Rozdział 18.
Wrrrrr... wrrrrr... wrrrrr...
Co do jasnej?
Dręczący dźwięk wyrywa mnie ze snu. Otwieram oczy i od razu zaczynam tego żałować. Dookoła panuje ciemność, a jedyne źródło światła pochodzi od brzęczącego telefonu na szafce nocnej. Nie mojego telefonu, nie na mojej szafce nocnej, w nie mojej sypialni. Niech to szlag!
- Cześć kochanie. Co się stało? - lekko ochrypły od spania głos Sylwii wprawia mnie w szok. I wcale nie chodzi o to, że nazywa kogoś "kochaniem". Jej ton brzmi jak płynny miód, jest słodki i ciepły. Przebija przez niego troska i... miłość.
- Dobrze, skarbeńku. Będę czekać. Kocham Cię. No, pa pa. - po moich plecach przebiega dreszcz. Mówić, że czuje się nieswojo to niedopowiedzenie roku.
- To mój syn. Śpi u dziadków, ale coś mu się przyśniło i chce wrócić do domu. Babcia zaraz ma go podrzucić, mieszka tylko kilka ulic dalej. - wyjaśnia Sylwia, a ja w tym szoku tylko bezmyślnie potakuje.
- Okej. Już się zbieram. - rzucam mimochodem i podnoszę tyłek z łóżka. Mrugam powiekami kilkukrotnie żeby wyostrzyć obraz przed oczami, ale to wszystko dalej jest tak samo popieprzone jak się wydaje. Właśnie przespałem się z obcą zupełnie babką, starszą o blisko dekadę, zaraz ma się tu pojawić jej syn z babcią, czyli co? Teściową? Niezły burdel.
- Mogę Ci to wszystko wyjaśnić. Proszę, nie wychodź. - szepcze Sylwia, gdy stoję do niej tyłem. Ale czy ja chcę słuchać jej wyjaśnień? Przecież nic mnie to nie obchodzi, to i tak tylko krótka znajomość. A mimo to nie ruszam się z miejsca.
- Sylwia, to trochę za dużo jak dla mnie. Nie powinienem...
- Nic nie mów. I tak należą Ci się wyjaśnienia. - nabiera powietrza do płuc, a mój wzrok samoczynnie kieruje się ku jej piersiom, które wypełniają satynową koszulkę. - Mam syna. Ma pięć lat. Mały Leon. Długo z mężem staraliśmy się o dziecko, bo wcześniej trochę zwlekaliśmy i czekaliśmy na odpowiedni moment w życiu, a gdy wreszcie się udało byłam w siódmym niebie. Ja zostawiłam pracę, zostałam z dzieckiem w domu. Ale Rafał, zgodnie z rodzinną tradycją, był górnikiem. Dobrze zarabiał, robił co lubił, aż... zginął. Wybuch metanu. Zostałam z małym dzieckiem sama z dnia na dzień. Za pieniądze z ubezpieczenia przeprowadziłam się z Zagłębia aż w góry, bo moi teściowie mieli tu niewielki pensjonat. Osiadliłam się w tej niewielkiej mieścinie, bo nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Z każdym dniem umierała kolejna cząstka mnie. Ale zrozumiałam, że mam dla kogo żyć. Leon jest całym moim światem. Jest jedynym, co zostało mi po Rafale. Przykro mi, że wcześniej Ci nie powiedziałam, ale...
Bim bam... Bim bam... - dzwonek do drzwi.
Mój oddech przyśpiesza, a instynkt ucieczki miesza się z rosnącą ciekawością.
Nie mam jednak czasu na reakcję, gdyż kobieta posyła mi błagalne spojrzenie i kieruje się do wejścia.
Wyglądam zza ściany, ale z tej odległości mogę tylko dostrzec kobietę w średnim wieku w płaszczu. W ręce trzyma kolorowy plecaczek, a chłopiec, który jest jego właścicielem już wtula się w ramiona matki. Sylwia wygląda na lekko zmartwioną, ale gdy całuje syna w czoło, na jej twarzy maluje się prawdziwa matczyna miłość.Czuję dziwny ucisk w brzuchu. Każda struna w moim ciele jest napięta, oddech urwany. Czuję się jak podglądacz, którym trochę jestem. Czuję się też niegodny by podpatrywać tych rodzinnych scen, bo one powinny być zarezerwowane tylko dla najbliższych. A ja jestem obcy. Zawsze byłem i chyba zawsze już będę. Zawsze z boku, a nigdy w centrum takich rodzinnych zdarzeń. Nie zaznałem tego jako dziecko, matczyna miłość jest mi totalnie nieznana. Jakaś abstrakcja, której na co dzień nie miałem nigdy okazji oglądać. Aż do teraz.
Nie skupiałem się na słowach kobiet, ale po kilku chwilach żegnają się i starsza pani znika. Sylwia zanosi synka na rękach do pokoju na górze i czeka, aż pewnie chłopiec zaśnie. Dochodzą mnie tylko stłumione przez ściany dźwięki, ale i tak jestem przekonany, że kobieta śpiewała małemu kołysankę.
Opadłem z powrotem na łóżko i ukryłem twarz w dłoniach. Cała gama emocji przetaczała się przeze mnie, a ja nie do końca byłem przekonany, co one oznaczają.
Jakim cudem w tak krótkim czasie moje życie tak się skomplikowało? Od kiedy jest w nim tyle kobiet? Nawet sypiając z przypadkowymi studentkami nie czułem się takim kurwiarzem jak teraz. To z Sylwią to przecież miało być tylko na pocieszenie, a wyszedł z tego niezły burdel. Ale nie miałem nigdy zamiaru jej zranić.
- Zostałeś? - pyta zaskoczona Sylwia stając w drzwiach pokoju. Sam się sobie dziwię, że jednak nie uciekłem. Choć nadal mam na to ochotę.
- Zaraz będę się musiał zbierać. - spoglądam na zegarek i widzę, że dochodzi piąta rano.
Dobrze, że kumpel zamienił się ze mną w pracy zmianami, ale to oznacza, że będę musiał być w robocie na otwarcie. Zawsze preferowałem nocki, bo chociaż coś się działo, no i napiwki były lepsze.- Dziękuję. - stoję w miejscu z miną przygłupa. Zasługuję na najgorsze za swoje zachowanie, a nie na pochwały.
- Za co? - pytam niepewnie.- Za to wszystko. - nakreśla ręką przestrzeń między nami. - Potrzebowałam tego. I chyba powinnam Cię przeprosić, bo wykorzystałam Cię bez słowa. Więc proszę, wybacz mi. - lekki rumieniec, który wykwitł na jej noszącej ślady zmęczenia twarzy, odejmuje jej kilka lat. Wygląda naprawdę młodo i jest całkiem atrakcyjna.
- Oboje tego potrzebowaliśmy. - przyznaję.
- I nie martw się, to się więcej nie powtórzy. Leon to jedyny mężczyzna, dla którego jest teraz miejsce w moim życiu. To na nim muszę się skupić. Po prostu potrzebowałam takiego resetu, odcięcia. Kurde, źle to brzmi, ale ja naprawdę Cię wykorzystałam. - niezręczny śmiech Sylwii niesie się po pomieszczeniu.
- Nie gniewam się, a nawet cała przyjemność po mojej stronie. - zapewniam i od razu czuję się lepiej z myślą, że dla tej krótkiej historii nie będzie ciągu dalszego. Nie jesteśmy na tym samym poziomie, w sensie etapie w życiu. Każde z nam ma swoje demony i chwila przerwy była nam potrzebna, by dalej stawiać czoło całemu światu.
A ja właśnie sobie przypominam obraz swojego demona. Ma długie nogi oplecione wokół męskich bioder, włosy w nieładzie i cycki podskakujące tuż przed twarzą innego gościła. To właśnie przed tym szukałem ucieczki. Ucieczki przez bólem i rozczarowaniem.
CZYTASZ
Matowy Chłopiec
Chick-LitMówią na mnie Mat. Można by pomyśleć, że to dlatego, iż mam na imię Mateusz. Ale to nieprawda. Wołają tak na mnie, bo jestem matowy. Bez koloru, bez blasku i innego szajsu. Taki jest mój świat. Moje życie. Mówią także, że Polska to dno. Tutaj nic s...