Rozdział 42

318 28 37
                                    

   KOLEJNE DNI MIJAŁY spokojnie i Charlie z dużo większym zapałem zabrała się za sprzątanie Grimmauld Place. Długie godziny, spędzone po części na wyrzucaniu znienawidzonych pamiątek rodzinnych Syriusza, a po części na rozmowach z Viv i bliźniakami stały się dużo bardziej przyjemne, jak gdyby nocne posiedzenie u Freda i George'a wieczorem po odbahankowywaniu salonu zdjęło jej ogromny ciężar z piersi.

   Bo — Charlie musiała przed sobą przyznać — rzeczywiście tak było. Już od jakiegoś czasu chciała powiedzieć o swojej aseksualności bliźniakom, więc gdy tylko jej się to udało, poczuła niesamowitą ulgę. Tym bardziej biorąc pod uwagę, jaka była ich reakcja; potraktowali to jak coś zupełnie zwyczajnego, więc naprawdę nie mogła liczyć na nic lepszego.

   Z ulgą też zauważyła, że póki co nie miała kolejnych koszmarów. Ten ostatni, ze śmiercią jej i Cedrika, mimo że był najgorszy z wszystkich dotychczasowych snów, jak na razie nie miał godnego — ani żadnego, na szczęście — następcy. Nie powstrzymywało jej to jednak od rozmawiania długo w noc z Viv i z bliźniakami, mimowolnie próbując jak najbardziej odsunąć od siebie moment zaśnięcia. Ten strach może i był nieco irracjonalny, ale sposób radzenia sobie z nim uważała za całkiem przyjemny; z przyjaciółmi mogła spędzać całe godziny nawet i bez takiej wymówki.

   Wyrwaniem z tej sielanki okazał się być proces Harry'ego, którym wszyscy lokatorzy domu Blacków zaczęli się denerwować jeszcze na kilka dni przed samym wydarzeniem. Atak dementorów i groźba wyrzucenia z Hogwartu, nawet mimo tego, że jej osobiście nie dotyczyły, sprawiły, że Charlie zaczęła szczerze współczuć Wybrańcowi — a to nie zdarzyło jej się jeszcze prawie nigdy. Zagaiła też raz czy dwa rozmowę, chcąc go podnieść na duchu i odwrócić uwagę od nadchodzącej rozprawy; wszystko wychodziło jednak tak niezręcznie, że musiały ją ratować Hermiona i Ginny, które z Harrym dogadywały się zdecydowanie lepiej niż Charlie.

   — Wszystko będzie dobrze — powiedziała mu jednak w dzień procesu, kiedy opuszczał dom w najbardziej wyjściowym ubraniu, jakie tylko udało się mu znaleźć.

   Uśmiechnął się do niej niemrawo, po czym zostało na niego rzucone zaklęcie kameleona i wyszedł w towarzystwie pana Weasley'a.

   Tego dnia wszyscy chodzili jak struci, martwiąc się o chłopaka, więc nawet pani Weasley porzuciła sprzątanie i zasiadła razem z wszystkimi w kuchni. Wszystkie rozmowy chcąc, nie chcąc wracały do tematu Harry'ego pomimo usilnych prób zrobienia czegoś dokładnie przeciwnego. Nawet krótka dyskusja o pożarze w Southampton (jakiś dwudziestokilkulatek wbiegł do płonącej kamienicy, by wyciągnąć z ognia małą sąsiadkę, jednak później sam skończył w tak ciężkim stanie, że ledwie udało się go odratować), o którym Charlie przeczytała poprzedniego dnia w Proroku Codziennym, w końcu zeszła na temat Pottera i tego, co się z nim stanie po procesie.

   A stało się to: wrócił oczyszczony z wszystkich zarzutów. To od razu rozrzedziło atmosferę i już po chwili wszyscy w dużo lepszych nastrojach dobrali się do resztek z obiadu.

   Wobec tego jedyną wakacyjną atrakcją stało się wyczekiwanie na listy z Hogwartu. Na myśl o nich najbardziej niecierpliwiły się Charlie i Viv, które nie tylko czekały na listę podręczników, ale również na wyniki SUM-ów. Stres przemieszany z podekscytowaniem buzował w nich tak bardzo, że w pewnym momencie nie były w stanie rozmawiać już o niczym innym ku ogromnej irytacji bliźniaków.

   — Czy jeśli dostaniecie listy, przestaniecie o tym gadać? — zapytali się pewnego dnia, a gdy dziewczyny przytaknęły, wręczyli im ręczne wypisane kartki.

   WYNIKI SUM-ÓW — głosiły. ZDAŁYŚCIE WSZYSTKO, POMÓŻCIE NAM Z BOMBONIERKAMI LESERA.

   Tylko po to, by ich zirytować, ponownie rozpoczęły temat egzaminów.

Puchońska dusza {George Weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz