Rozdział 6

172 24 0
                                    

Yurina powiedziała Raynardowi, żeby się nie martwił, ale prawda była taka, że czekała go jeszcze jedna wielka góra do pokonania.

Wpatrywała się w szczelnie zamknięte drzwi pokoju Markizy Carthia, zanim zerknęła z powrotem na Raynarda, który stał obok niej.

"Ray."

Yurina szturchnęła go w ramię. Raynard, który patrzył na przechodzących służących, uśmiechnął się niezręcznie. Yurina robiła to wiele razy, przypominając mu, że nie powinien być zbyt ostrożny w stosunku do ludzi w rezydencji.

Niedługo potem, służąca ukłoniła się, aby przywitać ich oboje, a Raynard nagle schował się za Yuriną, zerkając na służącą.

"Czy oni też muszą przychodzić i mnie witać?"

Dobroczyńca uzdolnionego dziecka, czy opiekunka przerażonego niemowlaka.

Jakoś tak miała wrażenie, że jest raczej tym drugim. Następnie przełknęła westchnienie.

"Mój ojciec oficjalnie cię sponsoruje. To naturalne, że służba traktuje cię jak młodego panicza. Nawet jeśli jesteś zwykłym człowiekiem, nie mogą cię już tak traktować, ponieważ jesteś wspierany przez arystokratę. Co więcej, będziesz się uczył magii."

"Co magia ma z tym wspólnego?"

"Kiedy mag ukończy akademię, natychmiast zostaje pasowany na rycerza bez względu na swoje zdolności. Poza tym, Dave uznaje cię, więc to naturalne, że będą cię dobrze traktować."

"Aha."

Mimo to, nie zmieniało to faktu, że Raynardowi się to nie podobało. Przechadzał się więc po korytarzach, dając ludziom wokół siebie pogardliwe spojrzenia. Yurina poklepała jego mocno zaciśniętą dłoń na swoim ramieniu.

"Nie musisz się tak na nich gapić. To służący, których wynajęła moja matka. Nikt tutaj nie ośmieliłby się cię zlekceważyć i traktować w taki sposób, jak ty to robisz."

"......."

"Więc nie biczuj się i obdarz ich uśmiechem. Przynajmniej nie wyglądaj tak, gdy spotkasz moją matkę."

Po wysłuchaniu jej nagabywania go o to tyle razy, Raynard skrzywił się.

(O/T- nagabywanie: poprawianie , powtarzanie się itd.)

"Czy ona jest aż tak straszną osobą? Dlaczego ciągle powtarzasz mi, żebym się uśmiechał? Nie mówiłaś mi, że spotykamy się z innymi ludźmi."

"Ona nie jest straszna. Jest miłą osobą."

"Więc nie ma problemu, prawda?"

Yurina odpowiedziała z lekkim śmiechem.

W pewnym sensie, jest przerażająca.

Po sześciu miesiącach mieszkania tutaj, Yurina dobrze wiedziała, że Markiza Carthia była ciepłą i łagodną osobą.

Wyglądała jak kwiat irysa. Tak zawsze myślała Yurina, odkąd pierwszy raz ją zobaczyła.

Zawsze uśmiechała się ciepło. Nie tylko w stosunku do swojej rodziny, ale była miła i łagodna również w stosunku do służby w rezydencji, a nawet do osób postronnych.

Yurina nie zauważyła u niej żadnego aroganckiego zachowania, które zazwyczaj można spotkać u wysoko postawionych arystokratów.

Jednakże, w przeciwieństwie do jej zwykłej osobowości, miała też surową stronę,  przez którą Yurina, a nawet jej bracia, którzy byli w akademii, byli dokładnie uczeni etykiety.(O/T- w sensie była w surowa w stosunku do nauki etykiety i manier )

Wychowałam obsesyjnego sługę [Tłumaczenie pl]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz