Stutters

430 12 0
                                    

Butters zawsze był... inny. Cartman cały czas mu to powtarzał przy najbliższych okazjach. I to nie dlatego, że wypominając mu to chciał, by blondyn poczuł się jakoś wyjątkowo słysząc te słowa. Wręcz przeciwnie - mówiąc mu, że jest tym innym przy okazji to wyrażenie zamienił coś na wzór obelgi i czegoś w rodzaju wyzwiska. I... on rzeczywiście taki był.

Już od dawna wiedziałem, że kiedy Butters będzie kręcić się w pobliżu mnie to stanie się coś niedobrego. Najprościej rzecz ujmując tam gdzie Butters, tam kłopoty. Przykład? Szuriken w oku jest chyba wystarczający. Skutki? Mała, prawie niezauważalna blizna na lewej powiece blondyna, jednak o mój Boże... Sposób w jaki błękitno-zielone ślepie się po tym prezentowało był... fenomenalny. Hanrietta wielokrotnie wspominała, że chociaż trochę dodaje mu to stylu gotyckiego z czym akurat reszta razem ze mną się zgadzała. Jednak wampirze dzieciaki mnie wyprzedziły i jako pierwsze zgarnęły Butters'a do swojego kręgu towarzystwa.

W kwestii bycia tym innym od reszty Cartman wspominał również o samym wyglądzie chłopaka. Fakt, miewał dawno taki okres, że biegał po podwórku ubrany w folię aluminiową na głowie i nadgarstkach, ale... to było dawno, był wtedy 10 letnim dzieckiem. A to jak jego garderoba wyglądała kiedyś wcale nie oznacza, że dzisiaj też się tak prezentuje. Teraz wyglądał nieco... mroczniej, to na pewno. Jednak widać po nim było, że najpewniej ciemne ubrania, które sam na siebie zakładał każdego dnia dopełniając je rzeczami takimi jak naszyjnik, czy bransolety z ćwiekami, były noszone na siłę, by nie zostać odepchniętym od towarzystwa wampirzych dzieciaków. Jestem przekonany, że chłopak, gdy wraca do domu od razu przebiera się w te grube i luźne swetry w różowym kolorze...

Wielokrotnie ubolewający nad zadawaniem się z Butters'em Cartman narzekał również, że jego zachowanie na przestrzeni lat nie zmieniło się w ogóle. Ile razy przechodząc przez korytarz słyszałem krzyki na drobnego blondyna lub narzekanie grubasa na niego? Cóż, wiele razy, jednak do dzisiaj nie wiem gdzie Cartman widzi problem. W tym, że Butters był nieco natrętny? Naiwny? Jakkolwiek to nie zabrzmi... uroczy? Nie da się zliczyć na obu dłoniach ile razy niższy chłopak brał udział w tych dziwnych i nienormalnych planach Eric'a, a to pewnie właśnie one po części sprawiły, że naiwność Stotch'a podniosła się o dwa razy, a natrętność zaś, wynikała z chęci zadawania się z kimś i spędzania czasu. I to nie było denerwujące, tylko na swój sposób... urocze. Ile bym dał, żeby Butters tak za mną łaził kilka razy w tygodniu i prosił o spędzanie czasu, czy coś w tym rodzaju...

A najlepsze było to, że mimo tych wszystkich lat i dni spędzonych przy boku Eric'a Cartman'a [wrednego i sukowatego Eric'a Cartman'a] Butters jakimś cudem zachował optymizm i radosny charakter po dzisiejsze dni, ignorując coraz bardziej z roku na rok te wszystkie obelgi i przezwiska, nie tylko od grubego. Dziwnym było, że nadal był chętnym do pomocy i uśmiechniętym chłopakiem, nawet w tych... niecodziennych ubraniach, które nosił. Tak... Na swój sposób to zgrywało się ze sobą całkiem... miło.

Z czasem zaczynałem żałować, że w podstawówce nie przyjaźniłem się z nim jakoś bardziej i bliżej. Będąc nawet poza jego kręgiem towarzyskim teraz przynajmniej mógłbym z nim okazjonalnie spędzać czas lub coś w tym stylu. A tak? I goci i te wampirze dzieciaki nie pałały do siebie miłością i przyjaźnią, ledwo co wytrzymywały przechodzenie koło siebie na korytarzu szkolnym. Tak więc moje szanse zostały przepuszczone totalnie, jednak nawet nie zwracałem specjalnie na to uwagi, bo obserwowanie go z daleka nie wydawało się złym pomysłem. Mogłem patrzeć jak chodząc po boisku wolnym krokiem podśpiewuje sobie nieznane mi piosenki, albo jak razem z tymi dziwnymi wampirzymi dzieciakami rozmawia śmiejąc się przy kiepskich żartach. Butters nie był aż tak inny. Zwyczajnie się wyróżniał od reszty i to chyba uważałem w nim za tą część, która mnie najbardziej... intrygowała...

- Ej.
Zamrugałem kilka razy na głos stojącej obok mnie osoby. Spojrzałem na papierosa opuszczonego przeze mnie na ziemię, najpewniej w trakcie rozmyślania.
- Co?- włożyłem ręce do kieszeni kurtki.
- Znowu myślisz o tym wampirzym dzieciaku?- uniósł brew czerwonowłosy.
- Zamknij się Pete.- warknąłem patrząc przed siebie spod łba.
Butters właśnie razem z jego kręgiem towarzystwa upijał się czymś co jego znajomi nazywali 'krwią', a jednak wiadomym było, że to zwykły sok pomidorowy. Hanrietta skrzywiła się z niesmakiem zapalając swojego papierosa i obserwując tą scenę siedząc na ziemi pod ścianą razem z nami.

- Co was w ogóle obchodzi na kogo się patrzę...- prychnąłem pod nosem nie spuszczając wzroku z farbowanego blondyna.
- Stary, prawie się uśmiechasz.- zauważył Michael.
- Obrzydlistwo.- mruknęła Hanrietta pod nosem wydychając dym przed siebie.
Uśmiechałem się? Poważnie?
- Żartujecie sobie ze mnie?- dotknąłem swojego policzka odruchowo.
- Dlaczego mielibyśmy?- odrzucił głowę w bok Pete, by poprawić spadające włosy na twarz.- To nie w naszym stylu.
- A ty na serio prawie miałeś ten głupi wyszczerz na twarzy...- powiedział Firkle.
Spojrzałem ponownie na Stotch'a po drugiej stronie dziedzińca, teraz, z uwagą słuchającego jednego z jego znajomych z zadowoloną miną. Mój Boże...

Nie zdejmując dłoni z policzka poczułem mimowolny formujący się uśmiech. Na szczęście lekki, nie taki, by od razu był do wykrycia.
- Znowu to robisz.- prychnął Michael gasząc fajkę.
- Pierdol się...

South Park One Shot's II 『✓』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz