22. Po co?

167 15 8
                                    

Rozdział 22.

Joasia wybrała kurs Krav Magi i ja też postanowiłem dać temu szansę. Nie bardzo rozróżniam te wszystkie sztuki walki, dla mnie są one cholernie do siebie podobne, jednak te jedne zajęcia mogłem pogodzić z moją pracą, no i znajomością z młodą buntowniczką.

Rzucenie tego palanta odcisnęło na niej większe piętno niż sądziłem. W końcu mieli się pobrać, to chyba coś znaczy. Tylko że dupek z białymi ząbkami jak z reklamy dentastixów wolał pukać co popadnie na boku i nie zasługiwał na miano jej męża. Taka prawda. Joasia jest specyficzna, fakt, ale jak już się ją trochę lepiej poznać okazuje się nietuzinkowym kompanem do wszystkiego, od picia po walkę. Jest też chyba pierwszą kobietą, która na stałe zagościła w moim życiu. I nawet z nią nie spałem. To już coś.

"Ciao Matteo. Musimy porozmawiać. Zadzwoń jak będziesz mógł."

Wiadomość od Veroniki wytrąca mnie z równowagi. Wiem, że stało się coś, coś ważnego, tylko boję się tego. Powiedziała Tomkowi? Zerwała zaręczyny? Kurwa!

Czekałem na to. Liczyłem na to. A teraz co? Czy ja naprawdę zdawałem sobie sprawę z konsekwencji? Czy teraz Veronica będzie liczyła, że to ja się zdeklaruję i zaproponuję jej "żyli długo i szczęśliwie"? Czy jeśli tego nie zrobię to będzie zawiedziona i jednak wróci do okularnika? Do swojej bezpiecznej opcji?

Kurwa! Kurwa!

Chciałbym zadzwonić. Wiedzieć już teraz. Ale jestem w robocie. Zbliża się druga w nocy, a ja przez dobre dwie godziny muszę jeszcze polewać i polerować te jebane szklanki. To nie jest miejsce i czas na takie rozmowy. Muszę czekać do rana.

"Pracuję. Odezwę się rano" - chcę napisać, lecz w porę się zmitygowałem.

Zamiast tego wysyłam nieco łagodniejszą wersję wiadomości.

"Mam urwanie głowy w pracy. Zadzwonię rano, dobrze? "

Czemu to zrobiłem? Przecież sens jest ten sam. Jeszcze niedawno nie zwracałem uwagi na takie bzdury, a jednak od niedawna staram się, w każdym sensie się staram. Być miły. Być uważny. Być lepszy.
Czy mi to wychodzi? Okaże się.

- Coś ty taki nieobecny, Mat? - pyta Zuźka, jedna z dziewczyn w Lagunie. Gdyby to była Iwonka, pewnie już bym jej coś odpyskował. Ale Zuzia to akurat fajna laska.

Rodzice wyrzucili ją z domu, gdy miała siedemnaście lat. Cudem skończyła szkołę, mieszkała w bursie. Musiała sama się utrzymać. Tak po paru latach trafiła do tego przybytku. Nie jest to praca marzeń, ale kasa którą się tu zarabia z pewnością przybliża nas do ich realizacji. Ja marzyłem o fotografowaniu. Zuzia o tańcu. Jest świetna, serio. Nawet jej taniec na rurze jest przeżyciem pełnym emocji i zachwytu, a co dopiero jakaś rumba, salsa czy co ona tam tańczy. Lubię gdy nasze zmiany w barze się pokrywają.

- Powiedzmy, że wolałbym być teraz gdzie indziej niż tu. - odpowiadam enigmatycznie. Zuzia zaczyna się śmiać.

- Chyba jak każdy, oczywiście oprócz większości klientów. Chociaż może ten koleś w loży przy zapleczu, tam w kącie, wolałby jeść z żoną teraz lody niż oglądać półnagie tancerki, ale nawet z nim tworzymy mniejszość. - żartuje dziewczyna, a ja podążam wzrokiem we wskazanym kierunku i faktycznie dostrzegam przeciętnego gościa, lecz z grobową miną. Jakby był tu za karę, a nie dla przyjemności. To aż zaskakujące jak wielu takich przewija się przez nasze drzwi. Dlaczego faceci wmawiają sobie, że to polepszy im humor, podczas gdy woleliby wieść dalej swoje nudne życie przed telewizorem i kłócić się z żoną o pilota? Nie zrozumiem tego.

- Biedak. Po co to robi? - głośno się zastanawiam.

- Niedawno umarła jego żona. Miała białaczkę. Teraz zamiast siedzieć w domu, gdzie wszystko mu o niej przypomina, szuka schronienia tutaj. Żal mi go. - Zuzia już poznała szczegóły z życia przypadkowego faceta i wcale mnie to nie dziwi. Ludzie się przed nią otwierają. A ona w przeciwieństwie do mnie potrafi słuchać. Może to ona powinna stać z barem a nie ja?

- Masz zadatki na terapeutkę. Albo barmankę. Chcesz spróbować? - proponuję z nikłym uśmiechem.

- Dzięki Mat, ale nie zrezygnuję z tańca nawet jeśli ten tutaj wymaga znacznie mniejszej ilości ubrań niżnym sobie wymarzyła. - odpowiada ze śmiechem. Podziwiam ją za jej pasję i oddanie. Taniec to jej życie, a ona walczy o to bez ustanku.

A ja kiedy ostatnio coś fotografowałem? Każdego dnia mam ze sobą sprzęt w plecaku, a jednak nie trzymałem aparatu w rękach od dawna. Dlaczego? Co takiego przysłoniło mi pamięć o marzeniach? A może raczej kto?

Dzięki rozmowie z koleżanką z pracy moja zmiana szybciej minęła. Jest czerwiec, słońce powoli rozjaśnia niebo i wiem, że to będzie kolejny upalny dzień. Nie lubię takich. Nie lubię jak pot spływa mi po plecach i twarzy, nawet gdy nic nie robię. Moje mieszkanie na poddaszu zamienia się wtedy w mały piekarnik, dlatego uciekam stamtąd kiedy tylko mogę.

Tego dnia również nie mam zamiaru spędzić w zamknięciu. Już mam plan. Kilka kilometrów za miastem jest mała wioska z doliną rzeki położoną wśród lasów. Oprócz kilku wędkarzy nie ma tam żywej duszy. Spacer zajmie mi kilka godzin, wystarczająco dużo na przemyślenie tego, co powie mi Veronica. I znowu wszystko sprowadza się do niej.

Zostawiła go? Odwołała ślub? Zrezygnowała z tego co pewne i znane od lat dla mnie? Dla chłopaka, którego zna od kilku tygodni? Który nic jej nie może zaoferować? Żadnego domu z ogrodem, wakacji w raju, gromadki dzieci w prywatnych szkołach.

Po co jej to? Po co jej ja? Po co?





Matowy ChłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz