4. No to gramy!

363 20 2
                                    

Pełen obaw, ale i jakiegoś niewytłumaczalnego podniecenia, czy jak kto woli, ekscytacji, ładuję plecak ze sprzętem i wychodzę przed swój blok, skąd mamy ruszyć w drogę. My czyli ja i niejaka panna Perretti. W drogę, czyli w góry, a dokładnie w jedno z moich ulubionych miejsc, czyli oddalonego o kilkanaście kilometrów wodospadu Podgórnej.

Nie jest on wielce znany wśród turystów, a ponadto sezon jeszcze w pełni się nie zaczął, dlatego liczę na to, że nie będzie tam tłumów.
Plan jest taki, że dzisiaj mamy jedynie zrobić rozeznanie, a Panna Młoda ma zaakceptować moją propozycję. Ja jednak jestem przekonany, że gdy Veronica ujrzy to malownicze miejsce od razu się w nim zakocha.

Przecieram zaspane oczy, bo jest dopiero dziesiąta, a ja spałem zaledwie cztery godziny. Przestępuje z nogi na nogę i zdejmuję ciężki plecak z ramienia. Niby nie brałem całego sprzętu, bo to przecież tylko sesja próbna, ale i tak mam co dźwigać. Na domiar złego natura wybrała akurat dzisiejszy dzień, by rozweselić żałosny lud blaskiem swojej wiosennej aury. Niech to szlag!

Wspinaczka szlakiem górskim z ważącym kilkanaście kilogramów pakunkiem w pełnym słońcu wcale mi się nie uśmiecha. No dobra, może nie będzie aż tak źle.
Martwię się jednak nie pogodą, a reakcją swojego ciała na obecność młodej Włoszki.

Nie wiem co w sobie ma ta dziewczyna, że moje głupie serce przyśpiesza jak podczas oglądania mocnego filmu porno. A zresztą po co mieszać w to serce? To tylko libido. Tak czy siak efekt jest podobny. Staje mi na samą myśl o tej ślicznej brunetce o czekoladowych oczach.

Z tylnej kieszeni starych jeansów wyjmuję zgniecioną paczkę Chesterfieldów i zapalniczkę. Miałem rzucić, bo palenie w tym kraju jest możliwe tylko dla bogatych. Ale po co mi nowe joggery? Te jeszcze dają radę, a fajki rozjaśniają mi umysł.
Gdyby jeszcze ta cholerna zapalniczka działała...

Już mam ochotę zawrócić do mieszkania po zapałki, gdy przy chodniku zatrzymuje się biały SUV, Alfa Romeo Stelvio. Ja jebie!

- Buongiorno Signor Matteo! A che bel tempo!  Proszę wsiadać. - krzyczy przez opuszczoną szybę.

Melodyjny głos i wesoły ton z charakterystycznym akcentem sieją spustoszenie w mojej głowie. Nieważne że nie rozumiem co powiedziała, ważne jak to zabrzmiało. A moje imię w jej ustach... uuuuhhh, moje myśli nawiedza wyobrażenie jej jęczącej w łóżku. Radosny uśmiech rozświetla jej piękną twarz i wystarczy zaledwie jeden rzut oka na nią bym poczuł poruszenie w spodniach. Ciarki przechodzą mi po plecach na samą myśl o całym dniu spędzonym w jej towarzystwie. To będzie próba samokontroli dla mojego wyposzczonego ciała.

Podobnie jak każda inna dziedzina mojego życia, sfera seksualna również podlega ścisłej kontroli. Zazwyczaj, raz na jakiś czas, wybieram sobie spośród spotkanych kobiet jakąś przypadkową dziewczynę, która mniej lub bardziej zaspokaja moje potrzeby. Zwykle wystarcza mi jedno takie spotkanie na trzy bądź cztery tygodnie. Są to jednorazowe akcje, a moje partnerki od samego początku uświadamiam o swoich oczekiwaniach. A raczej ich braku. Żadnych związków, żadnych powtórek, żadnych telefonów i kontaktów. Moja kolejna zasada mówi o tym, że nigdy nie wybieram dziewczyn z Laguny. Dziwki mnie nie interesują, a poza tym za bardzo lubię swego przyjaciela, by go tak narażać.

Pech jednak chciał, że gdy ostatnim razem wybrałem się na polowanie do lokalnego klubu, jedynego w mieście, za to pełnego napalonych studentek, zamiast na łowach skupiłem się na zwiedzaniu toalet. I nie dlatego, że kręcą mnie szybkie numerki po kątach. Mówiąc oględnie, od tamtego czasu mam napięte stosunki z chińszczyzną. Koniec tematu.

No a potem już nie było okazji, bo brałem robotę na każdy wieczór i tak oto znalazłem się w tej, bądź co bądź, chujowej sytuacji.

Spoglądam na Veronicę siedząca dumnie za sterami nowiusieńkiego autka, a potem na swój pokaźnych rozmiarów bagaż i szybko dochodzę do wniosku, że kobieta nie ma zamiaru mi pomóc. Nie chodzi mi przecież o dźwiganie mojego plecaka, ale gdyby chociaż otworzyła bagażnik byłbym wdzięczny. Jednakże ona tylko czeka, stukając różowymi paznokciami o skórzaną kierownice.
Przygryzam wargę, a mój umysł nawiedza myśl, że Panna Perretti oprócz ładnej buźki i krągłych kształtów nie ma nic do zaoferowania. No może jedynie pokaźne konto w banku.
Nie mój świat, nie moja liga. I przede wszystkim, nie mój zasrany problem.

Wzdycham nieco teatralnie i wrzucam swoje rzeczy na tylne siedzenie a sam zajmuję miejsce pasażera. Wnętrze samochodu pachnie nowością i czymś jeszcze. Chwilę zajmuje mi dojście do wniosku, że zapach przypomina mi jabłecznik. Tak właśnie pachniało w domu mojej babci. Oczywiście, gdy była jeszcze w stanie piec, a to było bardzo dawno temu.

Czuję na sobie ciekawskie spojrzenie czekoladowych oczu i mimowolnie spoglądam w jej stronę.

- Wszystko okej? - pyta z dziwnym grymasem na twarzy.

- Jasne. Tak tylko zastanawiam się, ile może kosztować takie cacko. - rzucam pierwsze, co mi przychodzi na myśl.

- To prezent od rodziców z okazji zaręczyn. - wyznaje lekko się rumieniąc. Czyżby wstydziła się swojego bogactwa? A może to tylko efekt przebywania z takim biedakiem jak ja?

- A w prezencie ślubnym dostaniesz pewnie jacht, co? - pytam z przekąsem. Nie cierpię bogactwa i nierozerwalnie związanego z nim zepsucia. Tam gdzie kasa zawsze pojawiają się kłopoty.

Skąd ja to niby wiem, skoro nigdy jej nie miałem? Brak kasy to też problem. Sam doskonale przekonałem się o tym na własnej skórze.

- Jacht zawsze mogę pożyczyć od rodziców. Mają wille na wyspie Costa i wystarczy jeden telefon, a jest mój. Tak właśnie świętowałam z przyjaciółmi Sylwestra. Było super. - nawija jak nakręcona nastolatka, jedynie co chwilę spoglądając w moim kierunku, bo skupia się na prowadzeniu auta.

Jej głos brzmi dziwnie i dopiero po chwili uświadamiam sobie, że ta mała mnie wkręca. Dźwieczny śmiech wypełnia wnętrze samochodu niczym najpiękniejsza melodia. Od teraz to właśnie moja ulubiona piosenka. Nagram na telefon i będę sobie puszczał podczas samotnego walenia konia. Zajebisty pomysł!

- Jaki adres mam wpisać w nawigacje? - pyta, gdy stajemy na światłach. Zamiast odpowiedzieć sam zajmuję się wklepaniem kilku znaków, choć osobiście drogę znam na pamięć. Takie czasy...

- Będziesz się tak na mnie gapił? - pyta rzucając mi przelotne spojrzenie. Dopiero jej głos uświadamia mi, że faktycznie to robiłem, a go gorsze wcale nie byłem przy tym dyskretny.

Veronica tego dnia ubrała zwiewną kolorową bluzkę z motywem kwiatowym i białe obcisłe spodnie. Butów nie widziałem, ale mam nadzieję, że na wycieczkę w góry nie wybrała znowu wysokich szpilek. To by nie świadczyło dobrze o jej inteligencji.

- Opowiedz mi o sobie. - rzucam nim zdążę się zastanowić. Sam się sobie dziwię, skąd u mnie taka chęć poznania tej barwnej dziewczyny, to zupełnie do mnie niepodobne.

- Venti domande? - uśmiecha się i jest to... urocze. Tak dziewczęce, niewinne. I co najgorsze, cholernie mi się podoba. Ale za chuja nie wiem, co ona do mnie mówi.

- Co? - pytam i czuję, że moje czoło marszczy się w zdziwieniu. Veronica znowu wybucha spontanicznym śmiechem. Oj, niedobrze.

- Taka gra. Nawzajem zadajemy sobie pytania. Mamy w puli po dwadzieścia pytań. Możesz pytać o co chcesz, ale możemy dać sobie fory i jeśli jakieś pytanie Ci nie leży możesz poprosić o następne. Dajmy na to -  trzy razy. Gramy? - rzuca mi ciekawskie spojrzenie brązowy z oczu, a jednocześnie przygryza dolną wargę z prawej strony. Chyba nawet tego nie kontrolując. I ja też nie kontroluję w tym momencie cholernego pulsowania w spodniach.

- Ok. Zaczynaj. - odpowiadam z wahaniem, bo choć obawiam się pytań dziewczyny, to jednak ciekawość moja odnośnie jej osoby jest nie do pokonania. Niech się dzieje co chce. Zresztą i tak nikt nie sprawdzi mojej prawdomówności. Zawsze to jakieś urozmaicenie podczas jazdy.
No to gramy!







Matowy ChłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz