Rozdział 35

2.2K 104 21
                                    

-Ciekawe czy ciocia wie.

-Na pewno wie. - prychnął chłopak. - Prorok nie lata tylko do Hogwartu.

-Nie kpij sobie. - zirytował się Zabini. - Twojego ojca ktoś zamordował, nie wiesz jak zareagowała twoja matka, a ty masz to głęboko w dupie.

-A żebyś wiedział że mam to głęboko w dupie. Bardzo, bardzo głęboko.

Zabini aż stanął w miejscu słysząc na słowa przyjaciela. Była niedziela, a oni szli na śniadanie. Ku uciesze czarnoskórego, większość uczniów znajdowała się w Wielkiej Sali.

-Nie wiesz kto dopuścił się zbrodni na Lucjuszu, skąd możesz wiedzieć że nie jesteś następny? - wylewał z siebie rozdrażniony Zabini. - Albo twoja matka? Co jeśli ona jest następna? Nadal Cię to nie obchodzi?!

Draco przymknął oczy szukając jakiegoś sensownego wytłumaczenia. Chyba jednak zbyt dużo się działo, nie umiał skupić się na niczym konkretnym. Z jednej strony rozumiał przyjaciela, jednak nie mógł powiedzieć mu; ,,Hej, Blaise! Nie bój nic, to ja zamordowałem ojca, a o moją matkę się nie martw! Nie mam jej na swojej liście". Nabrał powietrza do płuc i otworzył oczy.

-Nie, nie obchodzi mnie to. - powiedział na pozór spokojnie. Wyszedł na nieczułego chama - wiedział to, ale nic nie mógł na to poradzić.

-Świetnie, więc ja pójdę na śniadanie. A ty, rób co tylko chcesz, nie obchodzi mnie to. - warknął oburzony Ślizgon i ruszył korytarzem.

-I tak nie byłem głodny! - zawołał za nim blondyn, ale czarnoskóry machnął tylko niedbale ręką nawet się nie odwracając i zniknął za zakrętem.

Blondyn wydał z siebie męczenniczy jęk i odwrócił się na pięcie by pójść na Wieżę Astronomiczną. Ciche miejsce, gdzie będzie mógł pomyśleć i poczekać, aż nauczyciele zaczną wypuszczać uczniów do Hogsmeade. 

Gdy był już blisko usłyszał głos.

-Musimy porozmawiać. 

Zmarszczył brwi. Odwracając się,  zauważył że słowa nie były wypowiadane do niego. I może zignorowałby to całkowicie, gdyby nie to, że słynny Harry Potter był właścicielem zdania, a odbiorcą Ronald Weasley. Ślizgon, jak to Ślizgon - był sprytny. Rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności oraz wyciszające i jak gdyby nigdy nic, zrównał krok z dwójką Gryfonów. 

Całkowicie zapomniał o spokojnym odpoczynku na Wieży Astronomicznej.

Powędrował za wychowankami Domu Lwa do jakiejś starej opuszczonej sali.

-O co chodzi Harry? -spytał zmartwiony rudzielec. Na jego twarzy można było zauważyć niepokój. Malfoy prychnął, jednak nic nie było słychać dzięki zaklęciom. Podziękował sobie za nie w duchu, bo pewnie już by się zdemaskował.

-Byłem u Dumbledore'a. - zaczął chłopiec z blizną. - Opowiedział mi o horkruksach.

-Horkruksach? - powtórzył Weasley. Potter skinął głową i zaczął mówić.

Z każdym wypowiedzianym słowem, oczy blondyna się rozszerzały, niedowierzanie powiększało, a jakiś ciężar opadł mu na żołądek. Jednocześnie dziękował wszystkim bóstwom za to że postanowił za nimi pójśc oraz za to że tamtego wieczora, zabrał Medalion Salazara Slytherina ze sobą.

***

-Maluchu to mój kochany. - zagruchałam w stronę bliźniąt. Dzieci odwróciły lekko głowę w stronę mojego głosu. - Kto jest taki śliczny no kto? No kto?

-No ja. - usłyszałam głos dobiegający zza pleców.

-Draco! - ucieszyłam się. Zwróciłam się w stronę chłopaka i wpdłam mu w ramiona zaciągając się zapachem jego drogich perfum.

WPADKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz