Rozdział 1

1.8K 87 27
                                    

   EUFORIA, JAKA OGARNIAŁA Charlotte jeszcze parę minut wcześniej, kompletnie wyparowała. Teraz spowijało ją paraliżujące przerażenie, kiedy na wpół biegła, a na wpół była ciągnięta przez Cedrika z dala od pojawiających się na polu namiotowym Śmierciożerców.

   — Charlie, musimy stąd uciekać! — wykrzyczał Diggory, kiedy dziewczyna jak zahipnotyzowana zwolniła i zaczęła przyglądać się zamaskowanym postaciom. — No dalej!

   Charlotte z trudem oderwała wzrok od Śmierciożerców i spojrzała na Cedrika. Ponaglał ją wzrokiem, więc potykając się, ruszyła za nim. Chłopak ściskał jej dłoń boleśnie mocno, jednak ona nie zamierzała narzekać. Nie, kiedy musieli wydostać się stąd teraz, zaraz.

   Kiedy wreszcie wpadli między drzewa, Charlotte ledwie była w stanie złapać oddech. Szaleńczy bieg między namiotami niemal doszczętnie pozbawił ją energii. Cedrik jednak prowadził ją w głąb lasu, więc dziewczyna posłusznie ruszyła za nim. Wciąż była zbyt otępiała, żeby sama jakkolwiek zareagować na to, co działo się wokół niej.

   Im bardziej oddalali się od pola namiotowego, tym więcej przerażonych ludzi pojawiało się w zasięgu ich wzroku. Bułgarscy i irlandzcy kibice przemieszali się między sobą; malunki na twarzach części z nich rozmazały się od łez, jednak większość ściskała różdżki w garści w gotowości obrony.

   Charlotte, mimo ciągłego poczucia dziwnego odrealnienia, rozglądała się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Może z przyzwyczajenia, może by się uspokoić, może z jakiegoś innego powodu. Jednak nikogo nie rozpoznała. Jedynie Cedrik z resztkami zielonej farby na policzku znajdował się obok niej. Chociaż jego obecność dawała jej spokój.

   Nagle jednak kątem oka zauważyła błysk rudych włosów. Weasley'owie! Razem z Cedem i jego tatą korzystali z nimi ze świstoklika. Kiedy jednak odwróciła się, by upewnić się, czy to na pewno oni, rozczarowała się. Przed jej oczyma widniały jedynie dwa rude punkty, a nie cała gromada, jak przystało na Weasleyów. To musiał być ktoś inny.

   W końcu Cedrik zatrzymał się, a Charlotte wraz z nim. Oboje usiedli na zwalonym pniu i ściskając różdżki w dłoniach, spoglądali w kierunku pola namiotowego.

   — Ced... — zaczęła po chwili dziewczyna. — Przepraszam.

   Diggory spojrzał na nią zdezorientowany.

   — Za co?

   — Za... za to wszystko — westchnęła, wskazując na drogę, którą przyszli. — Wlokłam się i nie mogłam się zebrać, i... coś mogło ci się stać. Przeze mnie. Przepraszam.

   Chłopak pokręcił jakby z niedowierzaniem głową i objął ją ramieniem.

   — Ale nic się nie stało — powiedział, przyciągając ją bliżej do siebie.

   Charlotte rozluźniła się. Nic się nie stało. Nic się nie stało. Nic się nie stało.

☆★☆

   — Nic się nie stało?! — usłyszała Charlotte przez szum wody lecącej z prysznica.

   Mimo zabójczej w wakacje godziny szóstej rano w domu dziewczyny wrzało. Kiedy tylko wróciła z finału Mistrzostw Świata w Quidditchu — wciąż nieco roztrzęsiona, w ubłoconym i porwanym od biegu ubraniu — jej rodzice wpadali to w panikę, to we wściekłość albo w oba na raz. Chwilę po powrocie Charlotte w jej domu pojawił się również Remus, ojciec chrzestny dziewczyny, i próbował wyjaśnić rozemocjonowanej dwójce wszystko, co się stało, nie podsycając jednocześnie wybuchowej mieszanki strachu i gniewu, która niemalże zmaterializowała się w powietrzu.

Puchońska dusza {George Weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz