Rozdział 20.
- Podoba mi się Twoja róża, ale to ten tatuaż na drugiej ręce lubię najbardziej. To grecki bóg? - pyta Veronica leżąc na lewym boku, przodem do mnie, wodząc palcem po konturach moich małych arcydzieł. Wiem, że są zajebiste, inaczej bym nie pozwolił sobie tego wydziarać na całe życie. Ale nie są też przypadkowe. I nigdy nikomu jeszcze nie zdradzałem, co oznaczają.
Inną rzeczą jest z kolei fakt, że leżymy sobie razem i gadamy jak jakieś nastolatki, w dodatku kompletnie ubrani. Dla mnie to wszystko jest jakaś abstrakcja, totalna nowość.
- Noo... - ni to potwierdzam, ni zaprzeczam. Veronica jednak nie odpuszcza.
- Zeus? - drąży z zuchwałym uśmieszkiem, ale dla mnie wygląda słodko. I kusząco jak cholera. Jednak trzymam kutasa na uwięzi. Nie on teraz ma prawo głosu. Nie przy Veronice.
- Pluto. - zdradzam w końcu, w lekkim konflikcie z samym sobą. Jej uśmiech, gdy to mówię jest jak żarówka stu watowa. Od razu wszelkie wątpliwości ustępują.
- Ach, czyli Hades! Ciężko Cię rozgryźć, boski Matteo. - No i pogadane. Mój kutas reaguje natychmiastowo. Pręży się i drga, a ja udaję, że tego nie czuję, bo nie chcę, aby Veronica się zorientowała.
W mieszkaniu panuje półmrok, wszystkie rolety są pozaciągane, więc słońce nie zakłóca nam tego małego randez vous. Tak łatwiej udawać, że świat za oknem nie istnieje. I niech tak będzie jak najdłużej.
- Ty też wcale nie jesteś taka łatwa. - widząc jej minę szybko się poprawiam. - w sensie prosta do odczytania. - Ja jebie! Ale dojebałem!
Jednak Veronica nadal się uśmiecha. Nie obraziła się, tak jak by to pewnie niejedna już zrobiła. Ona we wszystkim musi być taka inna. Dlatego właśnie tak na mnie działa.
- Uważasz się za boga Piekieł? - ciągnie temat moich tatuaży, a ja w dalszym ciągu źle się czuję opowiadając o tym. A mimo to udzielam jej odpowiedzi, których oczekuje. Jest wytrwała i nie odpuszcza tak łatwo.
- A chcesz być moją Persefoną czy Minte? - rzucam prowokacyjne, czekając na jej reakcje. Nie wiem, na ile Veronica zna się na mitologii i mój żart wydał mi się całkiem niezły, ale tylko pod warunkiem, że będzie wiedziała o czym mówię. Testuję ją. A może po prostu chciałem zabłysnąć, żeby nie miała mnie za jakiegoś totalnego debila. Sam nie wiem.
- Czy to oświadczyny? - pyta z filuternym uśmieszkiem i błyskiem w oku, a mnie ścina. Ona potrafi żartować na ten temat? Nie chcę pokazać, że na samo to słowo aż mi dreszcz biegnie po plecach, bo jest jak kopnięcie w brzuch, przypomnienie o czyhającej za oknem rzeczywistości. A ona się śmieje. Tak po prostu.
- A może wolisz zostać tylko moją kochanką? - podejmuję wyzwanie i gram w tę grę, choć nie wiem dokąd nas to zaprowadzi.
- Nie ma problemu, lubię miętę. - dodaje wesoło po chwili udawanego namysłu.
Choć to nie jest normalne, że gadamy o naszej sytuacji za pośrednictwem mitologii to jakimś dziwnym trafem bawi mnie to, a nie denerwuje. I cieszę się jak dziecko, że Veronica rozumie, co do niej mówię. Podoba mi się to chyba nawet bardziej niż powinno. Ona podoba mi się coraz bardziej, choć jestem świadomy, że nie powinna. Bo jest dla mnie jak granat. Zarówno mityczny jak i militarny. Oby tylko nie doprowadziła do otwarcia puszki Pandory. Wolę o tym nie myśleć. Choć raz to ja chcę być w centrum. Chcę być bogiem. Nawet wtedy, gdy moje królestwo obejmuje śmierć i podziemie.
- A Ty masz jakieś tatuaże? - pytam, choć pamiętam, że na żebrach pod samą pachą ma napis. Czekam jednak na odpowiedź z zapartym tchem. Lubię słuchać jej głosu, lubię jak do mnie mówi. Lubię... wszystko co jej dotyczy.
- Jeden. Tutaj. - podciąga kwiecistą bluzkę, ale jest tak przyległą, że nie da się jej zdjąć bez rozpięcia rzędu drobnych guziczków. Mój oddech przyśpiesza, a wzrok śledzi każdy ruch jej szczupłych palców, gdy powoli odsłania koronkowy biały biustonosz. Moja samokontrola znowu jest testowana, ale nie mogę się dać złapać. Nie tym razem.
Ozdobne litery wiją się po śniadej skórze i układają w słowo "appassionata". Cokolwiek to znaczy, wiem że na pewno pasuje do tej kobiety idealnie. Zarówno wygląda jak i brzmi cholernie ponętnie i seksownie. I mam rację, pasuje.
- Piękne. - zachwycam się.
- Ale bolało jak cholera. Zrobiłam go na studiach. Gdy byłam wolna i nieokiełznana. Stare czasy. - nutka nostalgii w jej głosie sprawia mi ból.
Ona żałuję. Wiem o tym. Zmieniła się i nie czuje się już wolna, jest ograniczona. To przy mnie odzyskuje wolność. Odzyskuje samą siebie. Sama tak mówiła. O to jest moje światełko na końcu tunelu. To moja szansa.
- Głodna jestem. - jej dźwięczny głos sprowadza mnie na ziemię.
- Obawiam się, że wszystkie sklepy i bary są jeszcze pozamykane, a moja kuchnia raczej nie jest dobrze zaopatrzona. - mówię z niemałym poczuciem winy i wstydu.
- Coś wymyślę. - odpowiada wymykając się z łóżka i kieruje się do małego aneksu kuchennego. Przegląda zawartość szafek, szuflad. Coś wyciąga, coś chowa. Ma zaciekły wyraz twarzy i wiem już, że nawet pomimo trudnych warunków, coś wymyśli.
- Naleśniki? - rzucam zaglądając jej zza pleców na patelnię.
- Nic więcej nie udało mi się wykombinować. To najbardziej minimalistyczna wersja naleśników, jaką kiedykolwiek robiłam, ale jestem tak głodna, że się nada. - Wręcza mi stos parujących placków, a ich zapach uderza w moje zmysły. Znowu miękną mi kolana, ale wcale nie z głodu.
- Nikt oprócz mojej babci nigdy dla mnie nie gotował. Dziękuję. - i całuję jej karminowe usta, które kusiły mnie od kilku godzin. Poddałem się pragnieniu, lecz czuję się jak zwycięzca, a nie przegrany. Ona cała jest dla mnie jak wygrana na loterii. Pod warunkiem, że to nie będzie tylko pusty los, a w puli nagród nadal coś dla mnie pozostanie.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiada pomiędzy pocałunkami.
CZYTASZ
Matowy Chłopiec
ChickLitMówią na mnie Mat. Można by pomyśleć, że to dlatego, iż mam na imię Mateusz. Ale to nieprawda. Wołają tak na mnie, bo jestem matowy. Bez koloru, bez blasku i innego szajsu. Taki jest mój świat. Moje życie. Mówią także, że Polska to dno. Tutaj nic s...