Eric, Kenny, Kyle & Stan

496 19 3
                                    

Czwórka przyjaciół żwawo przemierzała zaciemniałe obrzeża miasta. Na przodzie prowadząc czteroosobową grupę szli Kyle i Stan, za nimi Kenny, który co chwila któregoś z nich uderzył śnieżką w kołnierz, a na samym końcu zdyszany Eric, który zatrzymywał się co dziesięć sekund, by odsapnąć. McCormick lubił z tego powodu stroić sobie z niego żarty, stawał przed nim i ponaglał go co chwila. Potęgowało to tylko zdenerwowanie Cartman'a, który już i tak miał wystarczająco dosyć pieszej wycieczki.

— Pamiętacie... Że... Ugh, was nienawidzę, tak?— wydyszał brunet przystając na moment.
— Nie jęcz tak dziewczyno.— zaśmiał się Kenny zwinnie przeskakując zaspy zrobione ze śniegu.— Zaraz usiądziesz, zapomniałeś?
— Co was napadło, żeby koniec roku świętować na mrozie?— warknął Eric.— Jakbyśmy nie mogli zostać w domu żrąc KFC, a przy tym oglądając telewizję...!
— Musimy coś zrobić z tymi fajerwerkami... Poza tym to ty sam chciałeś z nami iść.— zauważył Stan wchodząc pod górkę.
— Tak i teraz tego kurwa żałuję!— Cartman zrobił kilka kroków do przodu.— Agh, daleko jeszcze?!
— Już jesteśmy grubasie.— odrzekł ze spokojem Kyle odkładając torbę koło siebie.

Cartman ucieszony zakończeniem ich dwudziestominutowej trasy opadł na śnieg, ignorując, że może się zaziębić. Kenny podążył za śladami najlepszego przyjaciela i położył się tuż koło jego zdyszanego ciała.
— Nie odpoczywajcie tak wcześnie, trzeba jeszcze zrobić kilka rzeczy, prawda?— przeciągnął się Stan.— Cartman, wziąłeś je?
Zwrócił się do bruneta, który nadal nie śnił wstawać z ziemi. Ręką schowaną pod grubą czerwoną kurtką Eric wskazał na plecak pękający w szwach, który spoczywał na jego barkach. Blondyn wygrzebał się ze śniegu i wyszperał kilka sztucznych ogni oraz fajerwerków z plecaka Cartman'a.
— Stary, skąd tyś to wytrzasnął?!— chłopak rozradowany zaczął przyglądać się kolorowym pudełkom.— Zajebiste!
— Mam swoje sposoby Kenny, dobrze o tym wiesz...— mruknął Cartman podciągając ciało do pozycji siedzącej.
— Odpalamy?— wyciągnął zapałki z kieszeni Kyle.
— Zaczekajmy do północy.— polecił kruczowłosy.— Ile nam jeszcze zostało?
— Dziesięć minut.— Eric spojrzał na zegarek przy nadgarstku.

Rudzielec razem z Marsh'em przysiedli koło Cartman'a na puszystym śniegu. Po chwili dołączył się do nich Kenny, siadając po prawej stronie Stan'a.
— Rany... Uwierzycie, że po nowym roku będziemy mieli wszyscy po 18 lat...?— uśmiechnął się niebieskooki kruk.
— I tak ten wiek zdobędziesz najpóźniej z nas.— uśmiechnął się Cartman podpierając dłonią policzek.
— Co z tego?— chłopak nadal wpatrywał się w gwiaździste niebo.— Prędzej skończę 18 lat, nim ty znajdziesz sobie dziewczynę.
— Ej! To nie moja wina, że jej nie mam!— wrzasnął.
— Jesteś gruby, to odstrasza wszystkie potencjalne kandydatki. Pf, o ile się takowe znajdą...— odparł Kenny.
— Stul się.
Eric ulepił niezgrabną śnieżkę rzucając na oślep, byleby trafić w blondyna. Niestety mógł poszczycić się jedynie fatalnym celem, bo kula poleciała za niego.
— Poćwicz celowanie księżniczko.— wychylił się zza Stan'a McCormick.
— Kenny, przysięgam na Boga, że jak się nie zamkniesz to-
— Oboje się uspokójcie.— znużony głos Kyle'a przerwał zaczynającą się kłótnie między najlepszymi przyjaciółmi.— Odpalmy już lepiej te fajerwerki...

Broflovski wstał ze śniegu podchodząc do pudełka. Razem ze Stan'em idącym za nim poszedł na stojący kilkanaście kroków od nich chodnik biorąc ze sobą wyrób pirotechniczny. Dwójka chłopców przykucnęła na betonie, po czym Kyle wyjął instrukcję z kieszeni, którą wcześniej zapisał w domu.
— Odpalałeś to już kiedyś?
— Nie.— nie przerwał czytania rudy.— A ty?
— Też nie.— przyznał Stan.— Idziemy po Cartman'a?
— Sam to ogarnę.— zmarszczył brwi Kyle wczytując się w kartkę.— Dobra, tutaj piszą, że trzeba wybrać jednolite i twarde podłoże...— chłopak spojrzał w dół na chodnik.— I zapalić jedynie koniec lontu, by mieć czas na oddalenie się.
Piwnooki wyjął z kieszeni zapałkę razem z pudełkiem po czym przejechał główką po drasce zapalając ją od razu.
— Jak to się nie uda i zginę przytłoczony fajerwerkami to powiedz Cartman'owi, że go nienawidzę. A teraz się odsuń...
Chłopak trzymając głowę jak najdalej od sprzętu odpalił koniec sznurka i czym prędzej rzucił zapałkę na śnieg.
— Za kilkanaście sekund powinno polecieć w górę...

Gdy Kyle i Stan wrócili do Cartman'a i Kenny'ego zastali dwójkę przyjaciół toczących ze sobą wojnę tarzając się w śniegu. Oboje cali obsypani białym puchem nie szczędzili w małej bitwie do siebie wulgaryzmów i złośliwych określeń.
— Ten palant rzucił się na mnie, gdy poszliście.— prychnął Kenny wstając ze śniegu i otrzepując blond czuprynę.
Może i Eric mógłby mu jeszcze odszczeknąć, ale wszelkie próby rozpoczęcia przez niego kolejnej kłótni zostały przygaszone przez dźwięk fajerwerek, które Kyle ze Stan'em odpalili przed chwilą.

Kolorowe odblaski rozświetliły granatowe nocne niebo nad głowami siedemnastolatków. Każdy z nich teraz wpatrzony był w górę na tą scenerię z zafascynowaniem.
— Więc... Kolejny wspaniały rok spędzony w naszym gronie, co?— chichot wymknął się Kenny'emu z ust, po czym objął Cartman'a ramieniem.
— Hej, dlatego jest wspaniały, prawda?— przyznał Marsh nie przerywając wpatrywania się w niebo, które zdobiły fajerwerki.— Cieszę się, że kolejny rok mogę spędzić z wami.
— Ojej Stan, to takie miłe, może przyjdziesz i pocałujesz każdego z nas w dupę na znak naszej przyjaźni?— zatrzepotał rzęsami Eric naśladując kobiecy głos.
— Stan ma rację. Nie wyobrażam sobie roku spędzonego bez was, wiecie?— sennie wtulony w ramię wyższego przyjaciela wymamrotał z uśmiechem Kyle.
— Popieram.— kąciki warg podniosły się na twarzy Kenny'ego.
— I co Cartman? Nic nie odpowiesz?
Stan ukradkiem spoglądając na twarz grubego kolegi nie przestawał się uśmiechać. Chodź może to od mrozu i faktu, że policzki nie chciały mu opaść w dół. Albo dlatego, że doskonale sobie zdawał sprawę jaka będzie odpowiedź...
— Ugh...— mruknął Cartman pod nosem krzyżując ramiona na klatce piersiowej.— Nienawidzę was...

Śmiech każdego z trzech chłopców rozniósł się po całej okolicy. Wiedzieli przecież, że Eric nie mówił tego na poważnie. Kto wie, może w nowym roku postanowieniem bruneta będzie szczerość? Albo przynajmniej staranie się by być miłym.

Przez następne minuty czwórka znajomych sennie przyglądała się nocnemu niebu opustoszałego już dawno z wystrzałów fajerwerek. I chodź żaden z nich nie powiedziałby tego w następnych miesiącach, ani nawet nie przyznał przed innymi, że miewa takie rozmyślenia...

... to pomysł spędzenia niezliczenie wielu następnych lat wspólnie, w czwórkowym gronie wydawała się dla każdego z nich najlepszym rozpoczęciem nowego roku i zakończeniem starego. Nawet dla Cartman'a...

South Park One Shot's II 『✓』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz