Rozdział 39

2K 96 15
                                    

Następne dni mijały bardzo spokojnie, zajmowałam się bliźniętami, Narcyza znalazła oparcie w mojej mamie i jeszcze bardziej zacieśniły więzi. Arystokratka sprawiała wrażenie o wiele mniej przygnębionej niż wcześniej, widocznie towarzystwo od którego biła radość jej służyło. Popołudniami wychodziłam również do kawiarni w której po raz pierwszy spotkałam Ninę, rozmawiałyśmy jak normalne nastolatki którymi powinnyśmy być, jednak los sprawił że obie musiałyśmy wcześniej dorosnąć. Na razie jedynymi zmartwieniami były braki w stanie taty, oraz... oraz moi przyjaciele. Tak bardzo za nimi tęskniłam. Brakowało mi opiekuńczości Harry'ego i żartów Rona, fikuśnej Ginny, fajtłapowatego Neville'a, a nawet rozmarzonej Luny. Chciałabym wbiec im w ramiona i już więcej ich nie zostawiać. Niestety, to nie jest takie proste. Nie wiem jak zareagowaliby na moje nagłe przybycie z niespodziewanymi wieściami. Byliby szczęśliwi i poczuli by ulgę z racji że jestem cała i zdrowa? Czy byliby wściekli za to że mam dzieci z Draconem i to w tak młodym wieku, a na dodatek ukryłam się w innym kraju? Pewnie oba na raz. Mogą mnie znienawidzić i porzucić. Jednak to chyba niezrozumienia boję się najbardziej.

***

-Daj to, skarbie. - powiedział Draco zabierając mi torbę z ręki. Nie zważając na moje parsknięcie śmiechem, zaczął pakować moje wszystkie rzeczy porozkładane na łóżku szpitalnym. Lekarze nareszcie uznali że Laila i Will mogą funkcjonować bez inkubatora, bliźnięta miały już normalny oddech, pracę serca, a temperatura ich ciała była stabilna poza inkubatorem. Razem z nimi, dostałam wypis ja. I całe szczęście bo powoli zaczynałam wariować w tym szpitalu! Jednocześnie, nie mogłam przyzwyczaić się do tego że blondyn nazywa mnie "skarbie", "kochanie" czy podobnie. Wydawało mi się to takie nierealne, tak samo jak to, gdy jeszcze tego samego dnia w którym wyznaliśmy sobie miłość, spytał czy chcę być jego dziewczyną. A ja oczywiście, powiedziałam magiczne "tak".

Z myśli otrząsnęła mnie doktor Larsen wchodząca do sali. Na twarzy rudowłosej kobiety widniał promienisty uśmiech, który bardzo rzadko znikał. Byłam pewna, że gdy śpi, również się uśmiecha.

-Hermiono, Draco. - skinęła głową. Ślizgon na przywitanie mruknął tylko coś pod nosem zbyt zajęty szukaniem mojej szczotki do włosów. Wywróciłam oczami.

-Dzień dobry pani doktor. - odezwałam się i wzięłam do rąk plik papierów od kobiety.

-Jest tu cała dokumentacja twoja, jak i bliźniąt. - wyjaśniła. - Papiery dotyczące twojego porodu, wcześniejszych badań, jak i akty urodzenia bliźniąt oraz wszystkie zapisy dotyczące ich zdrowia.

-Dziękuję pani bardzo. - otworzyłam plik na losowej stronie i zlustrowałam to co rzuciło mi się w oczy. Trafiło akurat na akt urodzenia Laili. Pierwsze co zauważyłam to godzinę oraz datę przyjścia na świat mojej córki - 15 kwietnia 1997. Uśmiechnęłam się lekko.

-Nie ma za co dziękować, to moja praca. - odezwała się ciepło. - Życzę wam powodzenia i nie zapomnijcie że za pół roku wasze dzieci muszą odbyć wizytę kontrolną. Trzymajcie się.

-Do widzenia! - zawołałam za znikającą za drzwiami postacią.

-Na wielkiego Salazara! - usłyszałam oburzony głos Dracona. - Gdzież że do cholery zostawiłaś tą szczotkę do włosów, co?

Uśmiechnęłam się z pobłażaniem i podeszłam do małego stolika nocnego. Otworzyłam szufladkę, a naszym oczom ukazała się czarna, plastikowa szczotka do włosów. Blondyn prychnął i odszedł do bliźniąt które leżały w szpitalnej "kołysce" postawionej zaraz obok inkubatora. 

Wziął dwójkę dzieci na ręce i zaczął mówić:

-Mama to sadystka, co nie? Jakby nie mogła od razu powiedzieć gdzie schowała tą przeklętą szczotkę. - powiedział to tak dziwnym tonem, że aż zaczęłam się śmiać. - Widzicie? Jeszcze się śmieje z mojego wyczerpania. To niedopuszczalne.

Pokręciłam głową z rozbawienia i zapięłam torbę do której dorzuciłam ostatnie rzeczy.

-Chodź, tatuśku. - zawołałam zgryźliwie. Malfoy odwrócił się do mnie z wesołymi iskierkami w oczach i podszedł tanecznym krokiem. Przejęłam od niego Willa i ubrałam w dodatkowe ciuszki, żeby nie zmarzł. Potem wzięłam specjalną chustę i pamiętając co powiedział mi lekarz, zawiązałam ją. Chwile później, na mojej piersi leżał mój syn, przywiązany do mnie chustą. Jego małe rączki zacisnęły się na materiale, a oczy całkowicie odziedziczone po ojcu, rozglądały się ciekawie wkoło. To był jeden z najbardziej rozczulających momentów w moim życiu.

Odwróciłam się i zastałam widok który ponownie sprawił, że o mało nie wybuchłam śmiechem. Laila leżała na łóżku szpitalnym, a Draco siedzący obok niej patrzył się na chustę z największym możliwym skupieniem na twarzy. 

-Pomóc Ci? - spytałam, przyglądając się jego bezradnym poczynaniom. Przeniósł na mnie wzrok i zmrużył oczy. 

-Poradzę sobie. - oświadczył, dumnie unosząc głowę.

Mniej więcej osiem minut później, poddał się.

-Mia...

-Już. - parsknęłam i podeszłam do chłopaka. Pomogłam mu uporać się z chustą, chodź nie powiem, było to trochę ciężkie zadanie, gdyż sama miałam już dziecko umieszczone na piersi. Gdy jednak już wszystko było tak, jak powinno być, Draco wziął torbę z moimi rzeczami leżącą na fotelu i wyszliśmy z pokoju. Po drodze żegnaliśmy się skinieniem głowy z wszystkimi lekarzami których mijaliśmy. Kiedy przechodziliśmy obok sali w której leżał mój tata, gorycz złapała mnie w swoje szpony. Poczułam usta na skroni.

-Obudzi się. - szepnął Ślizgon. Pokiwałam głową.

-Tak, obudzi się. - wessałam powietrze i ruszyliśmy dalej. Naprawdę wierzyłam że się obudzi. Musiał się obudzić.

***

Trzask drzwi i chrzęst zamykanego zamka. Odgłos torby rzucanej na łóżko. I ta wewnętrzna ulga spowodowana powrotem do domu. Moje ciało momentalnie się rozluźniło. Razem z Draco, powoli wyjęliśmy bliźnięta z chust i od razu położyliśmy je spać w ich nowym pokoju, gdyż oczy im się zamykały. Potem przebrałam się w luźne dresy i rozsiadłam się z moim chłopakiem na kanapie. Moim chłopakiem. Jak to pięknie brzmi.

-Zmęczona? - spytał. Leniwie przeniosłam wzrok na blondyna i uśmiechnęłam się blado. 

-Bardzo. - mruknęłam. - Ale zdrzemnę się dopiero po twoim wyjściu. Nie będę marnować tych trzech godzin które nam zostały.

-Kazałbym Ci iść spać, ale chyba nie będę się z tobą teraz o to kłócił. - parsknął. Przymknął oczy i położył głowę na moich kolanach. Moje palce zaczęły przeczesywać jego platynowe włosy, były takie miękkie. Siedzieliśmy tak więc, ciesząc się swoją obecnością. Żadne słowa nie były w tym momencie potrzebne, rozumieliśmy się poprzez ciszę. Zamknęłam oczy i położyłam rękę w miejscu gdzie miał serce. Drugą dłoń wyjęłam z pomiędzy jego włosów i przyłożyłam na swoją klatkę piersiową.

Nasze serca biły równocześnie. Jak mechanizm, złożony z różnych części które nie mogą bez siebie funkcjonować.

WPADKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz