Stan × Cartman [little smut/+16!]

1.1K 23 11
                                    

Kyle

Czy to definicja perfekcji, ideału, czegoś wspaniałego? A może definicja osoby z którą przeszło mi się spotykać parę miesięcy, zanim doszczętnie zniszczyłem naszą relację i prawdopodobnie przyjaźń? Nadal nie pamiętam jak to się stało, ani nawet dlaczego, ale po kilku szczęśliwych miesiącach Kyle oznajmił, że jednak nic z tego więcej nie będzie, powiedział, że jednak bycie przyjaciółmi to coś co w zupełności mu wystarczy i potraktował mnie... Niezbyt dobrze.
Przez cały tydzień nie chodziłem do szkoły, nie miałem śmiałości spojrzeć mu w oczy, albo usiąść koło niego w szkolnej ławce. Jednak ile czasu można być 'chorym'. Na pewno nie dwa tygodnie, zwłaszcza kiedy nie ma się symptomów, ani objawień choroby. Tydzień po moich krótkich wakacjach w domu musiałem niestety wracać do szkolnej rzeczywistości, starając się ignorować wszystkie spojrzenia rudego przyjaciela.

Cartman

Najpewniej jest to definicja wszystkiego co złośliwe, hałaśliwe, nieznośne, denerwujące, kłamliwe, rasistowskie i sukowate. Zupełne przeciwieństwo Kyle'a. Dobrego, miłego i ciepłego Kyle'a...
Na pewno jest to ostatnia osoba, której bym opowiedział o moich problemach, albo tego typu rzeczach. Jednak o dziwo bardzo, ale to bardzo dobrze zniósł myśl o rozpadzie mojego związku, pozwolił sobie nawet na śmiechy kiedy ja i Kyle milczeliśmy na korytarzu, a podczas mojego tygodnia bez szkoły co lekcje pytał się kiedy przyjdę, albo jak się czuje, co było... dziwne. Zwłaszcza, że nie do końca wiedziałem, czy to na pewno Cartman, czy ktoś zabrał mu na przykład telefon...
Jednak od pewnego czasu chłopak częściej proponował, żebym z nim gdzieś wyszedł, czy to na zwykły spacer, czy to do jakiegoś klubu, ale nawet po zignorowaniu moich zdań o tym, że nie mam ochoty pić on nie ustępował i prosił coraz częściej. Zastanawiały mnie jednak dwie rzeczy:

Dlaczego on za wszelką cenę chciał mi w jakiś sposób pomóc?

I dlaczego w ogóle zgodziłem się do niego przyjść...?

(...)

Pochyliłem się nad bladym chłopakiem uważnie wpatrując w każdy szczegół na jego twarzy. Mimika wskazywała na rozbawienie i zadziorność w jednym.
- Co cię tak bawi?- zapytałem marszcząc brwi.
- Twój wyraz twarzy.- parsknął.- Jakbyś próbował mnie za wszelką cenę rozszyfrować.
- Nie próbuje...
- Stan, nie jestem kodem do sejfu, tu niczego nie trzeba zgadywać.
- Po prostu...- spojrzałem w drugą stronę, prosto na zasłonięte firankami okno.- Nie wiem tak naprawdę czego ode mnie oczekujesz... I dziwnie się czuję kiedy zdaję sobie sprawę, że leżysz pode mną i nie jesteś Kyle'm...
- Japierdziele Stan, przestań o nim tak ciągle gadać.- Cartman poderwał się do pozycji siedzącej zderzając swoje czoło z moim, najpewniej nieumyślnie.- Mam dość słuchania o tym twoim karłowatym żydzie, po to tu jesteś, by o nim zapomnieć i spróbować czegoś nowego, tak?
Co według niego oznaczało 'spróbować czegoś nowego'...?
- No teoretycznie po to tu jestem, ale-
- Więc na co czekasz Stan?- chłopak położył nacisk na moje imię, po czym pogładził moje ciało dwoma palcami od szyi do serca.
- Na pewno tego chcesz?- wydukałem.
Na moje słowa Cartman zmarszczył brwi w złości i wysyczał przez zęby moje imię.
- Dobra dobra, nie było pytania...

Pocałowałem delikatnie i szybko obie wargi chłopaka, po czym się odsunąłem na krótki moment zarabiając dziwne spojrzenie od niego. Chwila minęła, a drugi zainicjowany przeze mnie całus stał się bardziej pogłębiony i czuły. Jednak podczas drugiego kontaktu między naszymi ustami, wyczułem różnice. Kyle mimo, że nie wyglądał na takiego, to jednak całował bardziej agresywnie i brutalnie, wręcz walcząc zaciekle o zdominowanie mnie. Cartman nawet nie próbował się bić o władzę, tylko pozostając w cieniu i tyle pozwolił bym eksplorował bez granic jego na wpół otwarte usta. Nie przerwałem mimo tego pocałunku, ciągnął się on jeszcze długo, póki nie pchnąłem Cartman'a w tył, prosto na poduszki, jednak od razu wróciłem do upragnionych ust bruneta.

South Park One Shot's II 『✓』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz