowiedział.
Jeszcze tego mi brakowało. Craig'a, który będzie komentował mój wygląd najbardziej brzydkimi sformułowaniami jakie zna.

Bez słowa usiadł koło mnie wkładając dłonie do kieszeni niebieskiej kurtki. W tej chwili zdałem sobie sprawę, że naprawdę rzadko mi się zdarzało rozmawiać z Craig'iem. W młodości fakt, często z nim i jego znajomymi rywalizowaliśmy między sobą, ale w liceum napięcie między oba grupami osłabło. Ale teraz z Craig'iem sam na sam? To mi się chyba zdarza pierwszy raz w życiu, przez co siedziałem nieco poddenerwowany nawet nie wiedząc jak dokładnie mam zacząć konwersacje.

- Masz papierosy Craig?- wypaliłem mając nadzieję, na utrzymanie rozmowy po tym pytaniu.
- Czy wyglądam na kogoś kto pali?- spojrzał na mnie zdziwiony.
Zeskanowałem go wzrokiem ostrożnie. Czarne włosy, sterczące spod prawie nigdy nie zdejmowanego niebieskiego chullo, obojętne spojrzenie na otaczający świat, całkiem chude ciało schowane pod niebieską luźną kurtką, czarne dżinsy, tak samo czarny podkoszulek...
- Tak?- zaryzykowałem.
- Kto ci tak powiedział?- nadal zły patrzył na mnie.- To, że dla większości wyglądam jak typowy palacz nie znaczy, że rzeczywiście to robię, japierdziele...- mruknął nieco zdenerwowany.
- Dobra, nieważne...- ponownie wróciłem do patrzenia na obraz przede mną, jednak kratka i chwasty nie były zbyt ciekawe.- Po coś tu przyszedł?
- O to samo mogę zapytać ciebie.
- Ja pierwszy zadałem pytanie.
- Chciałem się wymknąć z biologii...- westchnął po chwili ciszy wspominając o tym przedmiocie.
- Oh...- udało mi się tylko wymamrotać.
- O co poszło?
- Z kim?
- Z Kyle'm debilu...- przewrócił zirytowany oczami w drugą stronę.
- Dlaczego miałabym ci powiedzieć? Nie ufam ci.- zmarszczyłem brwi spoglądając na niego.
- Miło Marsh, naprawdę miło.- podparł pięścią głowę, lekko wgniatając policzek.
Może byłem dla niego za ostry? W końcu, gdyby rzeczywiście chciał uciec z biologii to nie siedziałby tu ze mną kilka minut na darmo próbując porozmawiać...

- Wybacz, ale jestem jeszcze trochę tym zdenerwowany...- zacząłem skubać paznokciem skórę na kciuku.
- Widzę.- powiedział bez emocji.
- Po prostu... Znasz to uczucie, kiedy twój najlepszy przyjaciel zaczyna się z kimś umawiać? Na początku jest wszystko jak dawniej, ale z czasem odsuwa się od ciebie, zajmuje czymś innym, a wolny czas spędza z drugą połówką ignorując cię, zapominając o tobie i tak dalej... Chciałem tylko pogadać z nim Craig. Tylko pogadać... Ale najpewniej moje słowa zinterpretował jak zazdrość, albo coś takiego. Próbowałem jeszcze normalnie mu wyjaśnić, ale same jego krzyki mnie zagłuszały i potem wyszło jak wyszło...- przeczesałem dłonią włosy zdejmując czapkę.- Co jest ze mną nie tak?- mój głos lekko zadrżał.
O japierdziele Stan, tylko nie rozpłacz się przed Tucker'em...
- Z tobą nic. To Kyle cię nie słuchał.- odrzekł Craig.- Jakby dał ci wyjaśnić do końca, to może nie siedziałbyś teraz na schodach, a twój tyłek nie marzłby tak.
- I tyle?
- Ej, nie jestem dobry w pocieszaniu ludzi, jasne?- prychnął patrząc na mnie.- Powiedziałem tylko to co wywnioskowałem z twoich wyjaśnień i krótkiego przedstawienia z wami w roli głównej na środku korytarza...
Mimowolny uśmiech zagościł na mojej twarzy po usłyszeniu jego komentarza i punktu widzenia.

Siedzieliśmy jeszcze chwilę bez słowa, jednak cisza nie była zła, bardziej przyjemna... Skierowałem wzrok na chłopaka patrzącego przed siebie.
- Wiesz co Craig? Nie jesteś taki zły jak niektórzy mówią. A raczej nie jesteś taki zły jak kiedyś mi się wydawało...
- I wzajemnie.- zaśmiał się cicho Tucker spoglądając na mnie, ale jego twarz od kontaktu z moimi oczami zmieniła się w zatroskaną.- Wszystko w porządku?- zapytał po chwili.
- O co ci chodzi?- uniosłem brew nie widząc sensu w jego pytaniu.
Krwawił mi nos, pojawił się siniak pod okiem, czy może zwyczajnie za bardzo się przybliżyłem, a Craig nie lubił tego typu kontaktu fizycznego?
- Stan, ty dygoczesz.- zauważył.
Odruchowo spojrzałem na moje ciało. Rzeczywiście, nogi zbliżyły się do siebie, kolana ocierały chcąc wyemitować ciepło, a ramiona lekko drżały, ale nawet mimo tego nie wyczułem, że jest mi zimno. Jednak zwykła bluza z kapturem nie wystarczyła na tego typu dni.
- Hehe... Racja...- instynktownie potarłem ręce o ramiona, póki na nich nie poczułem lekkiego ciężaru czegoś co przypominało kurtkę.

I tak, nie myliłem się. Niebieska kurtka Craig'a spoczywała na moich ramionach, a dłoń również należąca do czarnowłosego chłopaka pocierała teraz moje plecy kojąco. Może to nie było za dużo, by mnie rozgrzać ale jednak luźna kurtka zakrywała większość mojego tyłu już nieco ocieplając.
- To powinno pomóc.- powiedział Craig biorąc dłoń z moich pleców.
Chciałem podziękować, albo przynajmniej coś powiedzieć, jednak dzwonek uniemożliwił mi wydania z ust jakiegokolwiek dźwięku. To chyba pierwszy raz, kiedy tak bardzo się wściekam na szkołę i pierwszy raz kiedy tak bardzo nie chciałem iść na lekcje. Nawet jak na zewnątrz było zimno, to nie miałem najmniejszego zamiaru opuszczać tego miejsca. A przynajmniej nie teraz.

Craig powoli zaczął wstawać ze schodów, a po chwili otrzepał ewentualne oznaki brudu ze swoich ud.
- Tak jak mówiłem, ja uciekam z tej biologii...- zarzucił plecak na ramię.- Idziesz ze mną?
- Nie mogę, mama by mnie najpewniej zabiła...- westchnąłem wstając ze schodów, patrząc w dół.
Z jakiegoś powodu ucieczka wydawała się korzystną opcją w tym momencie, jednak nie chciałem tak ryzykować.
- Cóż, w takim razie do jutra.- powiedział kierując się w stronę wyjścia z dłońmi w kieszeniach spodni.
Patrzyłem na jego odchodzącą sylwetkę i kilka sekund mi zajęło, by zauważyć tą jedną rzecz...
- Ej Tucker, twoja kurtka!- wykrzyczałem nadal trzymając jej skrawki, by ze mnie nie spadła.
- Oddasz mi jutro!- odkrzyknął machając ręką.- A poza tym...- przystanął na chwilę i obrócił się w moją stronę.- Do twarzy ci w niebieskim.- posłał mi szczery uśmiech i zawrócił w stronę wyjścia znikając za rogiem.

Nie wiem co w tej chwili było gorsze. To, że musiałem iść na lekcje w niebieskiej kurtce Craig'a omijając odpowiedzi na pytania skąd ją mam i gdzie do cholery jest Craig. Czy może to, że w kilka sekund serce przyspieszyło mi do pełnej prędkości i nie chciało zwolnić widząc jeszcze długo ten jego uśmiech przed oczami...

South Park One Shot's II 『✓』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz