Rozdział 13

3.2K 112 72
                                    

-Czy powód naszej jedności?
To zbieg jest okoliczności?
Ty i ja,
To jest wola gwiazd!
Przeszłość zła, przeszłość zła,
Nie zaboli już nas,
Serce już nie tonie w tamtych łzach!
Miłość stanęła w drzwiach! - śpiewałam w głos, razem z postaciami z bajki, przerwało mi jednak pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi i wyłączyłam telewizor. Pukanie nie ustępowało. Poczułam jak coś przewraca mi się w żołądku.

-Przecież... jest środa. - mruknęłam sama do siebie, uświadamiając sobie że to nie może być Draco.

Na drżących nogach, podeszłam do drzwi i przeklinałam się za to że nie mam wizjera w drzwiach. Wzięłam głęboki wdech i powoli odkluczyłam zamek.
Odchyliłam powoli drzwi i ujrzałam elegancko ubraną kobietę, która uśmiechała się lekko. Skądś kojarzyłam jej twarz, nie wiedziałam tylko skąd.

-Witaj Hermiono. - odezwała się pierwsza. Otworzyłam drzwi całkowicie i spojrzałam na nią całkowicie zbita z tropu.

-Znamy się? Kim pani jest? - podniosłam brew i zacisnęłam dłoń na klamce. Kobieta uśmiechnęła się szerzej ukazując dołeczki w policzkach.

-Jestem mamą Draco. - powiedziała łagodnie. Ta informacja trzasnęła we mnie jak grom z jasnego nieba. Mamą Draco... Mamą Draco... Czyli... Merlinie. Ona wie. Przeraziłam się nie na żarty. Kobieta nie wyglądała jakby chciała mi coś zrobić, ale mnie to nie obchodziło. Bałam się że dziecko może ucierpieć.

-Czego pani tu szuka? - spytałam napasatliwie.

-Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Chciałabym porozmawiać.

-Jak mnie pani znalazła? Draco pani powiedział? - wściekłam się na myśl że nie umiał trzymać języka za zębami.

-Nie powiedział mi. Zauważyłam że dziwnie się zachowuje i postanowiłam się dowiedzieć o co chodzi. - wytłumaczyła i splotła palce. - Mogę wejść?

Nie wiem czemu się zgodziłam.

Arystokratka niepewnie weszła do przedpokoju i zdjęła płaszcz oraz botki. Rozglądnęła się po pomieszczeniu i uśmiechnęła lekko.

-Miłe wnętrze, nie to co u mnie. - skwitowała. Postanowiłam się przełamać.

-Kawy? Herbaty?

-Zaprowadź mnie kochana, a sama sobie zrobię. Nie przemęczaj się. - powiedziała i poszła za mną w kierunku kuchni. Bez pytania włączyła czajnik, i zagotowała wodę na herbatę.

-Zachowuje się pani jak Draco. On też mówi mi że zwykle czynności mnie przemęczą. - oznajmiłam rozbawiona, coraz bardziej przekonując się do tej kobiety.

-U nas to rodzinne. - westchnęła i upiła łyk gorącego naparu.

-Chce mi pani powiedzieć że Lucjusz Malfoy jest opiekuńczy? - zdusiłam w sobie wybuch śmiechu.

-Był. - sprostowała nostalgicznie patrząc w przestrzeń. - Był jednym z najlepszych ludzi jakich znałam. Dopóki... Dopóki nie zginął jego przyjaciel. To była szczera i piękna przyjaźń. Draco miał wtedy sześć lat. Coś w nim wtedy pękło. Stał się oschły, zły, brutalny... Nic go już nie obchodziło. Wtedy straciłam człowieka w którym się zakochałam i nic już nie było po staremu. - zakończyła i otrząsnęła się z amoku.

-Przykro mi. - powiedziałam szczerze. Myślałam że ojciec Dracona zawsze taki był, a tu proszę, taka niespodzianka.

-Czasu nie zmienimy. Przyszłam tu głównie z powodu twojego i powodu dziecka. Mam pewne pytanie.

-Słucham. - zachęciłam ją. Odchrząknęła i zaczęła obracać kubek w dłoniach.

-Jak... Jak to się stało? - powiedziała pokazując podbródkiem na mój pięciomiesięczny brzuch.

-Spotkaliśmy się w barze, byliśmy pijani i... - zaczęłam i poczułam jak moje policzki oblewa delikatny rumieniec.

-Ach, alkochol i wszystko jasne. - skwitowała Narcyza.

-Nie jest pani zła? - zdziwiłam się. Myślałam że jak usłyszy jak została poczęta jej wnuczka to strasznie się zdenerwuje.

-Po pierwsze, mów mi po imieniu, albo mamo. - rozkazała. - A po drugie nie jestem zła. Tak między nami, Lucjusz też jest wpadką po alkocholu, jego matka mi to wyznała. Tak samo Draco nie był planowany, to u nas też już chyba jest rodzinne. - zaśmiała się. - Nic to jednak nie zmienia. To że dziecko jest wpadką nie oznacza że się go nie kocha.

-Zgadzam się z pan... tobą. - poprawiłam się gdy napotkałam jej spojrzenie. - Pokochałam małą tego samego dnia co się o niej dowiedziałam.

-Dziewczynka. - westchnęła z rozmarzonym uśmiechem. - Marzyłam by mieć córkę, ale niestety rok po urodzeniu Draco miałam wypadek i nie mogłam mieć więcej dzieci. - powiedziała drżącym głosem. Złapałam ją za dłoń i posłała mi wdzięczny uśmiech. Drugą ręką otarła kąciki oczu i zręcznie zmieniła temat. - Wybraliście jakieś imię?

- Draco uparł się że na drugie będzie miała po mnie. Pierwszego jeszcze nie wybraliśmy. - rozmarzyłam się na myśl o małym biegającym szkrabie. Małej dziewczynce która budzi mnie o szóstej rano domagając się zabawy.

-On cię kocha. - powiedziała przerywając przyjemne wytwory wyobraźni.

-Słucham? - powiedziałam otępiale.

-Kocha cię.

-Skąd pa... to wiesz? Powiedział ci? Bo mi nic nie powiedział. - zaciekawiłam się.

-Nic nie musiał mi mówić. W poniedziałek odwiedziłam go w szkole i zrobiłam mu niezły opierdol, przepraszam za słownictwo, ale tego nie da się inaczej ująć. Opierdol za nieodpowiedzialność i za to że tykał alkohol w wieku szesnastu lat. Kontynując, jak wypowiedział twoje nazwisko, powiedział to takim rozmarzonym głosem, z takim uśmiechem, i z takimi iskrami w oczach, że to po prostu widać. - uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam gest. - Tylko ciekawe kiedy przestanie być ciotą i ci to wyzna.

Zaśmiałam się głośno na wypowiedź kobiety co przywołało do kuchni Krzywołapa.

-Och! Masz kota! - wykrzyknęła zaskoczona arystokratka.

-A, a to źle? - spytałam spanikowana. Może ma uczulenie lub nie toleruje tych zwierząt?

-Oczywiście że nie! Uwielbiam koty! - zachwycała się pani Malfoy. Kucnęła ma podłodze i wzięła kota na kolana, by usiąść z nim na krześle. Zaczęła drapać rude stworzenie za uchem, co kot skwitował mruczeniem. Przypatrywałam się temu z niemałym, pozytywnym zaskoczeniem. - Jak się wabi?

-C-co? Ach, tak. - otrząsnęłam się z zamyślenia. - Wabi się Krzywołap.

-Pomysłowe. - mruknęła. - Hermiono, kochanie potrzebujesz czegoś? Mam ci coś kupić? - zagadnęła nadal głaszcząc kota.

-Nic nie potrzebuję, dziękuję. Draco zawsze jak przychodzi w niedzielę to robimy gigantyczne zakupy i starcza mi na ponad tydzień. Dba o mnie, nie musi się pani... nie musisz się martwić. - byłam jej wdzięczna za chęć pomocy.

-Niech ci będzie. Muszę się zbierać, na wielkiego Merlina. Ale masz mi powiedzieć jak czegoś będziesz potrzebowała. Zrozumiałaś?

-Tak, zrozumiałam. - westchnęłam i postanowiłam spytać o coś, co męczyło mnie od prawie początku tej rozmowy. - Mam pytanie.. Czy pani mąż wie o tym że jestem w ciąży z Draco?

Arystokratka przestała głaskać kota i postawiła go na ziemię. Splotła ręce i spojrzała mi w oczy.

-Nie wie. Ale kiedyś pewnie się dowie, tak samo jak twoi rodzice powinni się dowiedzieć i twoi przyjaciele również. Jak byłam odwiedzić Dracona widziałam jak profesor McGonagall krzyczała na Pottera i Weasleya za to że pobili dwóch chłopaków ze Slytherinu tylko dlatego że podejrzewają ich o twoje zniknięcie. - oznajmiła po czym zaczęła się zbierać.

Po wyjściu kobiety, usiadłam na kanapie w salonie i chciałam wznowić oglądnie filmu, lecz miałam zbyt wielki mętlik w głowie.

WPADKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz