Rozdział 34

353 28 34
                                    

   — SŁYSZELIŚCIE O CROUCHU? — zapytał Clarke znad gazety.

   Charlie jęknęła i zakryła twarz podręcznikiem do transmutacji. Koło siebie poczuła Cedrika, który w równie zdesperowanym geście osunął się na kanapie. Chyba oboje liczyli na to, że Pokój Wspólny Hufflepuffu będzie chociaż przez chwilę miejscem wolnych od nieustannych plotek.

   — Błagam, ani jednego słowa więcej o Crouchu — mruknęła tymczasem Maeve, rzucając w Clarke poduszką.

   Właśnie rozpoczął się czerwiec i coraz większymi krokami zbliżały się najważniejsze wydarzenia roku szkolnego: egzaminy semestralne, SUM-y i OWUTEM-y oraz finał Turnieju Trójmagicznego. Mimo tego jednak nie one najbardziej zajmowały uwagę wszystkich uczniów, chociaż zapewne w normalnych warunkach na korytarzach nie można by było usłyszeć nawet słowa na inny temat. Teraz jednak uwaga całej szkoły skupiona była na plotkach dotyczących Bartemiusza Croucha.

   Już od jakiegoś czasu można było usłyszeć, że turniejowy sędzia nie jest w najlepszej formie*. Inspekcje w Hogwarcie pomijał, wysyłając na swoje miejsce Percy'ego Weasley'a, samemu wykręcając się złym samopoczuciem. Sama Charlie, kiedy mężczyzna już się pojawiał, zdołała zauważyć, że rzeczywiście nie wyglądał najlepiej — miał ziemistą skórę, niezdrowo schudł i rzadko kiedy zabierał głos, jakby w obawie, że w najmniej spodziewanym momencie odmówi mu posłuszeństwa. To wszystko mogłoby być niepokojące, jednak nikt nie przywiązał to tego specjalnej wagi, na pewno nie uczniowie. Mało kogo obchodziły problemy zdrowotne ministerialnego urzędnika.

   Teraz, oczywiście, to się zmieniło. Parę dni wcześniej, kiedy turniejowi reprezentanci wreszcie dowiedzieli się, co będzie trzecim zadaniem (Cedrik nie szczędził później swoich oburzeń na to, że ktoś pozwolił, by boisko do Quidditcha zarosło jakimś żywopłotem), Barty Crouch nagle pojawił się w centrum zainteresowania wszystkich — nawet tych, którzy zazwyczaj nie angażowali się w plotkowanie. Bo w końcu sędzia — sędzia! — a więc ktoś, kto powinien być bezstronny, zaatakował na skraju Zakazanego Lasu Wiktora Kruma. Wywołało to ogromne oburzenie Karkarowa, do którego szybko dołączyła się Madame Maxime. Jakimś cudem kryzys udało się zażegnać, jednak nie bez szumnych gróźb odłączenia się z Turnieju zagranicznych szkół.

   Nie to jednak było najważniejsze. Ponoć — Charlie nie była pewna, ile ta informacja miała wspólnego z prawdą po przejściu przez usta całego Hogwartu — Crouch oszalał. Zanim zaatakował Kruma miał bełkotać od rzeczy, najpierw wydając polecenia sztabom asystentów i innych urzędników z Ministerstwa Magii, potem wspominał o jakiejś zaginionej czarownicy, o której głośno było w wakacje, by w końcu krzyczeć jak opętany o powrocie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.

   A potem zaginął.

   Charlie nie miała pojęcia, co o tym wszystkim sądzić. Miała zdecydowanie ważniejsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się szkolnymi plotkami, w końcu już zaraz miała zdawać SUM-y. Z drugiej jednak strony cała ta sprawa była bardziej niż niepokojąca, a powrót Sami Wiecie Kogo... na samą myśl o takim scenariuszu przechodził ją dreszcz przerażenia.

   Nie mogła się jednak od tego całkiem odciąć, bo dosłownie cała szkoła rozmawiała o szaleństwie pana Croucha i Charlie chcąc, nie chcąc, musiała zaangażować się chociaż w część dyskusji. Teraz jednak, kiedy liczyła na to, że uda jej się zrobić ostatnią przed egzaminami powtórkę z transmutacji, zdecydowanie nie miała na nie ochoty. Ku jej niezadowoleniu, Clarke ciągnęła temat.

   — Wiem, że słyszeliście — parsknęła, kładąc na stoliku wieczorne wydanie Proroka Codziennego. — Ale czy słyszeliście o tym?

Puchońska dusza {George Weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz