Rozdział 10.
Ani się obejrzałem jak moja nocna zmiana w Lagunie minęła. Grupki klientów przewijały się regularnie, zarówno tych, którzy przyszli jedynie popatrzeć, jak i tych którzy szukali mocniejszych wrażeń bądź topili swe smutki w alkoholu.
Moją uwagę pochłaniała jednak zupełnie odmienna klientka, nawet po kilku godzinach rozmowy wciąż nieodgadniona. Słodka "Baby", a właściwie Joanna Krzyżanowska, która wkrótce miała zmienić nazwisko na Wójcik, ale po tym wieczorze prawdopodobnie zostanie jednak przy tej pierwszej wersji.
Ku mojemu zaskoczeniu Joasia, nigdy Asia, co zaznaczała przy każdej możliwej okazji, okazała się bardziej odporna na procenty niż się tego pierwotnie obawiałem. Po serii Purple Rain, po Małpim Mózgu, Wściekłym Psie i innych kolorówkach, przeszła na klasyk - tequilę. Dopiero wtedy mocno nią potrzepało. Pół godziny przed końcem swojej zmiany wezwałem dla swej nowej koleżanki taksówkę, która miała zabrać ją bezpiecznie do domu. Na szczęście Joasia była na tyle przytomna, że nadal pamiętała adres, pod którym mieszka wraz z przyjaciółką ze studiów, o czym nie omieszkała mi opowiadać przez dwa kwadranse.
- I pamiętaj Mój Chmurny Macie. Jak zdradzi raz to już nigdy nie będziesz wiedział, czy nie zrobi tego po raz kolejny. Nawet jak zostawi go dla Ciebie to już zawsze będziesz się zastanawiał, czy potem nie pojawi się ktoś trzeci i to Ciebie nie porzuci. Zdrajca zawsze pozostanie zdrajcą. Zapamiętaj sobie moje słowa, dobrze Ci radzę. Ja nigdy nie wybaczę zdady temu małemu fiutkowi z przerośniętym ego, co myśli, że 6 minut to dobry czas. Niech się wypcha trocinami. - ostre słowa Joasi i jej niecodzienne porównania zapadają mi w pamięć.
Wracając spacerem do domu raz za razem odtwarzam w myślach wydarzenia poprzedniego wieczoru i nocy. Jestem świadom tego, że rozgoryczona Joasia miała dużo racji w swych radach. Na własnej skórze doznała zdrady, a ja również znałem już to uczucie. Jednak Zośka to dawne czasy i szczerze mówiąc, nigdy mi na niej tak bardzo nie zależało. Teraz jednak mam wrażenie, że Panna Perretti mogłaby stać się dla mnie kimś więcej, a to już oznaczałoby gwóźdź do mej nędznej trumny. Związek z nią, jakikolwiek, byłby jak kopanie sobie grobu za życia i na własne życzenie. Nie mogę na to pozwolić.
Wiem, że ona ma już plan na życie. Ma bogatą rodzinę, pracę w rodzinnej firmie z tradycjami, przyszłego męża z perspektywami. Życie jak w Madrycie! A mnie nic do tego.
Zdecydowałem już - to tylko jedna głupia akcja, jednorazowy numerek z piękną Włoszką. Więcej się to nie powtórzy. To nie moja bajka. Ja mam własny mroczny las, a "za siedmioma górami i siedmioma rzekami..." niech się dzieje co chce.
Świt dopada mnie tuż pod moim blokiem, gdzie na szczęście nie widzę już zaparkowanego w pośpiechu eleganckiego autka Veroniki. Zniknęła. Zgodnie z moją wolą, tak przynajmniej sobie wmawiam. Ale to dobrze. Biorę głęboki oddech i wspinam się po schodach na poddasze.
Korytarz jest ciemny, bo żarówki dawno temu się przepaliły i nikt się tym nawet nie zainteresował. Mnie to też już nie przeszkadza, bo znam na pamięć każdy betonowy schodek, każdy skrzypiący szczebelek barierki.
Przez malutkie okno wpada niewielka ilość światła, jednak dostrzegam jakiś ciemny cień pod drzwiami swojego mieszkania. Jakiś bliżej nieokreślony kształt ciemnej masy, który nagle zaczął się poruszać i jęczeć. Co do chuja?
- Matteo, to Ty? - ciszę przerywa stłumiony i zbolały jęk Veroniki. Serce staje mi w gardle. Co tu się do diabła wydarzyło?
- Wszystko w porządku? Co Ci jest? - w dwóch krokach pokonuję dzielącą mnie od kobiety odległość i dopadłam jej zziębniętego ciała zwiniętego w kłębek na podłodze.
- Przepraszam. Ja nie chciałam tu zostać. Miałam wyjść i zatrzasnąć za sobą, tak jak kazałeś. I tak zrobiłam, naprawdę. - Tłumaczy się jak dziecko, a ja zaczynam mieć wyrzuty sumienia, bo w jej ustach brzmi to tragicznie. Zachowałem się jak fiut. Skończony dupek. To jednak nie tłumaczy tej sytuacji.
- Spokojnie, już okej. Wejdź do środka. - Naciskam klamkę, ale drzwi nie ustępują. Są zatrzaśnięte.
- Zamknięte. - tłumaczy widząc moją zdziwioną minę. - Wyszłam pół godziny po Tobie, ale po prostu nie mogłam odjechać. Przepraszam. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić i postanowiłam poczekać. Głupio postąpiłam, wybacz. - chaotyczne wyjaśnienia Veroniki na niewiele się zdały, bo nadal nic z tego nie rozumiałem.
- Co się stało? - pytam, gdy brunetka siedzi już bezpiecznie na starej kanapie otulona kocem. Nadal ma zmarnowaną minę, ale to poczucie winy malujące się w jej oczach jest dla mnie najgorsze.
- No więc zrobiłam tak jak prosiłeś. Wyszłam i zatrzasnęłam drzwi. - w jej głosie nie wyczuwam pretensji, tylko próbę wytłumaczenia się, przez co mam jeszcze większe wyrzuty sumienia. Źle to brzmi, koszmarnie. - Pod domem jednak nie było już mojego auta, chyba zapomniałam zamknąć, a kluczyki zostały w stacyjce. Nie myślałam, wszystko działo się tak szybko. - kontynuuje, a mnie przychodzą dreszcze na samo wspomnienie. Faktycznie trochę się spieszyliśmy. - No i torebka też została w aucie. - dodaje na koniec, odwracając wzrok w poczuciu winy. Aż mnie skręca.
Ujmuję jej podbródek palcami i chcę, by spojrzała mi w oczy. Dopiero wtedy mówię:
- To ja przepraszam, to się nie powinno wydarzyć. Biorę na siebie całą odpowiedzialność, bardzo mi przykro. - mimowolnie czule głaszczę jej gładki policzek i widzę błysk w jej czekoladowych oczach. Mimo sytuacji dostrzegam jak pięknie wygląda w tym momencie. Taka zagubiona i nieśmiała. Aż mnie korci, by jej dotknąć. To wszystko jest takie dziwne.
- Ukradli je. - mówi wyrywając mnie z zamyślenia. Muszę dwa razy zamrugać, by słowa dotarły do mojego zmąconego mózgu. Auto, ma na myśli auto.
- Zajmę się tym. Mam kumpla w policji, znajdzie się. To pewnie chłopaki z dzielnicy chcieli się tylko pocieszyć drogą zabawką. Nic się nie martw. - zapewniam pośpiesznie, zrywając się na równe nogi. Muszę trzymać dystans, bo jej bliskość jest obezwładniająca, nie mogę normalnie myśleć.
Veronica kiwa jedynie głową przytakując, ale wzrok ma utkwiony w swoich dłoniach splecionych na podołku. Jest zamknięta w sobie i nie podoba mi się to. To nie jest ta sama dziewczyna, która zawojowała moje serce kilka godzin wcześniej.
- Zrobię Ci gorącą kąpiel, a potem się zdrzemnij trochę. Chłopakom może zająć chwilę sprawa z samochodem, bo procedury i te bzdury, sama rozumiesz. - zaczynam gestykulować bez większego sensu, co totalnie nie jest w moim stylu, ale muszę zająć czymś ręce, by trzymać je z dala od kobiety.
Zmierzam do łazienki i pierwsze co, w oczy rzuca mi się czerwony ślad szminki na lustrze. Napis głosi: "To zdecydowanie było szalone...".
Zapiera mi dech. Stoję jak słup soli i nie mogę się poruszyć. Po chwili wyczuwam za plecami obecność dziewczyny.- Za to też przepraszam, nie powinnam była... - nie daję jej skończyć, bo nie mogąc się powstrzymać wpijam się w jej lekko rozchylone usta.
Veronica jakby instynktownie oddaje pocałunek z całą mocą. Zaczynamy się gorączkowo słaniać po ciasnej łazience zrzucając ubrania, potem wpadamy do małego pokoju, który robi za sypialnie i opadamy na łóżko. W tej dzikiej plątaninie ciał ciężko rozróżnić kto jest kim. Gdzie kończę się ja, a zaczyna ona. To nie ma znaczenia. Wszystko inne poza nią w tym momencie traci znaczenie.
Nawet niespodziewany głos Joasi, gdzieś tam w mej głowie, krzyczący słowo "Zdrada!" zostaje uciszony. Nic się już nie liczy. Ważne jest tylko tu i teraz.
************
Cześć wszystkim, jeśli w ogóle ktoś tu jeszcze jest ;DPowoli wracam do żywych i mam nadzieję, że kolejne części będą już pojawiać się w miarę regularnie.
Mam również nadzieję, że podoba Wam się to, co tu piszę, ale czy tak jest to piszcie w komentarzach. Bardzo chciałabym poznać Wasze zdanie. Zachęcam do komentowania i głosowania.
P.S. W mediach znajduje się piosenka, o której chyba świat już dawno zapomniał, bo powstała, o Matko!, ćwierć wieku temu, ale moim zdaniem idealnie pasuje do mojej historii, dlatego polecam serdecznie ;)
Pozdrawiam i całuję
Jessica 💞
CZYTASZ
Matowy Chłopiec
ChickLitMówią na mnie Mat. Można by pomyśleć, że to dlatego, iż mam na imię Mateusz. Ale to nieprawda. Wołają tak na mnie, bo jestem matowy. Bez koloru, bez blasku i innego szajsu. Taki jest mój świat. Moje życie. Mówią także, że Polska to dno. Tutaj nic s...