ROZDZIAŁ I

1K 57 4
                                    

────── ✦ ──────

ROZDZIAŁ I: Statek o czarnych żaglach zwiastunem nadchodzącego zła.

────── ✦ ──────

Wachlarz w jej dłoni poruszał się w tę i z powrotem, by ochłodzić jej nagrzaną od słońca skórę. Było ciepło, bardzo ciepło. Różowa, falbankowa suknia, którą miała na sobie coraz bardziej stawała się ciężka i nie wygodniejsza, a gorset zaciskał się wokół jej żeber. Mimo to, Danielle nie narzekała. Była nauczona chodzić w takich sukniach w dużych upałach. Gdyby nie lata praktyki, to pewnie by tutaj zemdlała. 

— Panno Sheldon, czy życzy sobie panienka wody? — spytała pokornie służka, która przystanęła przy niej. Była od niej trochę niższa i ubrana w prostą biało-brązową sukienkę, którą z chęcią teraz by Danielle założyła.

— Tak, poproszę — pokiwała głową z delikatnym uśmiechem na różanych ustach.

W środku po prostu błagała o wodę, by choć trochę się schłodzić. Nie była przyzwyczajona do podróży statkiem. Płynęła nim tylko jeden, lub dwa razy, ale była wtedy młodsza i niewiele pamiętała. 

Służka, jeśli dobrze Danielle pamiętała, to miała na imię Clara, ukłoniła się i odeszła w kierunku ładowni, gdzie zapewne trzymano słodką wodę. 

Dasz radę, Danielle. Jeszcze tylko trzy dni, a później będziesz już w Anglii, ubrana w białe koronki i falbanki, składając przysięgę małżeńską, Abernathy'emu. Tylko trzy dni dzielą cię od zastania Hrabiną Bennett. Co może pójść nie tak?

Myślała, stukając palcami w jasne drewno relingu i wpatrując się w złoty pierścionek zaręczynowy z niedużym diamentem. Podobał jej się, nie był duży, ale był wygodny. Pamiętała dobrze, jak kiedyś jednej ze starszych koleżanek jej pierścionek wplątał się we włosy, tylko dla tego, że był za duży i miał wiele zdobień, a ona akurat musiała w pewnym momencie poprawić sobie fryzurę. Jej wrzask, kiedy Danielle jej pomagała z jeszcze dwoma innymi dziewczynami wyplątać pierścionek z blond loków, był wystarczająco dobrym ostrzeżeniem przed zakupem tak dużego pierścionka zaręczynowego.

— Jak się czujesz, panno Sheldon? — podskoczyła słysząc męski głos obok niej. 

— Kapitanie, niezaprzeczalnie posiada pan umiejętność cichego chodzenia — odwróciła się w jego stronę z uśmiechem. 

Wysoki mężczyzna w białej peruce i kapitańskim kapeluszu odwzajemnił jej uśmiech, a na jego twarzy powstały nieduże zmarszczki. Nie był może młody, bowiem liczył już sobie chyba około czterdziestu lat, ale mimo to wciąż był niezwykle przystojny.

— Przepraszam, nie chciałem panienki przestraszyć.

— Nic się nie stało, to moja wina, zamyśliłam się, ale czuję się dobrze. Jest mi może trochę ciepło, ale da się to znieść — mówiąc te słowa wciąż wachlowała się. Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie, ale nie odezwał się na ten temat, skinął tylko głową.

— Za trzy dni, o ile nie złapie nas jakiś sztorm, będziemy na miejscu. — Podszedł do relingu i wyciągnął lunetę wpatrując się w horyzont. — Myślę, że powinno się obejść bez dobijania do pobliskich portów, jednak nigdy nie wiadomo. Czy zechciałaby panienka odpocząć w kajucie kapitana? — zaproponował, spoglądając na nią kątem oka.

Dobrze widział, jak ciepło musiało jej być i w tamtym momencie zaczął współczuć kobietą z wyższych swer. Te wielowarstwowe suknie, ciasne gorsety od których wiele z nich mdlało. Koszmar, jaki musiały codziennie przeżywać, dla niektórych mógłby się wydawać niczym, ale bogactwo ma swoją cenę.

English Countess • Pirates Of The Caribbean [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz