Rozdział 32

2.4K 90 53
                                    

-Wiadomo coś nowego?

-Niestety, na razie bez zmian. - odpowiedział posępnie starszy lekarz i wyszedł z pokoju odprowadzany moim wzrokiem. Odwróciłam się ponownie w stronę mojego ojca który leżał w śpiączce i złapałam go za dłoń, w której był umieszczony wenflon podłączony do kroplówki. Wyglądał jakby spał, co w sumie było prawdą. Nie wiadomo było tylko kiedy się obudzi. 

-Wiesz... - zaczęłam mówić, a mój głos obił się o ściany. - Nie wiem jak się teraz zachowywać. Chciałabym cały czas się uśmiechać i zajmować się Lailą i Willem, ale z drugiej strony czuję że moje szczęście jest nie na miejscu ze względu na ciebie, tato. Naprawdę nie wiem już co robić. Mam nadzieję że w krótce się obudzisz i poznasz swoje wnuki. Pokochasz ich, jestem tego pewna. Są przeuroczy...

-Panno Granger, proszę kończyć. - odezwała się jedna z pielęgniarek wchodząc do sali z wózkiem pełnym leków, kroplówek i innych rzeczy. - Pański ojciec musi odpocząć.

-Oczywiście. - powiedziałam cierpko i wierzchem ręki wytarłam łzy które nieświadomie zgromadziły mi się w kącikach oczu. Wyszłam z pomieszczenia kierując się do swojej sali. - "Pański ojciec musi odpocząć". - przedrzeźniłam pielęgniarkę. Niby od czego musi odpocząć, skoro cały czas śpi? Ma odpocząć od spania? - Głupia flądra... - mruknęłam naciskając klamkę od drzwi.

-O! Hermiono, kochana jesteś już! - zawołała wesoło Narcyza uśmiechając się do mnie z fotela który stał obok inkubatora. Na jej ramionach leżały dwa zawiniątka. Humor momentalnie mi się poprawił. 

Podeszłam do arystokratki i oparłam się o poręcz fotela.

-Chwilę temu zasnęły. - poinformowała mnie. - A jak się obudzą będziesz musiała je nakarmić.

-Dziękuję Pani Malfoy. - powiedziałam i przejęłam od niej moją córeczkę. Laila jak i Will, byli owinięci szczelnie w materiał który nie wypuszczał ciepła, by można było trzymać ich poza inkubatorem bez obawy że się wyziębią. Co nie zmienia faktu że i tak nie mogą poza nim za długo przebywać.

-Mówiłam Ci już coś. - upomniała mnie kobieta.

-Dziękuję... mamo.

-Lepiej. - wyszczerzyła się do mnie tym samym uśmiechem co Draco, gdy był z czegoś zadowolony. Narzuciło mi się na myśl że ma o wiele więcej cech po swojej matce niż myślała. Nie jest jednak idealną kopią Lucujsza, co wewnętrznie mnie usatysfakcjonowało.

-A tak w ogóle, to gdzie jest Draco? - spytałam uświadamiając sobie że jest tu sam na sam z arystokratką. - I moja mama?

-Poprosiłam by Draco przyniósł mi jakąś kawę, a twoja mama została poproszona do gabinetu doktora.

-Po co do gabinetu? - zaciekawiłam się przysiadając na łóżku szpitalnym. Laila zaczęła coś cichutko pomrukiwać przez sen, przez co myślałam że moje serce się rozpłynie. Była taką słodką istotką!

-Myślę że po wypis. - poinformowała i wstała powoli z fotela, zaczynając chodzić po pokoju z Willem w ramionach. Przyglądałam się temu wszystkiemu z ogromną radością. 

Byłam jej naprawdę wdzięczna, za to że porzuciła ideologię czystości krwi i zgodziła się zostać babcią, moich i Dracona dzieci. Za to że nikomu nie powiedziała. I za to że była szczera w kwestii tego, gdy mówiła że cieszy że to akurat ja jestem w jej rodzinie.

-Jestem! - powiedział Draco wchodząc do sali z parującym kubkiem w dłoni i z jakąś papierową torbą w drugiej. - Cześć Mia. - przywitał się i cmoknął mnie w policzek, a potem nachylił się i pocałował Lailę w jej małą rączkę zaciśniętą w piąstkę. Mój uśmiech się poszerzył.

-Co tak długo? - spytała Narcyza odbierając od swojego syna kubek z kawą i wręczając mu Willa.

-Kawiarnia przy szpitalu była zamknięta, więc musiałem iść do innej. A przy okazji kupiłem rogaliki. - wskazał podbródkiem na papierową torbę. 

-Miło z twojej strony. - uśmiechnęłam się szerzej, o ile to możliwe. 

-Dla Ciebie wszystko, moja droga. - powiedział z prześmiewczym szarmanckim brzmieniem.

-A ja to co? - spytała Narcyza popijając kawę.

-Och, dla Ciebie oczywiście też, mamo. -  powiedział nadal tym samym tonem.

-Już nie jestem mamą, tylko babcią. - ogłosiła, potem jakby zapatrzyła się w przestrzeń. - Dość młodą, jak na swój wiek, ale jednak babcią. 

Oboje z Draco zaśmialiśmy się, jednak nie za głośno by nie poprzebudzać dzieci. I wtedy wreszcie wróciła moja mama.

-A wam co tak wesoło? - spytała sama mając uśmiech na ustach.

-Nic szczególnego Jean. - machnęła ręką Narcyza. - A ty z czego się tak cieszysz?

-Dostałam wypis. - poinformowała moja mama. Wszyscy zareagowaliśmy optymistycznie, ale najbardziej chyba cieszył się Draco komentując to wszystko jednym zdaniem "Wreszcie nie będę musiał chodzić do Krzywołapa trzy razy dziennie".

Potem między naszą czwórką nawiązała się cicha rozmowa na niezobowiązujące tematy, dopóki Narcyza nie poderwała się z fotela. Kobieta podeszła do swojej torebki która wisiała na wieszaku przy wyjściu i wyciągnęła już dobrze znany mi aparat. 

-Draco usiądź obok Hermiony. - nakazała na co blondyn wywrócił oczami, a moja mama się zaśmiała. Ślizgon skierował swoje kroki w moją stronę i po paru sekundach już siedział po mojej lewej stronie z Willem w rękach.

-Czy to jest konieczne? - spytał, na co szturchnęłam go ostrzegawczo nogą. 

-Jest konieczne. - wtrąciła się moja mama. - Że też ja na to nie wpadłam! Z takich chwil trzeba mieć pamiątki!

-Oczywiście że trzeba. - zgodziła się z nią arystokratka. - Tym bardziej że Draco wraca dziś wieczorem do Hogwartu, i nie wiadomo kiedy znowu będę tu w ten sam dzień co wy razem by zrobić wam zdjęcie. - ogłosiła, a mi trochę mina zrzedła całkiem zapomniałam o tym że blondyn wraca. Jednak to było potrzebne, zbyt długo nie było go w szkole. - Uśmiech! - zawołały równocześnie nasze matki. 

Potem błysnął flesz.

***

Szanowny Albusie Dumbledore,

Muszę Pana powiadomić że przytrafiło się coś niezbyt dobrego, nie będę się zagłębiać w to, co to jest, gdyż to prywatna sprawa rodziny, ale proszę żeby załatwił Pan mojemu synowi - Draconowi, świstoklik. Najlepiej by świstoklik przeniósł go na stację King's Cross w Londnie, gdyż stamtąd zabierze go nasz skrzat i przetransportuje do Malfoy Manor. Byłoby cudownie gdyby Dracon wrócił do domu już jutro po południu.

Byłabym wdzięczna za Pana pomoc. 
Z

wyrazami szacunku,

Narcyza Malfoy

Blondwłosy mężczyzna zapieczętował list i podał go czarnemu puchaczowi który zatrzepotał skrzydłami i wyleciał przez okno zmierzając w czarną noc.

-Miejmy nadzieję że ten list zabrzmi wiarygodnie. - powiedział Lucjusz sam do siebie popijając Ognistą Whiskey i patrząc na sowę która znikała za horyzontem.

Helen McCrory,  17 sierpnia 1968 - 16 kwietnia 2021   /*

WPADKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz