Rozdział 35

340 37 56
                                    

   W DZIEŃ TRZECIEGO zadania wszyscy uczniowie — nie tylko Hogwartu, ale także Durmstrangu i Beauxbatons — rozmawiali tylko o jednym. Mimo że do finału Turnieju zostało jeszcze kilka godzin, bo ten miał się odbyć dopiero wieczorem, wszyscy już teraz wylegli na błonia i próbowali podejrzeć, co mogło czaić się za żywopłotem na boisku do Quidditcha.

   Charlie miała już za sobą nie jedną, ale dwie takie wyprawy. Pierwszą — zaliczoną tuż po śniadaniu z równie podekscytowanymi co ona współlokatorkami — spędziła, dzieląc się z nimi swoimi teoriami co do turniejowych przeszkód. Pod mocno grzejącym, niemalże już wakacyjnym słońcem rozprawiały na temat Turnieju prawie przez godzinę, jednak w końcu rozeszły się — Leonie zajmować się sprawami prefektów, Taylor do Marietty, a Annie i Lindiwe schować się gdzieś do cienia. Charlie tymczasem, nie mogąc usiedzieć na miejscu, pognała z powrotem do zamku, by chwilę później powrócić pod boisko do Quidditcha, tym razem w towarzystwie Nory i Viv.

   — Myślicie, że będzie coś widać czy skończy się jak z drugim zadaniem? — zapytała, ponownie stając przed labiryntem. Ciągnąca się wysoko w górę ściana żywopłotu już teraz nie dawała się przeniknąć wzrokiem, a kiedy zrobiłoby się ciemno...

   — Coś ty, słyszałam, że Moody to nadzorował — Viv skrzywiła się. — Pewnie nawet nie pomyślał, że nie wszyscy mają jego magiczne oko.

   Charlie parsknęła śmiechem, a po chwili zawtórowała jej Nora. Jeśli ich nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią rzeczywiście miał coś do powiedzenia przy tworzeniu labiryntu, mogły się pożegnać z myślą, że cokolwiek zobaczą. Miała jednak nadzieję, że mimo wszystko Tonks nie miała racji. Poza tym, że oglądanie zadania — to znaczy żywopłotu — byłoby wtedy zwyczajnie nudne, to bardzo chciała zobaczyć, jak Cedrik radzi sobie z przeszkodami i jako pierwszy dociera do Pucharu.

   To znaczy wcale nie musiało się tak stać. Zawsze to Harry mógł zostać zwycięzcą Turnieju, tak samo jak Fleur czy Wiktor. Patrząc jednak na to, jak dotychczas szło wszystkim reprezentantom, Ced miał naprawdę duże szanse na wygraną, jeśli, rzecz jasna, nie największe.

   Teraz jednak żadne z całej czwórki nie miało jak się szykować do ostatniego zadania, mimo że czekało ich już tego wieczoru. Ponieważ jednak nadszedł finał Turnieju, do każdego z reprezentantów przyjechali jego bliscy. Tylko w przypadku Pottera nie była to najbliższa rodzina — Charlie nie była pewna, czy do Hogwartu w ogóle zostaliby wpuszczeni mugole, a nawet jeśli tak, to z tego, co dowiedziała się od bliźniaków, wujostwo Harry'ego i tak zapewne nie chciałoby przybyć do zamku i do czarodziejów. Zamiast nich jednak przyjechała pani Weasley z najstarszym synem, Billem. Mignęli już jej wcześniej gdzieś na korytarzu (Charlie z zainteresowaniem przypatrzyła się wtedy kolczykom z kłów chłopaka), jednak nie miała nawet okazji się z nimi przywitać; miała więc nadzieję, że może uda jej się to zrobić później.

   Jednak nie tylko z nimi chciała porozmawiać; do Hogwartu przyjechali w końcu również państwo Diggory. Przebywała z nimi przez jakiś czas w poprzednie wakacje, w szczególności z panem Diggorym i oczywiście Cedrikiem — w końcu najpierw spędziła u nich kilka dni, a potem wspólnie wybrali się na Mistrzostwa Świata w Quidditchu — i od razu zapałała do nich sympatią. Byli naprawdę przekochanymi ludźmi; pani Diggory zawsze chętnie rozmawiała z nią o szkole i codziennych sprawach, dbając, by czuła się jak u siebie, a pan Diggory z kolei był ogromną kopalnią wiedzy o Quidditchu i bardzo chętnie (i bardzo entuzjastycznie) zachęcał do poruszania tego tematu. Charlie nie mogła się więc doczekać, by teraz również zamienić z nimi parę zdań.

   Tak więc kiedy Viv i Nora dały już sobie spokój i pozostawiły sobie roztrząsanie przebiegu trzeciego zadania na wieczór, postanowiwszy wykorzystać słoneczną pogodę i pójść zamoczyć nogi w jeziorze, Charlie udała się z powrotem do zamku. Miała nadzieję, że na państwo Diggorych albo panią Weasley uda jej się trafić bez dłuższych poszukiwań, jednak przy obecnym podekscytowaniu i niemalże szaleństwie, jakie zapanowało w Hogwarcie, obawiała się, że może jej się to nie powieść.

Puchońska dusza {George Weasley}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz