ROZDZIAŁ XXXXXI

161 15 3
                                    

────── ✦ ──────

ROZDZIAŁ XXXXXI: Nigdy nie byliśmy rodziną

────── ✦ ──────



Hiszpański więzień został osadzony w najbardziej zapchlonej i najbrudniejszej części pod pokładem dla więźniów Czarnej Perły. Jakby Barbossa chciał schować jego obecność w cieniu i braku życia, odosobnionego na tyle, żeby nie mógł nikogo poprosić o pomoc, albo chociaż pomyśleć o tym.

Danielle dyskretnie ominęła dwóch piratów pełniących wartę przed wejściem pod pokład, znając już ten statek od podszewki. Nie było zresztą ciężko ich ominąć, o tej porze nocy wszyscy byli albo w Tortudze się dobrze bawiąc w towarzystwie dziewek i alkoholu, albo spali. Tych dwóch nie mogło robić nic z tych rzeczy, więc skończyli na tym, że siedzieli przed wejściem i z nudy grali w karty. Wykorzystała moment w którym zaczęli się kłócić o wygraną i przeszła obok nich, niezauważona. Doprawdy, Barbossa bardziej powinien zadbać o sprawdzanie odpowiedzialności swoich ludzi, bo to było aż zbyt łatwe.

Musiała uważać, by jej obcasy skórzanych butów nie stukały zbyt głośno, bo pomimo jej umiejętności, wciąż powinna uważać. Wystarczyłby jeden niepowołany dźwięk i z pewnością mogłaby zostać zauważona, a wtedy... Cóż, nie chciała nawet się zastanawiać co wtedy, lecz sam fakt, że posiadała swój miecz przywiązany do biodra mówił sam za siebie. Była przygotowana nawet na walkę, gdyby ta miała nadejść. Poniekąd w końcu łamała zakaz Barbossy. Nic nowego zresztą, ale tym razem tańczyła na bardzo cienkiej granicy pomiędzy bezpieczeństwem, a wywołaniem problemów.

Powoli ostrożnie więc stawiała swoje kroki. Na moment przystanęła w miejscu, gdy usłyszała grzmot, myśląc, że to ktoś z załogi, ale po chwili zorientowała się, że to tylko prawdopodobnie nadchodząca burza. Statek będąc w porcie był bezpieczny, więc nie było o co się martwić, a jeśli zacznie padać i grzmieć, to być może skutecznie odwróci to uwagę innych od jej próby rozmowy z Hiszpańskim kartografem.

— Nie ma sensu, byś ukrywała się przede mną w ciemnościach, moja droga. Wszędzie rozpoznam te kroki. Carmilla również tak chodziła, gdy nie chciała by ją rodzice przyłapali na wymykaniu się z domu. — Zabrzmiał po hiszpańsku niski głos więźnia w mroku.

Danielle uniosła głowę i wyszła z cienia, by podejść w jego kierunku, wciąż jednak zachowując bezpieczny dystans od krat oddzielających ich. Kartograf stał oparty o nie, z przechyloną głową i niepokojąco zadowolonym z siebie uśmieszkiem na ustach, gdy przyglądał się jej uważnie. Tak jakby przeczuwał, że tu przyjdzie i na nią czekał.

— Nie ukrywam się przed tobą — odpowiedziała również po hiszpańsku, sądząc, że rozmowa w innym języku, będzie dla nich bezpieczniejsza. Mężczyzna zdawał się bardziej ucieszyć, gdy odezwała się w jego języku, bo wyprostował się, a jego uśmiech się powiększył. — Znałeś moją matkę. 

 — Si — odpowiedział, kiwając głową. — Niezwykle płomienna i irytująca z niej młodsza siostra była, ale trzeba jej przyznać, że piękna — dodał z ochrypniętym cichym śmiechem, jakby dobrze wspominał jakieś przeszłe czasy. 

Danielle poczuła, że ​​jej serce zabiło szybciej, słysząc jego słowa. Mimowolnie przysunęła się bliżej krat jego celi, robiąc coś, czego obiecała sobie, że nie zrobi. Jednak jej ciekawość była silniejsza.

— Jesteś...

— Twoim wujkiem — dokończył za nią nie owijając w bawełnę i szczerząc zęby w diabelskim uśmiechu. Ukłonił się jej drwiąco, tak jak kłania się ważnej osobistości na jakimś dworze. Nawet w takim miejscu i za kratami, w tym zniszczonym ubraniu, mężczyzna wciąż miał w sobie coś z arystokraty. — Felipe Amanecer, miło mi w końcu cię poznać, moja droga. Masz po niej urodę, ale oczy po tym Angliku. Takie smętne i melancholijne. Żadnych kolorów... Zupełnie to takie iście angielskie — prychnął pod nosem.

English Countess • Pirates Of The Caribbean [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz