Rozdział 43

2.1K 106 39
                                    

Odsunęłam się od Harry'ego z rozbawieniem na twarzy i sprzedałam kuksańca blondynowi. 

-To mój przyjaciel. 

-Nie obchodzi mnie to, nie będzie mi Cię macał. - powiedział i objął mnie zaborczo ramieniem. 

-Szczerze? To nadal dla mnie nierealne. - powiedziała Ginny, znad kołyski. Na jej piegowatej twarzy widać było mały uśmiech, a w błękitnych oczach widać było iskierki. -Chyba nie przyzwyczaję się do widoku waszej dwójki. To jest po prostu zbyt nieprawdopodobne.

-Mam to samo zdanie. - odezwał się Potter. - I pamiętaj, to że Herm zmieniła do ciebie nastawienie, to nie znaczy, że ja też to zrobię. Nawet jeśli dałeś nam horkruksa, wciąż Ci nie ufam. Lub jeśli ją skrzywdzisz to...

-Zamknij się, Potter. - przerwał mu Draco. -Nie mam zamiaru tego słuchać, bo nie zamierzam jej skrzywdzić, okej? Odwal się.

Konfrontację przerwał cichy jęk. Wszyscy zwrócili wzrok na Rona, który trzymając się za głowę, błądził zamglonymi oczyma po suficie.

-Merlinie, co to był za sen. - wymamrotał, po czym podniósł się do siadu. Chwilę zajęło mu, by zorientować się, że to jednak nie był sen, a rzeczywistość. Rzeczywistość, która niezbyt mu się podobała.

-Co do cholery się tu wyrabia? - mruknął, wstając z podłogi, a w jego oczach widać było narastającą wściekłość. - Co do cholery się tu wyrabia?! - powtórzył, tym razem krzycząc.

-Ron... - zaczęła zaniepokojona nadejściem wybuchu brata, Ginny. - Spokojnie...

-Spokojnie?! SPOKOJNIE?! - wrzasnął. - Jak mogłaś... - szukał słów, patrząc w moje coraz bardziej zaszklone oczy. - Jak mogłaś... z nim! BYŁAŚ NASZĄ PRZYJACIÓŁKĄ!

-I nadal ją jest Ronaldzie! - dołączyła się Lavender. Niezbyt znałam tą dziewczynę, byłyśmy z jednego rocznika, ale zawsze wydawała mi się pusta. Że obchodzą ją tylko plotki, chłopcy i kosmetyki. Cieszyłam się jednak, że okazała się być wartościową osobą i jednocześnie karciłam się w duchu za to, że oceniałam ją, nie poznając jej wcześniej. - To, że przeszła przez co przeszła, nie oznacza, że musisz ją teraz za to gnębić i wyzywać! To twoja przyjaciółka, powinieneś ją wspierać!

-Jeszcze ty przeciw mnie?! - pluł jadem rudzielec. Na jego twarzy widać było wściekłe rumieńce, a z oczu biła niechęć i odraza.

-Nie jestem przeciwko tobie, tylko staram się przemówić Ci do rozumu! - ciągnęła Brown.

-To wam trzeba przemówić do rozumu! - ryknął. 

-Jeszcze chwilę temu na kanapie mówiłeś co innego. - odezwałam się po raz pierwszy drżącym głosem. Gryzłam policzek by się nie rozpłakać. 

-TAK! Bo nie myślałem, że będziesz aż taką szmatą by zajść w ciążę i urodzić te bachory! I to na dodatek z naszym szkolnym wrogiem!

Słysząc te słowa poczułam jakby uderzył mnie w twarz, zmiażdżył płuca, przez co nie mogłam oddychać. Byłam zbyt zszokowana tym co usłyszałam z jego ust, więc nawet nie poleciała mi ani jedna łza. Płakałam za to w środku.

Wtedy poleciał cios.

Draco jednym uderzeniem powalił Weasleya na ziemię i wbijał w niego wzrok pełen chęci mordu.

Nadal stałam sparaliżowana.

-Jeszcze jedna obelga w stronę kogokolwiek z mojej rodziny, a wierz mi, zamorduję Cię. - wysyczał blondyn. Nikt nie podchodził, patrzyli tylko na rozwój wydarzeń, gotowi by w każdym momencie zareagować.

Ron zaśmiał się tylko pogardliwie wycierając krew z nosa swoim swetrem. 

-Myślisz że się Ciebie boję? Jesteś zbyt wielkim tchórzem by kogokolwiek zabić, Malfoy.

-Weasley, proszę Cię, nie nakręcaj go. - powiedziała Tonks, robiąc krok do przodu.

-Och, bo co? Popłacze się? - drwił nadal rudzielec. Zobaczyłam jak w oczy Draco skrada się bezgraniczna nienawiść, jego pięści były tak mocno  zaciśnięte, że dziwiłam się iż nie połamał sobie palców. 

Lucjusz... - przemknęło mi przez myśl.

-Draco, Draco, proszę Cię opanuj się. - ocknęłam się i paroma krokami stanęłam między blondynem, a leżącym na ziemi rudzielcu. Blondyn przeniósł oczy na mnie, a ich wyraz złagodniał. Biło z nich zatroskanie oraz czułość.

Niechętnie skinął głową.

-Pff, teraz słuchasz się szlamy. - parsknął pogardliwie Ron, i tak niechętne skinienie głowy Dracona poszło się jebać.

Odepchnął mnie ze swojej drogi, a ja jak w zwolnionym tempie widziałam jak kopie rudego w brzuch, a potem bierze go za szyję i z głośnym hukiem przyciska go do ściany. Mimo iż Ron był parę centymetrów wyższy, Draco trzymał go tak, że machał stopami w powietrzu.

Na to nie mogłam już nic zrobić.

Szlama. Szlama. Szlama. Szlama. Szlama. Szlama. 

Obelga obijała mi się hukiem po głowie, niczym piłeczki ping-pongowe odbijające się od stołu. Nogi mi zadrżały, i osunęłam się po ścianie, przykrywając moją twarz kurtyną łez.

Szlama. Dawno zapomniałam jak słowa mogą zranić.

***

Gdy otworzyłam oczy, zorientowałam się, że leżę w łóżku. Czy to był tylko kolejny sen który przyprawiał mnie o dreszcze? A może to wszystko zdarzyło się naprawdę? 

Chwilę później, dowiedziałam się co się stało. Draco ostrożnie wszedł do pokoju, jednak widząc, że nie śpię, posłał mi pocieszające spojrzenie.

-Czy... Czy to stało się naprawdę? - spytałam w duchu błagający by zaprzeczył.

-Tak, to stało się naprawdę. - oznajmił cicho i położył się obok mnie na łóżku i objął mnie. - Przykro mi, Mia.

-Nie obwiniaj się. - pociągnęłam nosem. - To nie twoja wina.

-Właśnie, że to jest moja wina. To ja tu ich przyprowadziłem. - mruknął w moje włosy. Zacisnęłam pięści na pościeli.

-Gdzie oni wszyscy są? 

-Trochę pokiereszowałem Łasicę, aż musieli mnie od niego odciągnąć bo chyba zrobiłbym z niego miazgę. - zaczął opowiadać. - Chwilę potem wyszli, a jeszcze przed tym Dora obiecała mi, że postara się by jak najmniej osób wiedziało. Zacząłem sprzątać, bo narobił się trochę bałagan, nalałem Krzywołapowi świeżej wody, nakarmiłem maluchy bo zaczęły marudzić, a potem przyszedłem tutaj. 

Milczeliśmy chwilę, aż w końcu znów się odezwałam.

-Czemu mówisz na Tonks, Dora? Ona ledwo pozwala mówić tak swoim rodzicom, a do ciebie nie ma o to problemu.

-Wiesz, mimo tego co mówią ludzie, to ja i moja matka mieliśmy cały czas dobry kontakt z ciocią Andy, wujem Tedem i Dorą. - wyznał głaszcząc mnie po ramieniu.

-To miło. - przyznałam. Dobrze wiedzieć, że miał kontakt ze swoją rodziną nie zważając na wcześniejsze kłótnie.

-Zanim poszli, powiedzieli jeszcze, że za tydzień znów do ciebie przyjdą. - powiedział mi, a mi wesoła iskierka znów rozpaliła się w sercu. - Oczywiście, bez Weasleya.

-Trudno. - pociągnęłam nosem. 

-Chciałabyś coś zjeść? - spytał. - Mogę Ci coś zrobić, zanim pójdę.

-Nie, dziękuję. Nie jestem głodna. Chcę iść spać. - mruknęłam i na potwierdzenie swoich słów, ziewnęłam. 

-Dobrze. W takim razie dobranoc. - cmoknął mnie w czoło, a po chwili otulił mnie sen. Tym razem przyjemny, tak jakby mój mózg starał się mnie pocieszyć.

WPADKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz