20 listopada 2001
-Mamo! Mamo! - ze snu wyrwały mnie dwie istotki wpadające z hukiem do sypialni. Przetarłam zaspane oczy i usiadłam między zwojami pościeli. Laila i Will wskoczyli zwinnie na łóżko i rzucili się na mnie by odebrać swoje poranne przytulasy, które stały się już zwyczajem. Bliźnięta z wyglądu niczym się od siebie nie różniły - poza płcią. Oboje mieli kręcone, jasne blond włosy, bladą cerę, stalowo-niebieskie oczy, i pełne malinowe usta na których zawsze był uśmiech. Pomijając chwilę, gdy na talerzu pojawiają się warzywa.
-Dzień dobry, łobuzy. - odwzajemniłam ich uściski i pocałowałam w rozczochrane czupryny. - Jak się spało?
-Dobźe! - zawołał sepleniąc Will.
-Źle! - Laila miała odmienne zdanie. - Will mówil przez sen!
-Nieplawda! - obruszył się chłopczyk.
-ŚNIADANIE! - z opresji wyciągnął mnie głos Dracona dobiegający z kuchni. Mimo że kuchnia była piętro niżej, głosy się niosły, więc mogliśmy spokojnie porozumiewać się bez przechodzenia całej długości domu.
Przeprowadziliśmy się do domu jednorodzinnego niedługo po zakończeniu wojny. Po tym jak się skończyła, Draco zaproponował coś większego, a ja się zgodziłam. Oboje dostaliśmy propozycję skończenia nauki w Hogwarcie, na co oboje przystaliśmy. Mieliśmy oczywiście, prywatne dormitorium które spełniało wszystkie nasze zapotrzebowania, żebyśmy tam z dziećmi mieszkali. Było to odrobinę kłopotliwe, ale daliśmy radę. Milicenta wygrała zakład z Draconem, bo w święta w Hogwarcie, Blaise i Ginny oznajmili, że są parą. Draco stracił 100 galeonów, a ja, gdybym wiedziała wcześniej o ile się założył, mocno bym go uderzyła. Mimo to, cieszyłam się z szczęścia przyjaciół. Gdy zakończyliśmy szkołę z dziećmi na rękach, przeprowadziliśmy się do nowego, dwupiętrowego domu z wielkim ogrodem, który stał na obrzeżach Oslo. Było dalej do centrum, ale zdecydowanie ciszej i przyjemniej. Poza tym, mamy przecież teleportację.
Parę miesięcy po przeprowadzce, wzięliśmy huczny ślub. Na imprezie wydało się, że Ginny i Blaise spodziewają się dziecka, a Draco był winny Milicencie kolejne sto galeonów. Wtedy dostał już po łbie. Ślub wspominam bardzo dobrze, był to piękny dzień.
-MIA?! IDZIESZ?! NALEŚNIKI STYGNĄ! - Draco znów zawołał, a jego głos odbił się echem.
-Już idę! - odpowiedziałam i zerknęłam na zegarek. Zerwałam się z łóżka i popędziłam do łazienki. Umyłam twarz i zęby, uczesałam włosy i pomalowałam rzęsy oraz usta błyszczykiem i ruszyłam do kuchni. Stał tam Draco, ubrany i gotowy do wyjścia, na garnitur miał narzucony zielony (a jakże inaczej!) fartuch, by nie ubrudzić ciuchów. Co z tego, że istniała magia i można wyczyścić się jednym zaklęciem.
Zanim wzięłam widelec do ręki, popatrzyłam na talerz. Było na nim parę naleśników, jedno z naszych codziennych śniadań, i szczerze, uwielbiałam naleśniki z czekoladą które przyrządzał Draco, ale teraz myślałam że zwymiotuję jak tylko przystawię to do ust.
-Wszystko dobrze? - spytał mój mąż, patrząc na mnie zatroskanym wzrokiem. Co do troszczenia się o mnie, Draco nic się nie zmienił w tej kwestii. I dotrzymał swojej obietnicy. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.
-Tak, po prostu nie mamy czasu, zjem coś na mieście. - powiedziałam. Jego wzrok mówił jasno, że mi nie uwierzył, ale tylko westchnął.
-Na mieście?! - zawołała uradowana Laila.
-Supel! - Will wyrzucił pięść w górę. - Co na mieście?
-Sałatka. - powiedziałam pobłażliwie.
-FUJ! - krzyknęli oboje i wykrzywili twarzyczki w grymasie obrzydzenia.
-Idźcie ubrać buty. - rozporządził Draco.
Sami poszliśmy za maluchami, by pomóc im w nakładaniu obuwia.
Draco wyprzedził mnie o krok, a ja parsknęłam śmiechem. Obrócił się w moją stronę.
-Co? - spytał, unosząc brew.
Podeszłam do niego i cmoknęłam w usta.
-Fartuch. - powiedziałam tylko, a on skierował wzrok na swój tors. Parsknął i powędrował do kuchni zrzucić z siebie nakrycie.
-Mamo! Ten but nie chce sie nalożyć! - zawołał w rozpaczy Will.
***
Paręnaście minut później, staliśmy przed wejściem do magicznego przedszkola w centrum Oslo.
Minęliśmy się z Niną i Willem którzy odprowadzali swoją o rok młodszą od bliźniąt córeczkę - Astrid.
-Pamiętajcie, macie być grzeczni. - powtórzyłam im.
-Powtaźaś to codziennie, mamo. - jęknęła moja córka.
-I będę to powtarzać codziennie. - powiedziałam, na co oboje wydali z siebie cierpiennicze dźwięki.
-Idźcie już do środka, hę? - polecił Draco i szybko przytulił dzieciaki na pożegnanie.
-Tato! Nie pszy kolegach! - krzyknął speszony Will. Zaśmiałam się. Draco puścił bliźniaki, a oni popędzili do środka.
-A to mały niewdzięcznik, już nawet przytulić się nie da. - mruknął blondyn z nutą rozbawienia.
-Nie pamiętasz jak to jest być dzieckiem? - sprzedałam mu kuksańca w bok.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę w ciszy gapiąc się na wejście do przedszkola, a w mojej głowie zapaliła się lampka by powiedzieć mu o tym, o czym ostatnio się dowiedziałam. Musiałam mu w końcu powiedzieć. A teraz chyba był odpowiedni moment.
Głęboki wdech Hermiono, dasz radę, przecież już kiedyś to zrobiłaś.
-Draco.
-Tak?
-Jestem w ciąży.
![](https://img.wattpad.com/cover/243113637-288-k907030.jpg)
CZYTASZ
WPADKA
RandomWszyscy wracają na 6 rok nauki w Hogwarcie. Hermiona i Draco chcieli by dalej się nienawidzić, jednak nie pozwala im na to pewien incydent który zdarzył się w wakacje i którego konsekwencje będą musieli ponosić... *opowiadanie pisane głównie z persp...