Trzask drzwi słychać chyba było na cały dom, kiedy po kolejnej kłótni z ojcem wparowałem wściekły do pokoju mszcząc się na pierwszym lepszym przedmiocie całą siłą. Padło niestety na drzwi, które pod wpływem mojego gniewu i frustracji prawie wypadły z zawiasów, jednak jakimś pieprzonym cudem jeszcze się trzymały.
Butelka pod poduszką czekała na mnie często po takich kłótniach. Sięgnąłem więc po nią siadając na łóżku krzyżując nogi. Całe szczęście, że jeszcze z niej nic nie piłem i przez resztę wieczoru mogłem się rozkoszować ukochanym alkoholem. Otwierając ją upiłem łyk uśmiechając się smutno. To śmieszne, że miałem wokół siebie tyle osób z którymi mogłem zawsze porozmawiać. Kyle, Kenny, czasem nawet Eric się opamiętywał i potrafił zamknąć, by kogoś wysłuchać. Ale, czy ostatnim razem to coś dało? Nie. 'Stan, wyolbrzymiasz wszystko', 'Stan, na pewno nie jest aż tak źle', 'Stan przesadzasz'... Wystarczyła jedna głupia butelka bym poczuł się nieco lepiej, bym wypełnił jakąś pustkę wewnątrz siebie, a nie rozmowa, czy pocieszanie mnie.
Nie chciałem się przyznać nikomu, ale mówienie w kółko 'wszystko będzie dobrze', lub 'nie martw się, wszystko się ułoży' było już do zarzygania. Dlatego też nie zdradzałem większości osób o moich problemach w domu, o prawie codziennych kłótniach z ojcem, czasem pod wpływem alkoholu, albo o siostrze, która z wiekiem prawdopodobnie nienawidziła mnie jeszcze bardziej i żałowała, że stąpam po tej samej kuchni, lub łazience co ona przez kilkanaście lat. Jedynymi osobami byli Kenny, Kyle i Cartman, ale nawet oni mnie zignorowali i olali doszczętnie... Jednak poza nimi ta jedna osoba doskonale wiedziała jak się czuje...
Patrząc na zawartość butelki, którą wypiłem już do połowy dźwięk powiadomienia z telefonu wybudził mnie z kolejnych gównianych przemyśleń. Zerknąłem na ledwo co żyjący telefon, ze względu na baterię, na stoliku nocnym. Byłem gotów zamordować człowieka, który śmie mi zawracać dupę o 23, jednak ochłonąłem, kiedy zobaczyłem imię Butters na ekranie z wiadomością.
Butters: Znowu.
Butters: Otworzysz...?
Butters: Proszę...Udałem się na dół po schodach mijając ojca oglądającego głośno mecz i otworzyłem drzwi. Powiew zimnego powietrza i krople deszczu uderzyły we mnie niemal natychmiast. Osoba stojąca w progu również trzęsła się z zimna, pocierając ramiona, by poczuć się nieco cieplej. Lodowate oczy spojrzały na mnie błagalnie prosząc wręcz o azyl w moim domu. Przesunąłem się w bok, dając wejść do pomieszczenia blondynowi, który od razu odetchnął czując, że w środku nie musi dłużej marznąć.
- Przepraszam, że tak nagle...- wyjąkał Butters patrząc na swoje buty zakłopotany.
- Nie szkodzi.- powiedziałem i gestem nakazałem mu iść za mną po schodach.
Czekając aż chłopak zdejmie obuwie i minie mojego rozbawionego ojca na kanapie krzyczącego, że gumki się skończyły, udałem się spokojnym krokiem do pokoju.Butters przychodził do nas często, zwłaszcza w takich godzinach wieczornych, również po kłótniach z rodzicami. Tak samo jak u mnie, u Butters'a zazwyczej większość olewała jego problemy w domu, udając, że nic się nie dzieje. Byłem osobą w nieco podobnej sytuacji co blondyn, stąd Butters stał się z czasem dla mnie ważny jak Kyle, możliwe, że nawet ważniejszy. Musieliśmy sami z siebie ze sobą rozmawiać, sami musieliśmy sobie z tym radzić. Razem musieliśmy przez to przejść.
Raz na dwa tygodnie pojawiał się u nas, czasem nawet przychodził raz na tydzień. Mojemu ojcu nigdy to nie przeszkadzało, jakoś nie zaprzątał sobie głowy tym, że jego syn sprowadza o takiej porze kolegę do pokoju, kiedy następnego dnia ma lekcje i szkołę. W dupie miał również to, że blondyn przez te wszystkie wizyty zostawał na noc. No jasne, to nic dziwnego...- Będziecie się pieprzyć?- usłyszałem rozbawiony głos Shelley, która wychodziła z pokoju.
- Nie twój interes.- pokazałem jej jakże miły gest jakim jest środkowy palec.
Jednak kilka lat z Tucker'em w jednej klasie robi swoje.
- Nieważne.- syknęła uderzając mnie w ramie schodząc na dół.
Butters niezręcznie przeszedł koło niej, by za chwilę dorównać mi kroku w drodze do pokoju.Trzymające się nadal drzwi otwarły się powoli. Dałem znak, by chłopak wszedł pierwszy i usadowił się gdzieś, zanim ja zamknę drzwi i dam mu suche ubrania. Tak jak zawsze, blondyn najbardziej ze wszystkich rzeczy w moim pokoju najbardziej lubił moje łóżko. Nawet kiedy przesiąknięte było łzami, kroplami po napoju w butelce, lub kołdra była niewyprana i brudna, on zawsze siadał na nim posłusznie wtulając się w jedną z poduszek.
Ponieważ Butters był ode mnie o wiele niższy nie miałem za wiele ciuchów w jego rozmiarze, toteż rzuciłem delikatnie w jego stronę niebieską luźną bluzę, najmniejszą jaką miałem.
- Ściągnij koszulkę i załóż to.- głową wskazałem na bluzę.- Chyba, że wolisz najpierw wziąć prysznic...
- Nie mam na to siły.- westchnął cicho nie przejmując się moją obecnością, ściągając górę ze swobodą.
Rzucił koszulkę gdzieś na podłogę nie interesując się, gdzie wyląduje i, czy jutro będzie czysta, po czym założył niebieski przedmiot.Usiadłem koło niego krzyżując nogi i odkładając butelkę, z której wcześniej piłem, na podłogę. Spojrzałem na twarz chłopaka. Poplamiona mokrymi śladami, chociaż to prawdopodobnie od deszczu, który powitał i mnie od progu. Twarz czerwona, możliwe, że od zimna, możliwe, że od płaczu. W dodatku ciało lekko dygotało, bo od domu Butters'a do mojego nie było szczególnie blisko, więc kilka minut musiał w takiej pogodzie przejść. Pociągnąłem go do siebie tak, że chłopak siedział między moimi nogami przodem do mnie. Jego ręce oplotły mnie w talii, a nogi spoczęły po bokach mojego ciała.
- Co tym razem...?- zapytałem lekko bawiąc się mokrymi kosmykami blond włosów.
- Tak szczerze, to nic na co się było warto złościć...- pociągnął nosem.- Takie tam, że jestem bezwartościowy, źle się uczę, nie interesują mnie dziewczyny i wiele innych... Niby to ta sama gatka, którą wałkuje pół roku, jednak... To nadal boli Stan, wiesz?- uniósł głowę, by spojrzeć na mnie smutnym wzrokiem.
Przyciągnąłem go do swojej szyi, jedną ręką kreśląc kółka na jego plecach, druga zaś, nadal znajdywała ukojenie w blond lokach.
- Wiem o tym...- wyszeptałem.
- Widzę, że u ciebie nie lepiej?- jego wzrok spoczął na kawałku butelki wystającej zza rogu łóżka.
Zachichotałem cicho.
- Masz oko Butters...
- Wiem Stan.- przytulił mnie mocniej chłopak.Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy właśnie w ten sposób. Jedynym odgłosem były nasze własne oddechy, a po czasie pociąganie nosem przez Butters'a stało się niesłyszalne.
- Chcesz coś obejrzeć?
- Chętnie.- uśmiechnął się mniejszy i odsunął się ode mnie, bym mógł wstać po laptopa.
Poszedłem po wspomnianą rzecz, a po chwili kładąc się na łóżku położyłem laptop po mojej prawej szperając w poszukiwaniu filmów. Butters wczołgał się na mnie, wtulając w moją klatkę piersiową zadowolony. On naprawdę lubił się przytulać. To słodkie, że najbardziej lubi to robić ze mną, tym, który zazwyczaj stronił od takich rzeczy, od kilku lat częściej niż sam Cartman.
- Stan...?- wymamrotał gładząc mnie po boku.
- Hm?
- Obiecaj mi, że jak dorośniemy, to uda nam się gdzieś uciec...
- Obiecuję. Kiedyś się z tego wyrwiemy... I uciekniemy jak najdalej stąd...
- Razem...?
- Razem...
CZYTASZ
South Park One Shot's II 『✓』
Fanficprawdopodobieństwo występowania żartów w stylu Cartman'a, wulgaryzmów a szczególnie shipów mało znanych bardzo duże niszczenie charakteru postaci zdarza się występować zamówienia przyjmuję 『• postaci należą do Trey'a Parker'a & Matt'a Stone'a •』