Pechowy dzień [punkt widzenia Ewy]

223 12 3
                                    

TW Atak na tle homofobicznym TW

- Co musisz mi powiedzieć? - zapytała pewniej zbliżając się do mnie.
     Uświadomiłam sobie jedną ważną rzecz. I tak wszyscy umrzemy, więc nie ma znaczenia co powiem i co zrobię. Jeśli zrobię coś głupiego, Julka pomyśli że jestem dziwna ale czy to coś zmienia? Wszyscy mamy wzloty i upadki, a w tym momencie wzlatuję wyżej niż niebo jest w stanie to pokazać. W objęciach ukochanej osoby, lekko we łzach oraz w okolicznościach w jakich jesteśmy. To jest dla mnie szczęście.
- Powiedz mi to. Zaufaj mi. Nie skończy się przecież jak w moim przypadku. Nie stracisz prawa jazdy.
     Chwilowe zagapienie niestety nie poskutkowało dobrze. Wyglądając jak para z drugą przedstawicielką tej samej płci trzeba liczyć się z jednym - alfami.
- Lesby? - usłyszałam zza pleców - Precz z pedalstwem!
     Spojrzałam na Julkę, a jej przerażenie zdradzało wszystko. Oczy dziewczyny prosiły o jedno: uciekaj. Złapała mnie za rękę po czym pociągnęła szykując się do biegu. Spojrzałam na mężczyznę kierującego się w naszą stronę. Jego rodzina nie próbowała go powstrzymać, a ludzie wokół czyli około 4 osób, pełniło rolę gapiów. Matka zabrała dzieci, ojcowie obdarzali agresora aprobatą, a nas obserwowano z nadzieją na krew, która polała się prędzej czy później.
- Chodź, nie ma czasu do stracenia - Julka po raz kolejny pociągnęła moją rękę.
     Mężczyzna dzierżył nóż, który mimo niepozorności ostry był niczym skalpel.
- Na co jeszcze czekasz? - z przerażonym, drżącym głosem spytała błagalnie.
     Mężczyzna zbliżał się w tempie wolnjejszym niż moje myśli. W końcu przyspieszył.
- Ewa, przestań już zgrywać odważną.
- Idę z tobą.
     Przyspieszonym krokiem ruszyłyśmy w stronę centrum miasta, a ten typ za nami. Nie musiałyśmy nawet czekać na tragedię. Rzucił ostrym przedmiotem w moją stronę krzycząc coś o demoralizacji dzieci. Mój wcześniejszy tekst o skalpelu ma teraz sens. Nóż niefortunnie zranił mnie dając upust złości samca alfa. Tylna część uda znacznie polubiła się z ostrzem.
- Kurwa! - krzyknęłam cicho zwracając uwagę Julki.
- Co jest?
     Właściciel noża szybko zwrócił krok w przeciwną nam stronę unikając odpowiedzialności. Zostawił mnie z krwawiącą nogą zrzucając odpowiedzialność za pomoc na Prostrację. Julka przejęła się moim stanem. Powoli zaczynałam omdlewać jednak byłam przytomna. Pokazałam ranę przytrzymując się barierki.
- Ty wiesz że czeka Cię szycie?
- Nie gadaj.
- No bez kitu. Zastanawiam się jak on to zrobił.
- Mnie ciekawi jak się dostaniemy gdzieś gdzie mi to zszyją. Nie udźwigniesz mnie.
- Dźwignię. Jak śmiesz wątpić w moją siłę?
- Zaczynasz? Nie wątpię tylko zastanawiam się czy dasz radę.
- Dam radę i nie myśl że nie. Nie mamy wyjścia.
- Masz rację - powiedziałam - czyli weźmiesz mnie na ręce?
- Tak.
     Zaufałam jej w stu procentach. Postępowałam zgodnie ze wskazówkami, a po chwili znalazłam się wyżej. Nóż wpadł między deski, prosto na belki, a z nich nikt nie da rady go sięgnąć. Przytulona do dziewczyny cały czas krwawiłam. Nieobficie ale rana sączyła cały czas. Co chwilę Julka zmartwiona pytała, czy wszystko dobrze, czy nie mdleję, jak się czuję... bardzo to miłe i urocze.
     Słyszałam ciężki oddech Prostracji. Była ewidentnie zmęczona. Pot ociekał jej z czoła. Po wejściu na plac przed molo, zobaczyło nas dwóch żołnierzy, którzy pełnili rodzaj atrakcji dla dzieci pokazując im wnętrze samochodu oraz sprzęt żołnierski. Pokazywali też jak opatrywać rannych, jednak tym razem mieli krwawy przypadek.
     Podczas kiedy ja wykrwawiałam się na śmierć, oni zaoferowali pomoc. Blondyn zauważył nas, a brunet wręczył Julkę w niesieniu mnie. Najgorsze w tej sytuacji jest to że noga bolała mnie jak cholera. Brunet niosący moje truchło niczym nie przypominał Prostracji, a jej nie pozwolono być przy mnie w tym momencie ale rozumiem to w 100%. Była zmęczona, a dodatkowy tłok to większe ryzyko skażenia rany, w moim przypadku głębokiej.
     Nie dostałam pomocy specjalisty, a tylko prowizoryczny opatrunek, by dotrzeć do szpitala, gdzie mieli mną zająć się lekarze.
- Marek? - odezwał się opatrujący mnie żołnierz.
- Tak? - blondyn wychylił się.
- Daj znać Marice że mamy pacjentkę na szycie.
     Nie mogłam uwierzyć w swojego pecha. Rozkleiłam się bardziej. Tak romantyczna chwila zniszczona przez jeden szczegół. Byłyśmy w złym miejscu o złej porze.
     Powoli robiło mi się niedobrze, a oczy stawały się okropnie ciężkie. Wyciągnęłam rękę przed siebie przykłuwając uwagę mężczyzny.
- Proszę pani, co się dzieje?
     Patrzyłam już pustym wzrokiem na rozmywający się obraz.
- Gdzie jest Marika? - opanowanym głosem krzyknął do drugiego - Pani Ewo, wstajemy.
     Słyszałam ból w jego głosie. Czerń i biel chodziła przed moimi oczami jednak zaburzyła ład pomarańczowa kropka oraz głos przerażonej Julki.
- Jak to? - głos był coraz głośniejszy - Daj zobaczyć w jakim stanie jest moja dziewczyna.
     Szarpała się? Czy ona szarpała się z żołnierzem?
- Proszę wpuść mnie - szlochała, a zachrypnięty głos przytłoczył mnie okropnie.
     Ostatnie co słyszałam, zapamiętam do końca życia. Nie ważne czy emocje wzięły górę czy cokolwiek innego. Powoli odpływając wzięłam do siebie dwa słowa.
- Dobrze... Boże. Ewa!

[prostracja x psycholoszka] Obca nie dla ciebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz