Rozdział 33

2.3K 121 49
                                        

-No nie... Znowu? - mruknął czytając treść listu. Zgniótł pergamin w ręce i podszedł do kominka by wrzucić go w płomienie. Pomarańczowo-czerwone płomyki szybko zmieniły list w małą kupkę popiołu.

-Co znowu? - spytał Zabini przyglądając się poczynaniom przyjaciela.

-Dyrektor mnie wzywa. Ostatnio kiedy tak było, matka wymyśliła swoją chorobę załatwiając mi tak miesięczny pobyt u Hermiony. - wytłumaczył zakładając koszulę. 

Zabini uniósł brew.

-Przecież dopiero co wróciłeś. 

-Zdaję sobie z tego sprawę, Blaise. - sarknął. Blondyn otworzył szufladę i zaczął przekopywać ją w poszukiwaniu skarpetki do pary. Dopiero po chwili przypomniał sobie że może użyć Accio.

-A może... - zamyślił się czarnoskóry nie zwracając uwagi na wcześniejszą odzywkę przyjaciela. - Drops napisał że twoja matka znów zachorowała, tak?

Draco przystanął na chwilę w miejscu. Dopiero po chwili odwrócił się w stronę kumpla.

-Napisał tylko że mam się u niego stawić, że to pilne i żebym się pośpieszył. - mówił powoli jakby samemu trawiąc swoje słowa. 

-Widzisz? Może to nie ma w ogóle sprawy ciocią Narcyzą, Granger czy innymi istotami na których Ci zależy. - powiedział dyplomatycznie.

-Może. 

-Może, może. - zawyrokował Blaise. - Rusz tą dupę Smoku i idź do Dumbledore'a. A potem mi się wyspowiadasz.

"Smok" popatrzył na niego sceptycznie, po czym bez żadnego pożegnania wyszedł z ich dormitorium kierując się do gabinetu mieszczącego się na drugim piętrze. Gdy wyszedł już z lochów, rozpoczęła się zabawa; prychanie i warczenie na każdego napotkanego Gryfona, witanie się z nauczycielami, wypatrywanie Napalonej-Astorii-Przylepy by uciec z pola rażenia i oczywiście mała, malusieńka kłótnia z Harrym Wybrańcem Zasrańcem Potterem i jego rudym przydupasem. Zastanawiał się jak taka inteligentna dziewczyna jak Hermiona, jego Hermiona mogła przyjaźnić się z takimi porażkami genetycznymi.

Po paru chwilach podszedł pod wejście i wypowiedział hasło które dyrektor napisał mu w liście. Gargulec odsunął się, a Już Nie Najmłodszy Potomek Malfoyów wszedł na schody które zaczęły wić się ku górze. Schody dojechały, a chłopak podszedł do drewnianych ciężkich drzwi pukając w nie i czekając na odzew.

-Proszę.

Nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia. Gabinet nie zmienił się od jego ostatniej wizyty, wysokie ściany po których pięły się regały ze starymi księgami, obrazy poprzednich dyrektorów Hogwartu, w tym jego krewnego - Fineasa Blacka. Umieszczonych tu było wiele delikatnych, srebrnych instrumentów które wytwarzały szum i emitowały kłęby dymu zza których dostrzegł uśmiechającego się miło dyrektora. Po lewej stronie Albusa, na drewnanym stojaku siedział jego feniks, Fawkes.

-Witaj, Draco.

-Dzień dobry, dyrektorze. - powiedział i usiadł na miejscu wskazywanym przez rękę starca. - Co się stało?

-Dobre pytanie, chłopcze.

Blondyn zmarszczył brwi w dekoncentracji.

-Niezbyt rozumiem o co Panu chodzi? - powiedział poprawiając się nerwowo na drewnianym krześle. Coraz mniej mu się to podobało.

-Narcyza, Pańska matka, napisała do mnie z prośbą o to bym załatwił świstoklik który przeniósłby Pana na peron King's Cross, z którego odebrałyby Pana skrzaty i przeniosły do Malfoy Manor. Napisała również, że to jakaś sprawa rodzinna. - zaczął tłumaczyć. Młody Ślizgon zaczął się zastanawiać o co znów chodzi jego matce. Może to znowu jakiś sposób na to by spędzić czas z Hermioną? Tylko po co skoro dopiero co wczoraj wrócił, a za trzy dni jest niedziela i znów będzie mógł zawitać w Norwegii? - Oczywiście załatwiłem świstoklik, nie mógłbym odmówić. - ciągnął dalej Dumbledore. - Zastanawie mnie jednak czy wszystko u Pana w porządku?

WPADKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz