Rozdział 13

600 52 3
                                    

   CAŁE POPOŁUDNIE I WIECZÓR Charlie i pozostali najbliżsi przyjaciele Cedrika spędzili razem z nim na poszukiwaniu zaklęć, którymi mógłby pokonać smoki. No, a przynajmniej unieszkodliwić. Co prawda Potter nie wiedział, na czym dokładnie miało polegać pierwsze zadanie, ale całą swoją wiedzę przekazał jednak Cedowi i żaden ze scenariuszy obejmujący obecność smoków nie napawał nikogo optymizmem.

   Wszyscy siedzieli z Diggorym prawie do pierwszej nad ranem, próbując wymyślić jakąś strategię, dopóki Charlie, wspierana przez Maeve — pałkarkę z roku Cedrika — nie zagoniła wszystkich do spania. Chłopak musiał się wyspać, a chociaż było mało prawdopodobne, że zaśnie od razu, musiał przynajmniej spróbować.

   Kolejnego ranka niemalże cała szkoła wydawała się nie zauważać zdenerwowania Cedrika. Przechodzący uczniowie poklepywali go po plecach, życzyli powodzenia i zachowywali się tak, jakby czekał ich najlepszy dzień w ich życiu.

   Ced z kolei od rana wyglądał dość marnie. Było widać, że zamiast spać, przewracał się z boku na bok. Z tego powodu był nieco poszarzały na twarzy, a kiedy popatrzył na jedzenie w Wielkiej Sali, pozieleniał.

  — Musisz coś zjeść — jęknęła Charlie. — Zemdlejesz przy tym smo... zadaniu, jeśli nic nie zjesz.

   Chłopak pokręcił głową.

   — Nie dam rady — wydusił przez zaciśnięte gardło. — Jak coś zjem, to zwymiotuję.

   Charlotte popatrzyła bezradnie na siedzących wokół niej przyjaciół Diggory'ego.

   — To napij się chociaż czegoś — zaproponował Aaron, opierając mu dłoń na ramieniu. Jego ciemna skóra niepokojąco mocno odcinała się od skóry Cedrika — zdecydowanie bardziej niż zazwyczaj.

   Diggory pokiwał powoli głową.

   — Chyba mogę spróbować.

   Charlie chwyciła dzbanek z herbatą — owocową, jego ulubioną — i nalała ją. Zanim przekazała kubek Cedrikowi, dosypała do niego trzy kopiaste łyżeczki cukru.

   — Wiesz, że nie piję słodzonej — westchnął chłopak, spoglądając nieufnie na Marlow.

   — Wiem — odparła — ale musisz mieć chociaż trochę energii. Wypij to, proszę.

   Ced skrzywił się, ale posłusznie wykonał polecenie. Herbata ewidentnie mu nie smakowała, ale Charlie nie zamierzała mu odpuścić.

   W końcu wyszli z zamku i skierowali się ku boisku do Quidditcha. Cedrika zostawili w namiocie dla reprezentantów, uprzednio ściskając go i zapewniając o tym, że na pewno świetnie mu pójdzie. W końcu, kiedy Ludo Bagman wygonił ich od Ceda, poddenerwowaną grupką ruszyli w kierunku trybun.

   Charlie przeszła do sektora Gryffindoru, boleśnie świadoma posyłanych za nią niechętnych spojrzeń — w końcu nie kibicowała Potterowi z ich domu, ale „temu przystojniaczkowi Diggory'emu". Nie miała siły się nimi przejmować, za bardzo zżerał ją stres, więc jedynie wypatrywała w tłumie Nory i Viv.

   Znalazła je — bez większego zaskoczenia — przy bliźniakach i Lee. Nora jak zwykle kłóciła się z bratem, a Viv, udając, że wcale nie przejmuje się skierowaną ku niej otwartą wrogością Gryfonów, rozmawiała z przyjmującymi zakłady Weasley'ami.

   — Na pewno nie postawisz na Cedrika? — niemalże zawołał do niej George, kiedy tylko się do nich zbliżyła.

   — Nic z tego — mruknęła. Jej głos zgubił się wśród gwaru, więc niezadowolona musiała powtórzyć.

Puchońska dusza {George Weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz