9. Och Baby...

250 22 0
                                    

Rozdział 9.

Wygrzebuję się ze skotłowanej pościeli i spoglądam przez ramię na śpiącą brunetkę. Z ręką ponad głową i burzą czarnych, wciąż mokrych, włosów rozrzuconych na poduszce, wygląda niewinnie i słodko. Po tym co tu się wydarzyło, wcale nie tak dawno temu, wiem już, że bynajmniej taka nie jest.

Napięcie seksualne było wyczuwalne pomiędzy nami od samego początku. To naturalna reakcja organizmu, pierwotna potrzeba, którą prędzej czy później musieliśmy zaspokoić. Nie mam zamiaru doszukiwać się tu głębszych powodów. Dla mnie sprawa jest jasna i nie ma potrzeby bardziej jej komplikować.

Deszcz miarowo uderza w szybę okna dachowego. Na dworze panuje ciemność. Rzucam okiem na wyświetlacz telefonu i orientuję się, że czas się zbierać do pracy. Lagunę "nocną" otwierają co prawda o 22, ale ja i tak muszę być wcześniej, żeby ogarnąć towar.

Podnoszę się z łóżka i z gołym tyłkiem idę szukać jakichś czystych gaci. Przez oparcie jedynego w całym mieszkaniu krzesła przewieszona jest chyba ostatnia nadająca się para wytartych joggerów. Nawet nie próbuję zachowywać się jakoś szczególnie cicho, ale jak widać Panna Perretti ma mocny sen.

Robię sobie mocną kawę, by przepędzić resztki snu spod powiek i zebrać myśli. Mimowolnie wracam do wydarzeń z przed kilku ostatnich godzin.

Veronica zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zaintrygowała mnie, sprowokowała. Nie będę zwalał winy na nią, ale w normalnych warunkach, jako przyszła żona innego faceta, byłaby dla mnie poza zasięgiem zainteresowań. Nie jestem typem, który rusza cudzą własność, wręcz gardzę zdradą, bo sam już kiedyś zostałem wyruchany. Nie znam jej powodów. Wiem za to, co mną powodowało, nagląca potrzeba, którą miałem nadzieję zaspokoić. Patrzę na śpiącą Pannę Perretti w moim łóżku i stwierdzam, że nie do końca udało mi się to zadanie. Nadal jej pragnę. Jej seksowne ciało działa na mnie jak nigdy wcześniej żadna inna kobieta.
Rzucam okiem na zegarek i zrywam się na równe nogi.

- Matteo... - zawodzi zaspanym głosem Veronica. Ten dźwięk wywołuje we mnie dreszcze. To nie jest normalne. Jakby automatycznie włącza mi się tryb ucieczki.

- Muszę iść do roboty. Zatrzaśnij za sobą drzwi, gdy będziesz wychodzić. - chwytam w garść telefon, w drugiej ręce trzymam klucze i już mnie nie ma.

Zbiegam po schodach i wypadam z budynku lekko dysząc. Czuję się jak tchórz. Zaczynają mnie nachodzić dziwne wyrzuty sumienia, coś nowego. Nigdy wcześniej sie tak nie zachowywałem. Owszem, sprowadzałem dziewczyny na raz, ale potem bez żadnych oporów się ich pozbywałem. Zresztą nigdy nie musiałem specjalnie prosić, bo zazwyczaj po wszystkim same wychodziły, czasem rzucając na odchodne: "zadzwoń", chociaż oboje wiedzieliśmy, że nie zadzwonię.

To dlaczego zostawiając w łóżku śpiącą Veronikę mam takie wątpliwości? Dlaczego zwiałem, choć mam ochotę na powtórkę?

Ani się obejrzałem jak stanąłem przed wejściem do Laguny. Już od progu powitał mnie wkurwiająco słodki głos Iwony.

- Mat, kochanie, co tak późno? Usycham tu już, bo nie ma kto mi zrobić drinka. Idę się przebrać, a jak wrócę to ma na mnie czekać coś pysznego. Może Pina Colada? Albo mam lepszy pomysł, zaskocz mnie. Całuski! - i zniknęła zarzucając czerwony peniuar, lecz zostawiając za sobą smród przesłodzonych perfum. Czy ona już całkiem straciła czucie?
Nawet nie chce mi się komentować dziecinnego zachowania głupiutkiej Iwonki, po prostu idę na zaplecze i biorę się za robotę.
Dla świętego spokoju przygotowuję tlenionej blondynce Mojito, a niech się otrząśnie trochę.

Przez dobre pół zmiany mam taki zapierdol, że nie mam nawet czasu pomyśleć o pięknej Pannie Perretti. Ciągle coś się dzieje, jakiś niezadowolony gościu zrobił awanturę, że zamówiona dziewczyna nie spełniła jego oczekiwań. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że to nie burdel, a dziewczyny mogą jedynie tańczyć. Kiedyś zdarzało się, że czasem dziewczyny chciały dorobić i zgadzały się na więcej, ale to już była ich prywatna sprawa "po godzinach". Oficjalnie klub zatrudnia striptizerki, a nie dziwki. Agresywni goście to już problem ochroniarzy, ale jak wiadomo to barman idzie na pierwszą linię frontu. Takie akcje to dla mnie żadna nowość, więc nie przejąłem się zbytnio.
Ale tej akurat nocy wydarzyło się coś jeszcze, co bardziej przykuło moją uwagę.

Jakoś po drugiej w nocy do lokalu weszła śliczna dziewczyna. Kompletnie nie pasowała do tego miejsca. Wyglądała zbyt niewinnie i słodko. Miała drobniutkie loczki w kolorze karmelu i roziskrzone zielone oczy. Nie sprawiała wrażenia jakby przyszła się zabawić, bo jej twarz pozbawiona była śladu makijażu, a zwykłe jeansy, gładka koszulka i białe trampki to nie jest zestaw na imprezę. Rzucała nerwowe spojrzenia po sali jakby kogoś szukała.

Nie mogłem od niej oderwać wzroku i chyba wyczuła moje spojrzenie, bo podeszła do baru i zapytała:

- Nie widziałeś tu może dzisiaj takiego podłego skubańca, który zabawiał się z dwoma innymi idiotami? - jej głos był mocny i jakoś nie pasował mi do tej drobnej istoty. Była poruszona, zdenerwowana, a oczy ciskały gromy.

- Myślę, że było ich tu znacznie więcej niż trzech. - odpowiadam ze złośliwym uśmieszkiem, bo to nie pierwszy raz, kiedy jakaś babka szuka zaginionego w akcji faceta.

- Czyli byli tu, tak? Dawno wyszli? - pyta z nadzieją.

- Czyli każdego dnia i każdej nocy się tu tacy przewijają. - zabijam jej optymizm, a jej mina w tym momencie mówi: "Naprawdę?".
Jak można być aż tak naiwnym? To zdecydowanie nie jest miejsce dla takiej dziewczyny. Dosyć, że wygląda jak młoda Jennifer Grey to jeszcze zachowuje się jak słodka Baby.

- A facetów na wieczorze kawalerskim kojarzysz? - zbiera myśli po kilku chwilach. Okej, to już jakiś konkret.

- Moooożliwe, że byli tu tacy. - przeciągam każde słowo i podziwiam malującą się na twarzy kobiety irytację. Nie wiedzieć czemu sprawia mi frajdę wkurzanie jej. Przecież nawet jej nie znam.

- To mój narzeczony. Widziałeś go czy nie? - pokazuje mi telefon ze zdjęciem jakiegoś olimpijczyka z blond grzywą.
Wysoki, dobrze zbudowany, z rządkiem białych jak śnieg ząbków.
Co do kurwy nędzy jest z tymi kobietami, że lecą na sztucznie wykreowany marketingowy obrazek pseudo faceta? Nie czaję tego.

Ale informacja, że to jej narzeczony nieco studzi mój zapał i odbiera przyjemność z dokuczania jej. Jeszcze raz rzucam okiem na foto i rozpoznaje kolesia. Mam pamięć do twarzy, więc od razu przypominam sobie dwóch jego kompanów, jeden miał chyba na imię Piotrek i był małym grubaskiem w przepoconej koszuli, a drugi, jakkolwiek się nazywał, zamiast interesować się celem pobytu w nocnym klubie, nie mógł oderwać się od telefonu. Z kolei Pan Młody był mocno wcięty i podbijał natarczywie do jednej z najfajniejszych dziewczyn w klubie, Zuzy. Od razu mnie tym wkurwił, bo myślał, że jak ma kasę to może brać, co tylko chce. Nie lubię takich elementów.

- Byli tu, ale już poszli. - odpowiadam zwięźle na pytanie, ale dla dobra dziewczyny nie chcę wdawać się w szczegóły. Żal mi jej.

- Wyszli sami czy w towarzystwie kobiet? - docieka, a jej twarz przyjmuje maskę obojętności.

- Nie jestem pewny na sto procent, ale chyba sami. Ty też już lepiej idź, to nie jest miejsce dla Ciebie. - ucinam pogawędkę, bo choć w dupie mam los jakiegoś gościa, który chciał zaszaleć tuż przed ślubem, to jednak jakieś głupie myśli zaczynają krążyć w mojej głowie. Temat wydał się jakiś dziwnie znajomy. No bo czym to się różni od tego, co ja robiłem z Panną Perretti? Ona też chciała tylko się zabawić przed ślubem? Co ją motywowało? Adrenalina? Seks? Czy jeszcze coś innego?

"Baby" bez słowa kładzie na kontuarze banknot z wizerunkiem Jagiełły i kieruje się ku wyjściu. Tuż przed drzwiami z neonowym napisem jednak robi w tył zwrot i wraca na miejsce przy barze. Siada na czerwonym hokerze tuż pod moim nosem i układa drobne dłonie na kontuarze.

- Nalej mi drinka. Obojętnie co, byle mocne i szybko. - jej twarz spowija maska obojętności, głos ma dalej niski i wymagający, jednak kątem oka dostrzegam jak nerwowo i bezmyślnie obraca pierścionkiem na palcu serdecznym. Pogrąża się w myślach i przestaje zwracać uwagę na otoczenie. Szkoda mi jej.

Życzenie klientki jest dla mnie rozkazem. Sięgam po kieliszek. Mój wybór jest prosty, Purple Rain.
"Baby" nawet nie patrzy na zawartość szkła, od razu wychyla shota i z hukiem odstawia pusty kieliszek na ladę. Na jej twarzy nie ma nic, żadnego grymasu ani miny. Kompletna pustka. Biała kartka.

- Jeszcze raz. Albo pięć. - jestem pod wrażeniem, a jednocześnie zaczynam się obawiać o młodą kobietę. W takim tempie nie wyjdzie stąd o własnych siłach. Ale kim ja jestem żeby ją oceniać?

- Och Baby... Twoje zdrowie! - wbrew zasadom lokalu, a przede wszystkim moim własnym, nalewam jeden dodatkowy kieliszek niebieskiego trunku i w pół sekundy słodko-kwaśny płyn spływa moim gardłem.


Matowy ChłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz