Rozdział 51

273 35 52
                                    

   GDY CHARLIE OBUDZIŁA się kolejnego poranka i odłożyła szalik George'a na szafkę nocną tak, by żadna z jej współlokatorek tego nie zauważyła, zaczęła opracowywać plan działania. Tak, była żałosna i zakochana bez wzajemności, ale nie zmieniało to wcale faktu, że wciąż przyjaźniła się z George'em. A on za nią tęsknił. To znaczy chyba. Uważał, że go unikała, to na pewno. Musiała wziąć się w garść i pokazać mu, że wcale tego nie robi.

   Tylko że w jej obecnym stanie było to jedyną rzeczą, na jaką miała ochotę. Nie mogła zaprzeczyć, że czuła się mała i głupia, a przez to nie miała najmniejszej ochoty się mu pokazywać. Najchętniej zakopałaby się pod kołdrą, nie ruszała się stamtąd przez cały dzień i najdzielniej jak potrafiła leczyła złamane serce.

   Tylko że z drugiej strony chyba jednak musiała wyjść i pokazać się na lekcjach, a poza tym porozmawiać z George'em. To pierwsze było raczej żmudną koniecznością niż przyjemnością, ale za to w tym czasie mogła zastanowić się, jak ograć całą nieuchronnie nadchodzącą rozmowę. Oczywiście, zachowywać się normalnie, ale co poza tym? Zapytać o osobę, która mu się podobała? Udawać, że nie ma o niczym pojęcia? A może robić coś jeszcze innego? Bo tak w zasadzie to nawet nie powinna była usłyszeć tamtej rozmowy Nory i Freda; co jeśli wyjdzie na to, że ich podsłuchiwała?

   Charlie jęknęła i schowała twarz w dłoniach. Musiała się uspokoić, to na pewno. Zachowywała się jak idiotka, a nie jak porządna Puchonka na szóstym roku nauki, która ma na głowie nie tylko szkolne sprawy, ale również tajne spotkania GD i powinna zajmować się właśnie nimi, a nie własnymi bezsensownie skomplikowanymi emocjami.

   Ale właśnie — GD! Najbliższe spotkanie miało się odbyć właśnie tego wieczora i to była idealna okazja, żeby pogadać z George'em. Wtedy nie zabrakłoby jej bezpiecznych tematów, w razie gdyby rozmowa zeszła na grząskie tereny. A nawet jeśli takich by zabrakło, i tak miała się zapytać o Bombonierki Lesera, więc zawsze miała kolejną rzecz w zapasie.

   Poczyniwszy takie plany, nieco się uspokoiła. Zebrała się z łóżka, szybko przebrała w mundurek i zignorowała widoczne w lustrze jej wory pod oczami, by zaraz wylecieć na śniadanie i ponownie zapomnieć szalika do oddania George'owi.

   — Nie wyspałaś się? — zapytał Zachariasz Smith, gdy tylko usiadła przy stole i zaczęła nalewać sobie herbatę. — Dobrze, że nie ma dziś treningu.

   Charlie zacisnęła usta w wąską linię, mając nadzieję, że ta chociaż trochę przypomina uśmiech.

   — Mhm, dobrze.

   — A mówiąc o treningach — Zachariasz kontynuował niezrażony — to co byś powiedziała, gdybyśmy dostali nowe stroje? Te stare są już powycierane i gramy w nich od zawsze, no i moglibyśmy zaprojektować trochę ładniejsze i... Marlow, nie słuchasz mnie!

   Charlie, która wpatrywała się tępo w przestrzeń i skubała kanapkę, gwałtownie potrząsnęła głową.

   — Słucham cię, oczywiście. Mów dalej.

   Smith zmierzył ją wzrokiem, ale w końcu odezwał się ponownie.

   — Tak jak mówiłem, przydałyby się nam nowe stroje, a poza tym może jeszcze dodatkowo takie wyłącznie na treningi? Pomogłoby się to nam zgrać jako drużynie, a mam wrażenie, że jak na razie wcale tak nie jest.

   Charlie przytaknęła, znowu uciekając wzrokiem. Ten napotkał Viv, która właśnie wchodziła do Wielkiej Sali. Gdy ta ją zauważyła, ściągnęła brwi i przemaszerowała szybkim krokiem do stołu Slytherinu.

   Chwilę później do Marlow przypadła Nora.

   — Widziałaś ją?

   — Mhm.

Puchońska dusza {George Weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz