Rozdział 3

1.1K 76 71
                                    

   CHARLOTTE Z UŚMIECHEM NA USTACH rozsiadła się w fotelu w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu. Bez wątpienia było to jej ulubione miejsce w całym Hogwarcie — przytulne i zaciszne, co pomagało zarówno w skutecznej nauce, jak i po prostu spędzaniu dobrego czasu z przyjaciółmi. Było także blisko kuchni, więc nawet w nocy można było wybrać się po jedzenie i nie zostać zauważonym.

   Oczywiście to nie były jedyne powody, dla których Marlow uwielbiała siedzibę swojego domu. Nawet mimo tego, że znajdowała się w piwnicach, przypominała raczej przyjemne hobbickie mieszkanko niż zatęchłą i zawilgoconą klitkę, jakiej można by się było spodziewać. Duże okna rozświetlały okrągłe pomieszczenie, a powietrze wewnątrz wypełniał zapach kwiatów, których doniczki można było znaleźć prawie na każdej powierzchni w pokoju.

   To zdecydowanie był jej drugi dom, pomyślała Charlotte, zapadając się w fotelu.

   — Zamierzasz się zgłosić? — zapytała siedzącego obok niej Cedrika.

   Poprzedniego dnia na uczcie powitalnej chłopakowi aż zaświeciły się oczy, gdy profesor Dumbledore zapowiedział Turniej Trójmagiczny. Charlie była prawie pewna jego odpowiedzi, ale i tak wolała się upewnić. Bądź co bądź, to było niebezpieczne, nawet mimo perspektywy wiecznej sławy.

   Ced uśmiechnął się szeroko.

   — Tak — odpowiedział. — Nie mógłbym sobie odpuścić takiej szansy, wiesz przecież.

   Marlow pokiwała głową.

   — Wiem — westchnęła. — Tylko uważaj tam na siebie.

   Chłopak pokiwał z poważną miną głową. Niestety nie udało mu się jej długo utrzymać i wkrótce od jednego unoszącego się kącika ust przez drugi skończył na uśmiechu od ucha do ucha.

   Charlotte nie mogła się powstrzymać od tego samego.

   — Będę się pilnować — obiecał. — Ale wiem, że jak coś to mogę liczyć, że będziesz mnie ratować zaklęciami z trybun.

   — Licz na co chcesz, ale ja będę jadła popcorn, jak ciebie w ramach zadania będą zjadać jakieś sklątki Hagrida — Charlotte przymrużyła złośliwie oczy, ale wciąż się uśmiechała.

   Cedrik złapał się za serce.

   — Brutalna z ciebie sztuka, Charlie — roześmiał się chłopak. — Jeszcze będziesz płakać nad moimi szczątkami.

   Dziewczyna parsknęła śmiechem i rzuciła w przyjaciela poduszką. Cedrik ją złapał — oczywiście, nawet gdyby nie był szukającym, to i tak by mu się to udało — i odrzucił wstającej Marlow. Ta pokręciła rozbawiona głową.

   — Jesteś niemożliwy — westchnęła z uśmiechem, odkładając poduszkę na fotel. — Idę do kuchni, coś ci przynieść?

   — Całusa od Cho — Ced mrugnął, a Charlie przewróciła oczami.

   — Sam leć do jej wieży, jak ci tak na niej zależy, kochasiu.

   — To w takim razie wystarczą paszteciki dyniowe — zażartował.

   Charlotte ze wszystkich sił starała się nie roześmiać, ale uśmiech mimowolnie rozciągał się jej na twarzy i już po chwili chichotała.

   — Łatwo się poddajesz — rzuciła rozbawiona, po czym wyszła z Pokoju Wspólnego i skierowała się w stronę obrazu z paterą owoców.

   Już po chwili Puchonka połaskotała gruszę z malowidła i weszła do szkolnej kuchni. Mimo zabiegania, jakie jak zwykle ogarniało skrzaty, kilka z nich od razu do niej podbiegło.

Puchońska dusza {George Weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz