To czas [punkt widzenia Julki]

205 13 0
                                    

- Ciebie też. Siema - rozłączyłam się.
     Czułam w głosie Ewy wielki ból. Dla mnie było to porównywalne do wbicia sztyletu w serce, lecz nie wiedziałam nawet co ją zabolało. Fakt, ze idę na randkę z Kamilem? To tylko randka. Nie wiem czy coś z tego wyjdzie, ale nie mogę zaprzeczyć. To szalone co możemy zrobić dla przyjaciół, jednak pragnę przypomnieć, że Kamil to też nasz przyjaciel i nie jest zwyrolem ani kimś okropnym. Rozumiem, że Ewa może się martwić, lecz obecnie nie ma powodów.
     Położyłam się jeszcze na łóżku, trzymając klucze od samochodu. Pomyślałam ponownie o jutrzejszej randce i nie byłam nawet podekscytowana tak bardzo jak dzisiejszym wyjazdem. Zamknęłam oczy przekręcając się na bok. Nie wiem o czym wtedy myślałam ale odpłynęłam chwilowo. Wiatr wdzierający się do pokoju Ewy przez otwarte okno spowiał moją twarz. Prawie zasypiałam, kiedy w drzwiach stanęła Ewa.
- Dobranoc - powiedziała na przywitanie.
     Usiadłam po czym przegarnęłam włosy.
- A dziękuję. 
     Uśmiechnęłam się po czym popatrzyłam na nią. Zamknęła drzwi i odłożyła plecak obok mnie. Schyliła się do walizki po czym zwróciła się do mnie.
- Muszę się przebrać, więc wolę powiedzieć nim się rozbiorę.
- Co? Znaczy spoko ja nie mam nic przeciwko. Wiesz i tak... dobranoc.
     Zamknęłam oczy, by ponownie zasnąć albo udawać sen. Fala niezręczności w jednym momencie opanowała nas obie. W końcu Ewa przerwała ciszę.
- Gdzie dokładnie jedziemy?
- No do Sopotu - powiedziałam.
- Tyle to wiem. Konkrety?
- Nie wiem. Ty coś rzuć.
- Improwizujemy? - PsychoLoszka zaproponowała.
- Improwizujemy. - odpowiedziałam odwracając się do niej.
     Zaczęłam oglądać kluczyki trzymane w ręce wiedząc że ten dzień będzie jeszcze naprawiony. W końcu Ewa usiadła obok mnie.
- Śmierdzi mi jedno. Czemu nie może jechać z nami Dramcia, Kamil, Paweł i Dominik?
     Cóż, powiedziałam Kamilowi, że jedziemy do Sopotu, dlatego dziś nie idziemy. Powiedziałam o tobie, bo spędzamy sporo czasu razem i bardzo cię lubię.
- Bo pomyślałam, że we dwie się dogadamy, a w dodatku szczerze? Czasem mam dość i chciałabym spędzić trochę czasu sam na sam z tobą. Skoro zadajemy pytania, to czemu tak się od razu zgodziłaś i przyleciałaś?
- Chciałam spędzić trochę czasu z tobą. We dwie. Wiesz, jak ziomeczki. Nie?
     Zapadła chwilowa cisza. Ewka wstała i przeszukała wzrokiem swój pokój.
- To co? Idziemy? - dodała po chwili.
- Niech będzie, tylko wezmę bluzę.
     Wstałam, po czym przeciągnęłam się ziewając. Kur zapiał, mogłam dzisiaj później wstać. W końcu przeszłam z jednego do drugiego pokoju, z którego zabrałam ciemną bluzę. Zawsze lepiej ją mieć niż nie mieć. Nawet jak jest gorąco to może nagle spaść deszcz lub zawiać.
     Wyszłam z pokoju i zobaczyłam, że Ewy już nie ma. Zeszłam, więc na dolne piętro, gdzie rozmawiała z naszym oppą. Ich rozmowa nie wyglądała normalnie. Zawsze byli wobec siebie ciepli oraz przyjaźni, jednak teraz tak wiało chłodem, że moja bluza byłaby teraz koniecznością. Ten wyjazd nie skończy się dobrze, mogę dać cały mój życiowy dobytek. W sumie... muszę skończyć się martwić i zacząć cieszyć chwilą, bo za 4 dni wracamy do szarej rzeczywistości, a ja do szarej, brudnej Łodzi. Szczęściem w nieszczęściu jest to że niedługo się przeprowadzam do Warszawy ale dwa miesiące muszę jeszcze przetrwać.
     Wracając do ciągu wydarzeń, Ewa wyszła wcześniej z domu, a ja jeszcze zakładałam buty. Kamil siedział przy stole kuchennym sprawdzając coś w telefonie. Nie zawracając mu dupy, wyszłam. Wyjęłam z kieszeni klucze od jakże zacnego Ferrari. Mówię o mini toyocie Ewy aka czarnej strzale. Obejrzałam jeszcze klucze po czym rozejrzałam się po ogrodzie.
Przeszłam dalej, prosto do miejsca gdzie stoi auto. Obok niego stała moja wybawicielka. Spojrzała na mnie i zapytała.
- Masz kluczyki?
- Tak. Mam - podałam jej pęk trzech kluczy - Czekaj, czemu ty nie wzięłaś ich skoro wyszłaś wcześniej?
- Myślałam że ty wyjdziesz pierwsza. No cóż, myliłam się.
- Dobra w takim razie kto prowadzi? - zapytałam.
- Chcesz?
- Co? Nie. Nie chcę ci walnąć w drzewo.
- To ty mnie tu ściągnęłaś, więc ty prowadzisz.
- Ale samochód jest twój - odbiłam.
     Sprzeczka trwała jeszcze chwilę. Podawałyśmy tak głupie argumenty, że PsychoLoszka sama stwierdziła swoją porażkę oraz usiadła za kierownicą.

[prostracja x psycholoszka] Obca nie dla ciebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz