Rozdział 42

2.1K 119 40
                                    

-Co to niby ma być? - spytał Potter, patrząc na starą, zniszczoną mugolską oponę od samochodu. - Jaja sobie z nas robisz?

-Harry, właśnie utwierdziłeś mnie w tym, że całkowicie nie pasujesz do Ravenclaw. - skomentowała Ginny. - To świstoklik. - powiedziała, na co Wybrańcowi zrzedła mina. - Prawda? - chciała się upewnić w swoim przekonaniu.

-Tak, to świstoklik. - mruknął Draco lustrując wszystkich wzrokiem. Byli z nim Potter, Weasley z siostrą, Brown, Longbottom i jego kuzynka, McGonagall nie poszła, ale kazała żeby później wszyscy wszystko jej przekazali. Ah, no i był z nimi Blaise. Wziął go sobie by mieć jakieś wsparcie, na wypadek gdyby Potter i reszta dzikusów się na niego rzucili. Oczywiście, Tonks musiała się na to zgodzić. I na szczęście zgodziła, ku niezadowoleniu gryfonów którzy ponownie wściekli się, że jakiś ślizgon wie gdzie jest ich przyjaciółka, a oni nie.

-Idziemy? - wtrąciła aurorka, uprzednio sprawdzając czy na świstokliku nie ma żadnych czarnomagicznych zaklęć.

-Tak jest, pani aurorko! - zasalutował Blaise. Blondyn tylko cicho westchnął, znając już odpały przyjaciela. Miał tylko nadzieję, że nie wygada się przedwcześnie o bliźniakach, tak jak go o to prosił. Już wystarczy mu tego, że prowadzi przyjaciół swojej dziewczyny, niedługo narzeczonej, a potem żony która jest całkowicie nieświadoma tej wizyty.

-Uspokój się, Zabini. - rozkazała, po czym nachyliła się nad oponą. - Na trzy.

Wszyscy kucnęli i również nachylili się nad oponą.

-Raz! Dwa! Trzy!

***

-Prowadź, Malfoy. - warknął Weasley. - Tylko nie rób żadnych numerów.

-Nie tym tonem, rudzielcu. - odpyskował mu ślizgon, i z dumnie uniesioną głową wyszedł z zaułka. Z każdym krokiem, czuł jak robi mu się niedobrze i zjedzone rano śniadanie podchodzi mu do gardła.

-Zestresowany? - spytał z szatańskim uśmieszkiem Blaise, doganiając go parę metrów.

-A jak myślisz? Co jeśli ona mnie rozszarpie? - szepnął cicho.

-Nie bój nic. - poklepał go po plecach. - Jesteś ojcem mojego chrześniaka lub chrześniaczki, nie dam Ci nic zrobić.

-Pytałeś się w końcu o to Hermiony? - spytał, mając na myśli bycie chrzestnym. Nic sobie takiego nie przypominał.

-Nie wiem, nie pamiętam. Ale nie obchodzi mnie to. I tak będę chrzestnym jednego z twoich dzieci. 

Draco obejrzał się za siebie, by upewnić się że nikt, nic nie słyszał. Na szczęście, wszyscy szli za nimi parę metrów dalej.

Gdy w końcu zatrzymali się pod tak znanym Draconowi wejściem do bloku, blondyna zaczęło skręcać w żołądku.

-To tu? - usłyszał głos kuzynki.

-Tak. - powiedział cicho i popchnął drzwi. Szli po schodach, aż w końcu zatrzymali się przed jednymi z drzwi. - To tutaj. - powiedział, jednak nikt się nie poruszył.

-Dray, otwieraj te drzwi, bo skopię Ci to blade dupsko. - odezwał się w końcu Zabini. Z tyłu usłyszał chichot jednej z dziewczyn, prawdopodobnie Lavender.

-A spierdalaj. - warknął i zaczął przekręcać zamek w drzwiach. - Tylko jakbyście mogli, nie zachowujcie się zbyt głośno. - upomniał wszystkich i nim zdążyli zapytać dlaczego, otworzył drzwi na oścież.

WPADKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz