Keneric

518 16 5
                                    

➛ wiek Kenny'ego & Eric'a w rozdziale - 12/13 lat
___

Głowa pulsowała mi tak mocno, że w jednej chwili pomyślałem o tym, czy sensownym wyjściem było się obudzić z drzemki. Jednak po otworzeniu oczu jedyne co zauważyłem, a raczej jedyne co mnie oślepiło to mocne światło lampy wiszącej tuż nade mną. W tamtym momencie zdałem sobie sprawę, że to nie mój pokój, ani żadne inne pomieszczenie w moim domu. Ale chwila... Kiedyś tu już byłem, tak? Ten zapach, to niewygodne łóżko, ta wkurwiająca oślepiająca lampa tuż nade mną, kroplówka... Zaraz, kroplówka? Co się ze mną stało...? Pomyśl Eric, pomyśl, co robiłeś przed chwilą, że się tutaj znalazłeś...

Razem ze Stan'em, Kenny'm i Kyle'm goniliśmy Butters'a po podwórku, który z nieznanych powodów przed nami uciekał. Stawiam, że nie chciał się z nami bawić, bo i tak wiedział, że ze mną przegra, nieważne w co będziemy grać. Potem zdecydowaliśmy, że rozdzielimy się, by poszukać Butters'a, który gdzieś szybko spierdzielił. Stan i Kyle jak zawsze razem byli w jednej grupie, ja i Kenny ze sobą w drugiej. Następnie ja z tym biedakiem poszedłem gdzieś w okolice tych opuszczonych garaży na granicy miasta, kto wie, może Butters się tam ukrywał...? Co było potem, co było potem...?

Po krótkich i nieudanych poszukiwaniach Butters'a Kenny z nieznanych mi przyczyn wybiegł do przodu wyrywając się dosłownie na jezdnię. Po co tam pobiegł to nie mam i nie miałem pojęcia, jednak nie zszedł z drogi nawet, gdy go wołałem kilkanaście razy, a z daleka dobrze mógł zauważyć jadący szereg samochodów. Poleciałem za tym idiotą praktycznie od razu nie myśląc co robię. Całą siłę zebrałem w dłoniach odpychając go tak mocno, że poleciał w krzaki, a ja sam już raczej nie miałem szans na ucieczkę z drogi, a to, że się potknąłem również nie wróżyło dobrze. Potem nie pamiętam niczego, najpewniej jakiś sukinsyn mnie uderzył tak mocno, że urwał mi się obraz przed oczami i teraz leżę gdzie leżę. Zabiję tego gnoja w czerwonej Maździe jak stąd wyjdę.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu ostrożnie, bo ból w karku nie dawał mi szans na uniesienie wysoko głowy. Jedyne co mogłem to podeprzeć się na łokciach co i tak ledwo mi się udało, bo jednak byłem nieco osłabiony. A osoba, która spoczywała górną połową ciała na moim łóżku nie pomogła mi w tym za bardzo. Zdziwiłem się, że ktoś poza moją mamą i Butters'em mógłby chcieć mnie widzieć i odwiedzać w szpitalu. A jednak...

— Kenny?— pierwszy raz w życiu dziwiłem się aż tak na jego obecność.
Chłopak na mój głos uniósł ostrożnie głowę i spojrzał w moją stronę. Oczy miał szeroko otwarte, w dodatku wydawało mi się jakby były zrobione ze szkła. Zaczerwienione policzki i lekko uchylona drżąca warga to pierwsze takie rzeczy, które u niego widzę. W dodatku zdjął kaptur, przez co w końcu mogłem go lepiej widzieć i słyszeć.
— Czy ty płaczesz?— zaryzykowałem rozpoczęcie rozmowy głupim pytaniem retorycznym.
— Ty idioto...— warknął Kenny przez łzy.
Chłopak wytarł szybko nos rękawem kurtki, po czym rzucił się na moją szyję ignorując te wszystkie podpięte kable i inne pierdoły wokół mnie.

W pierwszej chwili myślałem, że chce mnie udusić, czy coś, ale zdałem sobie sprawę, że nic takiego nie robił. On mnie... bardziej przytulał...
— Ej, co ty kurwa robisz?— zmarszczyłem brwi upadając przez ciężar chłopaka z powrotem na materac łóżka szpitalnego.
— Jesteś idiotą, że za mną tam pobiegłeś, czy jak?!— wykrzyczał mi prosto do ucha.
— To ty jesteś debilem, że nawet nie patrzysz gdzie kurwa lecisz!
— To nie jest twój zasrany interes! Chciałeś zginąć?!
— Miałem pozwolić, żebyś znowu się zabił?!

Chciałem go odepchnąć od siebie resztkami sił, ale skurwiel się mocno trzymał, chodź zdawało mi się, że jego uścisk się osłabił, a oddech nieco ustabilizował.
— Ty... Coś ty właśnie powiedział?
— Nie udawaj głupka, dobrze wiesz co powiedziałem.— mruknąłem pod nosem.
— Pamiętasz to wszystko?— uniósł się blondyn ze zdziwieniem mając obie dłonie po bokach mojej twarzy.
— Stary, jak mogę tego nie pamiętać? Jednego dnia strzelasz sobie z pistoletu w skroń, a drugiego przychodzisz do szkoły, to chore.— prychnąłem.— Nie jestem jak Stan i Kyle, którzy grają dwójkę niedorozwojów umysłowych. Pamiętam za każdym razem co się z tobą dzieje...
— A jednak pobiegłeś za mną nie myśląc co się może z tobą stać, a mając dokładną świadomość co mnie może czekać...— uśmiechnął się Kenny czule.— Uratowałeś mnie Cartman.
'Uratowałeś mnie Cartman' brzmi pedalsko.— oznajmiłem zgodnie z prawdą.
— Oh, więc... powinienem powiedzieć 'Uratowałeś mnie Eric'?

Uśmiech chłopaka poszerzył się sprawiając, że przypomniałem sobie w jakiej pozycji się obaj znajdowaliśmy. Uniosłem dłoń, która spoczęła na klatce piersiowej blondyna i próbowałem go od siebie odepchnąć, by przynajmniej usiadł na krześle koło łóżka, a nie zwisał nade mną jakby chciał mnie pocałować.
— A jednak ludzie mówią same kłamstwa.— stwierdził ignorując moje próby popychania go z dala ode mnie.— Ty rzeczywiście masz w sobie jakieś tam ludzkie uczucia.— zachichotał cicho schylając się.

Ponownie w ciągu tych piętnastu minut Kenny nachylił się i oplótł moją szyję. Tym razem jakoś bardziej ostrożnie, a nie jak przedtem, że prawie chciał mnie udusić. Taki zwykły nieszkodliwy uścisk...
— Złaź ze mnie Kenny...— westchnąłem, jednak chłopak nie posłuchał potrząsając na boki głową.
Jęknąłem poklepując go lekko po plecach, by na wszelki wypadek go uspokoić, jak znowu mógłby zacząć płakać. Nie byłem dobry w pocieszaniu innych, nigdy tego nawet w życiu nie robiłem, ale pomyślałem, że taka rzecz mogłaby chłopaka trochę opanować.
— Wiesz Cartman... Jesteś moim najlepszym przyjacielem.— powiedział cicho nie podnosząc się.
— Mhm...— mruknąłem pod nosem kreśląc teraz małe kółka na jego łopatkach.

Zgaduje, że Kenny w takich warunkach mógłby nawet zasnąć, nie przejmując się tym, że jego materacem byłem ja, a pokój to tak naprawdę szpitalna sala, która nie pachniała za ciekawie. Jemu było wszystko jedno. Nie ruszyło by go nawet to, że do pokoju wszedł by lekarz, pielęgniarka, czy moja matka. Pewnie odpowiadałoby mu też spanie tutaj cały wieczór razem ze mną na jednym łóżku. Ugh, dlaczego myślę o takich głupich rzeczach...

— Kenny...— powiedziałem szeptem sprawdzając, czy chłopak nadal jest przytomny, czy przypadkiem nie zasnął.
— Hm?— mruknął cicho na moje ucho wysyłając te jebane dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa.
— Zabierz kolano z mojego uda.

South Park One Shot's II 『✓』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz