Cześć! Tak jak obiecałam mam dla Was nowy rozdział. Z zapartym tchem czekam na Wasze opinie i komentarze ;)
Korzystając z okazji życzę Wam Wesołych Świąt Wielkanocnych, bo może nie są one "normalne" to nadal mogą być udane i spokojne ;)
Miłego czytania ;)
***********
Rozdział 16.Z zewnątrz widok jest niezbyt ciekawy, jednak wnętrze firmy Stolarczyk & Perretti robi wrażenie. Biura znajdują się na trzecim piętrze. Winda, która pokonuje kolejne poziomy zaopatrzona jest w lustra. Widok zestresowanego chłopaka w tafli szkła wydaje mi się obcy. Oczy lekko podkrążone to norma, jednak drgająca na szyi gruba żyła jest zwiastunem nadchodzącej zmiany.
Czy będzie to krok do przodu czy w tył? Niebawem się dowiem.
Moim oczom ukazuje się mała recepcja, czyli biurko z komputerem, za którym skrywa się niewysoka brunetka. Ma mocny makijaż i dopasowaną sukienkę, spod której odznacza się koronkowy stanik. Choć twarz ma niebrzydką, to jej "opakowanie" nie robi na mnie wrażenia. Wcale aż tak bardzo nie różni się od dziewczyn z Laguny. A poza tym ja przyszedłem tu dla innej.
- Witamy w firmie Stolarczyk & Perretti. W czym mogę pomóc? - wyuczona gadka z trudem przechodzi sekretarce przez gardło, a jej mina na mój widok jest nie do pobicia. Grymas i zaskoczenie wymalowane na jej twarzy budzi we mnie instynkt ucieczki, ale zwalczam je w sobie i z zagryzionymi szczękami odpowiadam najspokojniej jak się w tej sytuacji da.
- Dzień dobry, ja do Panny Perretti. - mówię sucho, nie wdając się w szczegóły.
- Do której Panny Perretti? - pyta sztucznie przesłodzonym głosikiem. Wkurza mnie ten babsztyl, jednak nie daję po sobie niczego poznać.
- Do Veroniki Perretti. A macie tu jeszcze jakieś inne Panny Perretti? - pytam cudem zachowując resztki samokontroli.
- No tak jakby to firma rodzinna, więc mamy całą gamę Pań z rodu Perretti. - mówi do mnie z kpiącym uśmieszkiem, a ironia w jej głosie działa mi na nerwy.
- Chcę się widzieć z Panną Veronicą. - mój ton jest stanowczy i już stracił wszelkie ślady względnej grzeczności. Znów staję się chamem.
- Już niedługo. - rzuca mi wymowne spojrzenie spod przedłużanych sztucznie rzęs i kontynuuje. - Wkrótce przestanie być panną. - rzuca z przekąsem, ja zaciskam pięści. - Pan w jakiej sprawie, jeśli można wiedzieć? - docieka czarna cizia, ale ja już jestem starym sobą.
- Nie można. To sprawa prywatna. - jestem bezwzględny. Moja postawa zbija sekretareczkę z tropu, a ja odczuwam cholerną satysfakcję.
- Czy był pan umówiony? - prowokuje mnie dalej, ale widząc moją minę odpuszcza i wreszcie daje mi informacje, dla których pozwalam się tu wkurwiać jakiejś głupiej dupie. - Trzeci gabinet na prawo za tym zakrętem. - pokazuje ręką kierunek, a ja przytakuję i bez słowa ruszam w odpowiednią stronę.
Korytarze są puste, pomalowane na nijaki kolor, wyścielone bordowym dywanem w jakieś śmieszne wzorki, a na ścianach wiszą jakieś certyfikaty, dyplomy, plany i zawiłe projekty, z których nie potrafię nic wyczytać. Nawet nie jestem do końca pewny czym się ta firma zajmuje. Coś z przemysłem? Technologią? Wszystkie drzwi są z czarnego szkła, a ja kierując się wskazówkami sekretarki, wybieram te opatrzone nazwą Il gabinetto.
Delikatnie pukam, a następnie naciskam klamkę i wchodzę do środka.
Już od progu wiem, że coś jest nie tak. W pomieszczeniu panuje półmrok, a zza drzwi dochodzi mnie odgłos plaskania i jęki.
- O tak, Vera, no już prawie jestem. - plask, plask.
Instynktu nie oszukasz, od razu podążam wzrokiem za źródłem tych jednoznacznych dzięków i żałuję w tej samej chwili, w której moja ciekawość kazała mi spojrzeć w tamtą stronę.
Blat z rzędem umywalek znajduje się na lewo za drzwiami. Cała szerokość ściany pokryta jest również jednym wielkim lustrem. A widok i na dokładkę odbicie w tafli szkła dodatkowo potęguje we mnie odruch wymiotny.
Otóż nikt inny niż okularnik ze szkolnych lat, Tomek Krynicki posuwa w firmowej łazience Pannę Perretti.
Mam mdłości. Chcę stąd uciec, bo nie do końca wiem, co tu się odpierdala ani jakim cudem stałem w centrum tej chujowej sytuacji. Rozum swoje, a ciało swoje. A ono nie pozwala mi na jakikolwiek ruch.Widok ten sprawia mi ból, jakby jakiś wielki ciężar ciążył mi w brzuchu. Żołądek ściska się jakbym miał zaraz zwrócić zjedzonego mimochodem na Orlenie hot doga. Sos meksykański piecze w gardle drugi raz.
Mija dłuższa chwila zanim w ogóle orientują się, że nie są już sami.
- Cazzo! - krzyczy nie-moja już Panna Perretti i pośpiesznie zeskakuje z blatu obciągając czarną biurową sukienkę. Ma czerwone policzki i przyśpieszony oddech. Jej oczy, nawet z tej odległości, wyrażają wstyd, zagubienie i strach. Może poczucie winy, nie jestem pewien, a nie mam sił snuć domysłów.
Tomek z kolei nieśpiesznie zgarnia do majtek sprzęt i zapina rozporek. Ten charakterystyczny dźwięk o mało nie wytrąca mnie z równowagi, w sensie i tak jestem o krok od przekroczenia granicy wszelkiej cywilizacji. A to chuj!
- A niech mnie, Mat! - uśmiecha się do mnie jakby nigdy nic ten skurwiel, a ja mam zajebistą ochotę zetrzeć pięścią mu ten uśmiech z ryja.
- Bramka numer trzy, a tu Zonk. Ale oni chociaż poszli na całość. - mruczę do siebie pod nosem i obracając się na pięcie wychodze na korytarz.
Siadam na ustawionym w kącie krześle i próbuję dojść do siebie po traumatycznych doświadczeniach. Raz za razem pod moimi powiekami pojawia się scena sprzed kilku minut, niczym zapętlony fragment porno.
Gdy trzaskają drzwi moim oczom ukazuje się... Vera. Tak ją nazywa? Prawdziwa? Taka prawa? Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.- Matteo, ja... - nie kończy, bo zaraz za nią z łazienki wyłania się jej pierdolony NARZECZONY.
Jak mogłem o tym zapomnieć? Na co ja kurwa liczyłem przyjeżdżając tutaj?
- Przywiozłem zdjęcia. - rzucam od niechcenia, unikając wzroku czekoladowej brunetki.
- Stary, nie musiałeś się fatygować, mogłeś zadzwonić. - wtrąca się do rozmowy Tomek, a ja sobie uświadamiam, że on ma prawo uczestniczyć w tej rozmowie, bo tu chodzi o JEGO ślub.
- Dzwoniłem. - mimowolnie posyłam Veronice spojrzenie pełne wyrzutów. To wszystko jej wina. To przez nią robię z siebie teraz pierdolonego frajera.
- Przepraszam, zgubiłam gdzieś telefon. - poczucie winy malujace się na jej niewinnej twarzy jest jak policzek.
- Coś często Ci się to zdarza. - gadam, co mi ślina na język przyniesie, zamiast się w ten jezyk ugryźć. Niech to szlag! Tomek posyła mi nic nierozumiejące spojrzenie, a ja tylko wzruszam ramieniem bagatelizując całą sprawę. Jednak jest to tylko poza. Obłuda. Dobra mina do złej gry.
- Chodźmy do gabinetu to obejrzymy sobie, coś tam nastukał mojej żonie. - Mówi z zadowolonym z siebie głosem okularnik, a mi chce się śmiać z użytych przez niego słów, oczywiście nieumyślnie.
Żal mi go. Może będzie ciężko, ale ja sobie jakoś poradzę. On za to będzie żył w tej swojej nieświadomości, kompletnie nie znając swojej żony, kobiety z podwójną twarzą.
CZYTASZ
Matowy Chłopiec
ChickLitMówią na mnie Mat. Można by pomyśleć, że to dlatego, iż mam na imię Mateusz. Ale to nieprawda. Wołają tak na mnie, bo jestem matowy. Bez koloru, bez blasku i innego szajsu. Taki jest mój świat. Moje życie. Mówią także, że Polska to dno. Tutaj nic s...