Rozdział 13.
Piątkowa noc jak każda inna. Laguna wypełniona jest grupą stałych bywalców. Lokalne ważniaki moczą ryje w czystej wódzie, a potem jako "pany" tego światka zarzygają kible jak na ludzi sfery przystało. Pieprzone weekendy.
Robię sobie przerwę na fajkę i wychodzę tylnymi drzwiami na podwórko. Noc jest wyjątkowo ciepła, ale zrywa się wiatr, przez co folie i inne śmieci po dostawie zaczynają fruwać porozrzucane wokół śmietników, gdzie już się nie zmieściły. Będzie padać.
Wyjmuję paczkę Chesterfieldów i zaciągam w płuca gryzący dym. Dlaczego wszystko, co przyprawia życiu smak musi być trujące? Fajki? Kobiety? Seks? Nie, ten ostatni może jednak nie. Chociaż bez odpowiedniej uwagi też może napytać biedy, jak ktoś wsadza, gdzie nie powinien. A swoją drogą... O ja pierdole! Czy ja wtedy użyłem gumek? Kurwa, nie pamiętam. Głowy najwyraźniej też wtedy nie używałem. A co jeśli ona...? Boję się nawet skończyć tę myśl. Na pewno nie. Świat nie może być aż tak okrutny.
Rzucam niedopałek na glebę i gaszę go butem. W jednej chwili straciłem ochotę na wszelkie używki. Już mam wracać za bar, gdy kątem oka dostrzegam zbliżającą się chodnikiem osobę. Ot co, nic niezwykłego, gdyby nie to, że rozpoznaję w tym kimś filigranową Joasię. Zbliża się do klubu i przystaje tuż pod drzwiami. Waha się. Wiem, że mnie nie widzi, a ja wykorzystuję okazję, by przyjrzeć się jej z ukrycia.
Karmelowe włosy podskakują przy każdym ruchu jak małe sprężynki. Białe Conversy i wąskie rurki są chyba nieodłącznym elementem jej codziennej garderoby, za to niekoniecznie pasują do zestawu imprezowego. Znając jednak dziewczynę podejrzewam, że i tak nie przyszła się tu zabawić. Przyszła do mnie. Czuję to i uśmiecham się pod nosem. Cieszę się na jej widok, bo nie widziałem jej kilka dni i już straciłem nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek ją spotkam.
Po chwili Joasia zbiera się w sobie i z wysoko uniesioną głową wkracza w mój świat. Albo raczej do baru, bo ja nie do końca chcę się utożsamiać z tym miejscem.
- Dobry wieczór. - wita się słodka Baby podchodząc do baru. Jej twarz jest nieodgadniona, nawet pomimo braku najmniejszych oznak makijażu.
- Nie przyszłaś po tamtym. - odpowiadam bez wstępnych kurtuazji. Joasia lekko otrząsa się z szoku i po paru sekundach, już z większą mocą, podejmuje rozmowę.
- Może dlatego, że przymknęli mnie na czterdzieści osiem? - w jej głosie pobrzmiewa nuta kpiny i złości, ale to tylko jeszcze bardziej skłania mnie do wybuchu śmiechu. Na samą próbę wyobrażenia sobie niewinnej Baby na dołku zaczynam się śmiać w niebo głosy. Nie uwierzyłbym gdybym nie widział na własne oczy.
- Ale przyznaj się, warto było? - podpuszczam ją, choć jestem pewny odpowiedzi.
- Jak diabli! - wykrzykuje z entuzjazmem, a w jej oczach zaczynają lśnić wesołe ogniki. Zuch dziewczyna!
- Tak myślałem. Niezły czort z Ciebie, niesforna Baby. - zasłużyła na słowa uznania. Widok jej zaskoczonej miny przypomina mi, że wypowiedziałem na głos myśli, które mogły zostać w mojej głowie. Trudno. Już za późno by je cofnąć.
- Baby? Chyba nie myślisz, że jak sypniesz angielską "małą" to mnie kupisz. - jej spojrzenie pełne niedowierzania szczerze mnie rozbawiło. Poza tym nie chciałem jej przecież wyrwać. Myślałem, że tę kwestię mamy wyjaśnioną.
- Nie żadna "mała" tylko właśnie Baby. Oj, nieważne. - nie miałem zamiaru wyjaśniać zawiłości moich dziwnych skojarzeń.
- Teraz już musisz mi powiedzieć, bo rozbudziłeś mą ciekawość. - nalega Joasia błagalnym tonem.
- Zdaje się że ktoś coś kiedyś mówił, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - mówię kpiąco.
- Ja preferuję stwierdzenie, iż ciekawość to klucz do wiedzy. - A to cwaniara!
- I tak Ci nie powiem. - widzę jak moja odmowa jest nie w smak młodej kobiecie, ale unosi się honorem i odpuszcza temat.
- To może wolisz rozmawiać o ponętnej Włoszce, z którą byłeś na policji? - nowy wątek również nie przypadł mi do gustu, ale mimo to podejmuję rozmowę.
- To Veronica. - samo wypowiedzenie głośno jej imienia wzbudza we mnie nieznane dotąd emocje.
- Ładna. - rzuca krótko Joasia, a ja nie wyczuwam w jej głosie za grosz złośliwości czy zazdrości.
- Zauważyłem, ale dzięki za przypomnienie. - odkąd ją pierwszy raz ujrzałem jej obraz wbił mi się w pamięć i nie chce opuścić. Gdy tylko zamykam oczy widzę ją. Jej uśmiech, jej czekoladowe oczy, jej lśniące włosy, gibką sylwetkę i zgrabne nogi. O tak, zdecydowanie jest ładna.
- Gdybym Cię nie znała to pomyslałabym, że się zadurzyłeś jak jakiś gówniarz, zwykły studenciak w szanownej pani profesor. Odpuść, Amigo. - przestrzega, a mi się załącza tryb samoobrony.
- Gdybyś mnie naprawdę znała, to byś wiedziała, że takie rzeczy to nie ze mną. Choćbym nawet chciał, to nie jestem w stanie wykrzesać z siebie czegoś więcej niż tylko palące pożądanie. Jedyna różnica polega na tym, że ja już zaakceptowałem siebie, a inni jeśli mają z tym jakikolwiek problem to już ich sprawa. I tyle. - gdy kończę swoją "przemowę" cały aż się w środku trzęsę. Nie rozumiem swojego zachowania, ale to nie jest pora, by się nad tym rozwodzić.
Spoglądam na Joasię pewny, że w jej oczach ujrzę jakiś żal, zawód, cokolwiek, nic jednak nie przygotowuje mnie na widok jej błyszczących wesoło oczu. Ona się śmieje. Co do cholery jest w tym takiego zabawnego?
- Bawi Cię to? - pytam niedowierzając. Jestem zły. Tracę kontrolę nad sytuacją, a tego szczerze nie lubię.
- Mat, tak? A to dobre. Że niby taki bezbarwny jesteś, tak? Ja bym raczej powiedziała, że się czerwienisz, wiesz? Spójrz w lustro, bo chyba dawno tam nie zaglądałeś i już sam nie wiesz kim jesteś. - w normalnych okolicznościach bym się nieźle wkurwił po takiej tyradzie, ale słowa Joasi nie dają mi spokoju nawet po zamknięciu baru.
Wracam do domu nad ranem i pierwsze co robię to kieruję się do łazienki. Zapalam pojedynczą żarówkę nad głową i robię dokładnie to, co powiedziała mi Joasia. Patrzę w lustro.
- Kim ja jestem? - pytam sam siebie.
CZYTASZ
Matowy Chłopiec
ChickLitMówią na mnie Mat. Można by pomyśleć, że to dlatego, iż mam na imię Mateusz. Ale to nieprawda. Wołają tak na mnie, bo jestem matowy. Bez koloru, bez blasku i innego szajsu. Taki jest mój świat. Moje życie. Mówią także, że Polska to dno. Tutaj nic s...