Rozdział 6.
- Jak to w ogóle możliwe, że Twojego narzeczonego tutaj z nami nie ma? Nie interesuje się organizacją ślubu? - pytam niby mimochodem, gdy zbliżamy się do celu.
Słońce grzeje dość intensywnie, na szczęście majowy wiaterek przyjemnie chłodzi spocone ciało. A i tak prawie się ze mnie leje.
Jeśli ktoś twierdzi, że jest ponad to i wiecznie chodzi świeży i pachnący to niestety muszę go rozczarować. Nawet piękna Panna Perretti wygląda na zlaną potem. Ma zarumienione policzki i przyspieszony oddech. I mimo wszystko, a może właśnie dlatego, wygląda cholernie uroczo.
- Tomek miał jakiegoś ważnego call'a z San Francisco. Musiał domknąć kilka rzeczy, zanim urwie się na urlop. Ja zresztą też mam jeszcze wiele do załatwienia przed ślubem. To był jedyny wolny czas jaki udało mi się wygospodarować na tą wycieczkę. Dziękuję, że się zgodziłeś. - brunetka umiejętnie zboczyła z tematu, a ja dalej nie wiem jaki dupek wybiera jakiegoś "kola" zamiast energetycznej Włoszki. I to mokrej, dosłownie.
- Nie chciałem brać tej roboty. - rzucam szczerze, bo jak już wspomniałem, takie mam zasady.
- Wiem, Wojtek nas uprzedził, że bywasz przekorny. Tym bardziej się cieszę, że się zgodziłeś. - uśmiecha się zalotnie, a może to tylko ja mam jakieś urojenia. Tak czy siak na jej pełnych ustach wykwita ogromny uśmiech.
Czy ja mogę spoglądać na jej usta i nie myśleć o tym, gdzie chciałbym je widzieć? Albo raczej wokół czego? Czerwone, lśniące, poruszające się rytmicznie w górę i w dół?
- Nie biorę ślubów. Nigdy. - podkreślam z mocą w głosie i łypię na nią kątem oka, ale ona jakby nic sobie z tego nie robiąc, uśmiecha się do mnie rozbrajająco. Co jest z nią nie tak, że nie łapie aluzji?
- To nie jest ślub tylko sesja narzeczeńska. Na weselu Cię przecież nie będzie, więc nie myl pojęć. - mądruje się tym swoim dźwięcznym głosem z akcentem, a ja mimo woli czuję drganie w gaciach.
- Miałem na myśli to, że nie fotografuję ludzi. N-i-g-d-y. - przeliterowuję ostatnie słowo dla podkreślenia efektu. Sądząc jednak po jej zblazowanej postawie, mam ochotę wrzasnąć, by zmyć jej z twarzy ten wszystkowiedzący uśmieszek. Jak ona mnie irytuje!
- Gadaj zdrowo. - śmieje się wesoło i przyśpiesza kroku, wyprzedzając mnie o kilka metrów, chyba tylko dlatego, by zaimponować mi kołyszącymi na prawo i lewo krągłymi biodrami i posłać mi przez ramię zaczepne spojrzenie. Niech ją szlag!
- Mówi się "gadaj zdrów", Seniora! - krzyczę do jej oddalających się pleców. Na to Veronica znów spogląda na mnie z błyskiem w oku i wytyka mi błąd.
- Aaaajjjaaaajjj Matteo! Seniorina póki co. Jeszcze nie Seniora. Sono una donna libera. Zapamiętaj to sobie! - I odstawia mnie jeszcze bardziej.
Nie znam włoskiego, ale domyślam się co miała na myśli. I właśnie ta myśl wywołuje u mnie dreszczyk podniecenia.
Po kolejnym kwadransie jesteśmy na miejscu. Po drodze minęliśmy tylko parę nastolatków wracających już z góry, którzy pewnie urwali się ze szkoły na małe tête-à-tête. Szczęśliwa gównarzeria. Ja w ich wieku potrafiłem się zdobyć, co najwyżej, na zaciągnięcie dziewczyny na tyły kina, by przyprzeć ją do ściany i zrobić palcówkę. I to nie było żadne Multikino czy Helios. Za moich czasów w mieście było tylko jedno stare kino z jedną małą salą, które pamiętało chyba jeszcze Gierka czy cholera wie kogo innego.
- Szybka jesteś. - chwalę Veronikę, bo szczerze mówiąc zaimponowała mi swoją sprawnością. Obawiałem się, że dziewczyna okaże się paniusią, która po kilkudziesięciu metrach wędrówki padnie na ryj, a w rzeczywistości jest w świetnej formie i ma lepszą kondycję ode mnie.
A może po prostu nie niosła tego całego sprzętu, co ja.
- Pięknie tu. - mówi z zachwytem, a jej głos jest stłumiony odgłosami spadającej kaskadami wody. Prędkość i siła z jaką spada i odbija się od kamieni sprawia, że w powietrzu unosi się mgiełka wodna, tworząc idealną ochłodę w ten parny dzień.
Faktycznie, całość, począwszy od urokliwego wodospadu, po bujną zieleń otaczających nas drzew i szarość nagrzanych kamieni, sprawia wrażenie boskiej oazy. I robi wrażenie. Nawet na takim cyniku jak ja.- Niezły widok. Dobrze, że nie ma tu nikogo oprócz nas, to nikt się chociaż nie będzie plątał i właził niepożądanie w kadr. Możesz się rozebrać. - rzucam przez ramię, a sam zajmuję się rozłożeniem sprzętu. Nie ma tego znowu aż tak dużo, ale muszę przyjąć postawę profesjonalisty i skupić się na robocie, a nie na swojej modelce.
- Że niby co mam zrobić?! - dobiega do mnie nieco piskliwy głos hardej brunetki, co wywołuje na moich wargach nikły uśmiech. Szybko omiatam wzrokiem jej sylwetkę i zauważam cholernie podniecający rumieniec na jej odsłoniętej szyi. Zawstydziła się tym co powiedziałem? Czy może wyobraziła to sobie i ta wizja tak na nią podziałała?
- Spokojnie Seniorina, miałem na myśli tylko to, że możesz odłożyć torebeczkę na bok i ustawić się ładnie do zdjęcia. Na początek może być tam o, z prawej strony. Oprzyj się o te granitowe skały. - poinstruowałem starając się zachować przy tym pełen profesjonalizm, jednak uśmieszek satysfakcji cisnął mi się na usta i nie mogłem nad tym zapanować.
Veronica posłuchała moich rad bez słowa. Byłem tym wręcz zaskoczony, ale na szczęście już po chwili strzeliła swą, jak sądzę, popisową minę i wyglądając na obruszoną, rzuciła z przekąsem:
- To Prada, miej odrobinę szacunku. - roześmiałem się w głos. Śliczna brunetka gniewała się jeszcze przez moment, by po chwili dołączyć do mnie. Obrażona Veronica wygląda uroczo, ale śmiejąca się do rozpuku zapiera wręcz dech.
- Dość już tej zabawy. Mamy przed sobą dużo ciężkiej pracy, trzeba wziąć się w garść. - przywróciłem się do porządku, bo takie napady dobrego humoru zaburzają moje funkcjonowanie. To nie ja. Ja się tak przecież nie zachowuje.
- Nie lubisz się śmiać, Matteo? - pyta z przejęciem. Wzrok ma wnikliwy, przez co czuję, jakby zaglądała wprost do mego wnętrza i dostrzegała moje sekrety, schowane w najodleglejszych zakamarkach mego jestestwa. Co tu się do cholery dzieje?
- Nie widzę tu żadnych powodów do radości, Veronico. - mówię dosadnie. - A teraz wejdź na mostek i oprzyj się o barierki. - instruuję szorstko.
- Śmiech to zdrowie, Matteo. Przy mnie nie musisz udawać. Możesz się śmiać do woli. Nikomu nie powiem.
CZYTASZ
Matowy Chłopiec
ChickLitMówią na mnie Mat. Można by pomyśleć, że to dlatego, iż mam na imię Mateusz. Ale to nieprawda. Wołają tak na mnie, bo jestem matowy. Bez koloru, bez blasku i innego szajsu. Taki jest mój świat. Moje życie. Mówią także, że Polska to dno. Tutaj nic s...