Stenny

494 19 11
                                    

jestemtubyzabijac for you
___

Przysiadłem na miękkiej trawie przyciągając do siebie Kenny'ego od razu. Niższy chłopiec nie zaprotestował, gdy wtuliłem go delikatnie w moje ramię gładząc jasne loki uwolnione od kaptura.
— Wiesz ile mi zajęło, by w końcu wyrwać się gdzieś z tobą? Bez Kyle'a i Cartman'a?
— Stawiam, że długo. Ostatnio jakoś częściej chcieli spędzać ze mną czas...— zachichotał blondyn.— Aż dziwne, prawda? Chociaż Cartman'a rozumiem, to mój najlepszy przyjaciel mimo wszystko... Ale Kyle? Rany, nie odstępował mnie na krok przez cały tydzień.
— Nie przytłaczało cię to?
— Lubię Kyle'a, to też mój przyjaciel. Nie przeszkadzało mi to, że nagle tak się o mnie zatroszczył.— Kenny podniósł głowę spoglądając na mnie.— Aż trudno mi było nawet z tobą pogadać, wiesz?— dodał smutnym tonem.— Chyba wtedy poczułem jak mi cię brakuje...
— Hej, mamy dzisiaj całe popołudnie dla siebie...— uśmiechnąłem się.— A jak mi się uda odgonić od ciebie tamtą dwójkę to możemy nawet spędzić cały tydzień sami.

Kenny nic nie odpowiedział. Niebieskie oczy nadal patrzyły na mnie czule, jednak za kilka sekund zmieniły pole do podziwiania kierując wzrok przed siebie, po czym się zamknęły. Usłyszałem ciche westchnięcie z ust chłopaka. Brzmiał na zmęczonego. Nie dziwię mu się, słońce zaczęło zachodzić za górami, a w lecie ciemność ogarnia South Park dopiero po dziewiątej wieczór. Nic dziwnego, że Kenny był senny.

— Stan... Nie rozmawiajmy na razie o Kyle'u i Cartman'ie, dobrze?— powiedział cicho nadal nie otwierając oczu.
— Jasne...
— Powiedziałeś, że chcesz ze mną spędzić miło czas, nie musimy w konwersacjach poruszać tematu tamtych.
— Um... Racja.— rozkoszując się pod miękkim dotykiem lokami przeczesywałem je łagodnie między palcami.
— Więc... Właściwie, dlaczego na nasze spotkanie wybrałeś Starks Pond?— kąciki ust Kenny'ego powędrowały w górę.— Jakby nie było innych miejsc w mieście. Na przykład pizzeria.
— Po prostu... Tu jest przyjemnie.— spojrzałem na staw.— Cicho i spokojnie... Nikt by nas nie znalazł.
— Teraz brzmisz jak seryjny morderca.— zaśmiał się otwierając oczy.— Powinienem teraz biec jak najdalej od ciebie?
— Nawet nie próbuj.

Złapałem Kenny'ego za nadgarstki przyciągając bliżej do siebie, by nie uciekł. Chodź nie planowałem i nie spodziewałem się tego, po chwili uścisk przerodził się w małą i amatorską odmianę zapasów. Szybko się jednak zakończyły, bo zaledwie po tym jak zdałem sobie sprawę, że Kenny leży tuż pode mną od razu jakoś serce zabiło mi nieco szybciej chcąc pomknąć do niebieskookiego.
— Rany, jesteś cały rozpalony.— McCormick dotknął mojej twarzy ujmując ją w dłonie.— Szybko się męczysz.
Jasne, że powód był... inny. Nie zmęczył bym się takim małym wysiłkiem. Tu chodziło o coś głębszego. I... Coś czego nie chciałem mówić nikomu od dawna. A zwłaszcza jemu.

— K—Kenny?— zacząłem, krzycząc w myślach, by serce przestało mi wyskakiwać z klatki piersiowej.
— Tak... O co chodzi Stan?
— Ja... Um...— rozejrzałem się po bokach, by upewnić się, że nikogo nie ma.
Wstałem po chwili z trawy podając rękę chłopakowi.
— Muszę ci coś powiedzieć...
Kenny spojrzał w lewo dostrzegając, że słońce zdążyło już zajść za horyzont i tylko mały prześwitujący skrawek światła dało się ujrzeć. Zmarszczył na to brwi i westchnął łapiąc się mojej ręki.
— Właściwie... Też ci muszę coś powiedzieć...— odrzekł wstając z trawy, otrzepując jej kępki ze stroju.
— To... Który pierwszy?— cichy śmiech wyrwał się z moich ust, ale blondyn nie podzielał mojego entuzjazmu.
— To dość ważne... co ci mam do powiedzenia.— wyznał poważnym tonem.
— Też mam coś ważnego...— zgiąłem dłonie w pięści.
Usłyszałem wdech i wydech z ust chłopaka. Stresował się najwyraźniej. Ale czym...?

South Park One Shot's II 『✓』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz