Rozdział 24

483 34 33
                                    

   MIMO ŻE LUTY był najkrótszym miesiącem w roku, ciągnął się Charlie niemiłosiernie. Nawet piękne, zimowe krajobrazy za oknem przechodzące powoli w wiosnę nie były w stanie jej wynagrodzić ciągłego stresu i podminowania, jakie towarzyszyło jej przez cały miesiąc. No a poza tym jej felerne wyznanie w walentynki jeszcze bardziej utrudniło jej sytuację w związku, a przez to i w codziennym życiu.

   Kiedy więc nadszedł pierwszy marca, Charlie odetchnęła z ulgą. Oczywiście była świadoma tego, że jej problemy magicznie nie znikną, jednak nowy miesiąc i coraz śmielej wyglądające zza chmur promienie słońca wprawiały ją jedynie w dobry humor.

   Nie towarzyszył jej on co prawda przez cały czas. Kiedy kolejne dni marca mijały, do Charlie powróciły wątpliwości i dyskomfort w związku z relacją jej i Bastiena, a jeśli tego by było mało, profesorowie jakimś cudem SUM-owiczom dołożyli jeszcze więcej nauki. Marlow poważnie zastanawiała się, jak to jest możliwe. Już wcześniej ledwie starczało jej czasu na relaks — a teraz miała go zdecydowanie mniej.

   Tym bardziej że chciała też w wolnym czasie, którego zaczynała mieć coraz mniej i mniej, podowiadywać się różnych rzeczy dla siebie. Po jej rozmowie z Norą i Viv w kuchni w dzień drugiego zadania Charlie zabrała się za własnoręczne przeszukiwanie biblioteki. Nie wiedziała, czego dokładnie szuka, więc wszystko szło jej opornie, jednak była zdeterminowana. Musiała się dowiedzieć, czy były też inne osoby, które były takie jak ona.

   Pomoc miała na szczęście od przyjaciółek, które — tak jak zapowiedziały — razem z nią przekopywały się przez książki. Z tego powodu ich wspólne spędzanie czasu przez ostatnie dni sprowadzało się do wertowania opasłych tomiszczy, z których przy otwarciu wysypywała się fontanna kurzu.

   Jak na razie jednak żadna z nich jeszcze nic nie znalazła. Mimo tego Charlie starała się nie tracić nadziei i z jak najlepszym podejściem kontynuować poszukiwania. Niestety nawet w ten sposób nie była w stanie z równym co na początku entuzjazmem rozpoczynać każdej kolejnej nowej lektury.

   Chociaż i tak wolała to od tego, co miało ją teraz czekać.

   Budząc się tego dnia rano, nie sądziła, że mające zakończyć jej szkolny dzień dwie lekcje transmutacji okażą się być taką katastrofą. Co więcej, nawet w trakcie pierwszej z nich sądziła, że wszystko wyglądało naprawdę bardzo dobrze.

   Profesor McGonagall zapowiedziała już tydzień wcześniej, a więc kilka dni po drugim zadaniu, że uczniowie piątych klas będą musieli w parach przygotować projekt na temat animagii. Charlie nie mogła się go doczekać — praca nad nim miała zająć im połowę zajęć transmutacji w marcu, więc dawała nieco luzu w przepełnionym różnymi sprawdzianami i esejami do napisania terminarzu dziewczyny. No a poza tym pracowałaby z Viv (Ślizgoni i Puchoni mieli wspólne lekcje z profesor McGonagall), która pomogłaby jej, gdyby coś się dla Charlie okazało zbyt skomplikowane.

   Problem pojawił się wtedy, kiedy nauczycielka zapowiedziała, że to ona wybierze pary i Marlow wylądowała z Zachariaszem Smithem.

   Nie znosiła Zachariasza Smitha.

   Nie od zawsze, oczywiście. Musiała przyznać, że w pierwszej i drugiej klasie uważała go za dość sympatycznego, choć czasem zadzierającego nosa chłopaka. Jak każdy jedenasto- i dwunastolatek nie zbliżał się wtedy jeszcze za bardzo z własnej woli do dziewczyn, jednak gdy już to robił, nie był taki zły. Ot, chłopak jak chłopak. Nawet kiedy trochę podrósł i zaczął bardziej dbać o swój wygląd (chociaż jego ciemnoblond włosy w pierwszych latach edukacji wciąż wołały o pomstę do nieba), a przez to powoli przyciągać uwagę swoich koleżanek, Charlie wciąż miała do niego raczej neutralny stosunek.

Puchońska dusza {George Weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz