Rozdział 7

3.4K 98 27
                                    

Obudziło mnie łaskotanie na twarzy. Otworzłam oczy i spostrzegłam że Krzywołap postanowił mnie wybudzić z cudownego snu. Zepchnęłam kota z przed twarzy i nie wiedziałam co to za miejsce. Dopiero po paru sekundach wspomnienia zaczęły napływać.
Malfoy... Ciąża.... Norwegia....
Z cichym westchnięciem ruszyłam do kuchni. Najpierw nalałam świeżej wody do miski kota, a potem nałożyłam mu do drugiej miseczki pokarm z puszki. Dla siebie zrobiłam tosty z serem, w kupionym wczoraj opiekaczu. Do tego nalałam szklankę soku.

Po skończonym śniadaniu, umyłam brudne naczynia i skierowałam się do łazienki zrobić poranną toaletę. Gdy wyszłam zobaczyłam że jest godzina dziewiąta trzydzieści. Jako że nie sprawdzałam jeszcze stanu dziecka, ubrałam się w dresowe wygodne ciuchy i ruszyłam do szpitala o którym mówił mi Malfoy.

Gdy wyszłam z bloku, uderzyło we mnie mroźne powietrze. Żwawym krokiem ruszyłam w kierunku o którym mówił mi ślizgon. Droga do szpitala zajęła mi trzydzieści minut. Weszłam przez rozsuwane drzwi i podeszłam do kobiety w recepcji.

-Dzień dobry - powiedziałam niepewnie, zciągając czapkę z głowy. Kobieta około czterdziestki podniosła wzrok i uśmiechnęła się przyjaźnie.

-Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - na szczęście umiała mówić po angielsku.

-Ja jestem w ciąży. Chciałabym się dowiedzieć czy z dzieckiem wszystko w porządku. - powiedziałem na jednym wydechu.

-Rozumiem - mruknęła i zaczęła przeglądać jakieś papiery -  Doktor Larsen nie ma teraz żadnej pacjentki, więc może pani pójść na badanie nawet teraz.

-Byłoby cudownie

-W takim razie proszę tu podpisać i zaprowadzę panią do gabinetu. - dała mi formularz i długopis. Podpisałam się i skierowałyśmy się w głąb szpitala.

Recepcjonistka zatrzymała się pod drzwiami z tabliczką na której pisało:

Anne Larsen

Zapukała do drzwi i weszła do środka. Słyszałam jak rozmawiają po norwesku. Zaraz jednak kobieta która mnie tu przyprowadziła wyszła z gabinetu i wróciła skąd przyszłyśmy, a mnie do środka zaprosiła kobieta w białym fartuchu, miała proste rude włosy i niebieskie oczy, na jej pełnych różowych ustach tkwił ciepły uśmiech. Przypominała mi Ginny.

-Dzień dobry - powiedziała po angielsku - nazywam się Anne Larsen, a ty?

-Hermiona Granger.

-A więc Hermiono, jesteś w ciąży. Rzeczywiście lekko widać już brzuch, to drugi miesiąc?

-Początek drugiego miesiąca - sprostowałam.

-Zdejmij bluzę i usiądź na fotelu, zrobię ci USG - powiedziała i nałożyła niebieskie gumowe rękawiczki. Zrobiłam co kazała.
Na moim brzuchu wylądował chłodny, przeźroczysty żel, który został rozprowadzony przez specjalne urządzenie podłączone do telewizorka.
Dokror Larens zaczęła poruszać gałką po moim brzuchu, a na monitorze telewizorka pojawił się obraz.

-To twoje dziecko - wskazała na małe ruszający się krztałt w mojej macicy.  -Wygląda na zdrowe.

-To dobrze - uśmiechnęłam się.

-Możesz zejść z fotela - powiedziała uprzednio wycierając mój brzuch ręcznikiem papierowym z żelu. Ubrałam się ponownie w bluzę i usiadłam naprzeciw pani doktor przy biurku.

-Ile masz lat Hermiono? - spytała z unisioną brwią.

-We wrześniu skończyłam szesnaście - szepnęłam drżącym głosem.

-A ojciec dziecka? Wie że jesteś w ciąży? Zostawił cię? - dopytywała lekarka.

-Wie o ciąży, i nie zostawił mnie. Nie ma go dziś ponieważ musiał iść do szkoły.

-Dobrze, dobrze. Jednak na następną wizytę radziłabym żeby przyszedł z tobą. Jaki dzień tygodnia na następną wizytę najbardziej ci pasuje? - mówiła ginekolożka  wyciagając notatnik.

-Niedziela. Najlepsza byłaby niedziela.

-Dobrze, więc za trzynaście dnii widzimy się o godzinie 15 dobrze? - uśmiechnęła się przyjaźnie. Pokiwałam głową i skierowałam się do wyjścia. Pożegnałam się i ruszyłam do mieszkania.

°°°

Z przygotowaną chwilę temu gorącą czekoladą z piankami usiadłam na kanapie, przykrywając się moim czerwonym kocem w gwiazdki. Odstawiłam kubek z napojem na ławę i wzięłam do ręki książkę do nauki języka norweskiego. Otworzyłam ją na pierwszej stronie i zaczęłam się uczyć.
Nauka potrafiła mnie wyciszyć. Odegnać złe myśli i dostarczyć euforii spowodowanej nabywaniem wiedzy.
Wiedza była dla mnie czymś niesamowicie ważnym. Jeszcze niedawno chciałam dzięki niej pokazać że mugolaczka może być lepsza od czystokrwistych. Teraz nauka miała mi pomóc w zabijaniu czasu... aż do porodu.

°°°

Po paru godzinach nauki języka, z dumą mogłam stwierdzić że umiem powiedzieć podstawowe zwroty. Zadowolona z siebie wyszłam na balkon i zaczęłam wdychać chłodne powietrze.
Rozglądając się zobaczyłam bibliotekę. Postanowiłam do niej pójść. Wzięłam trochę pieniędzy na wszelki wypadek.

Gdy przekroczyłam próg biblioteki poczułam zapach starego papieru oraz kurzu. Była tam bibliotekarka, na oko miała z sześćdziesiąt lat. Regały piętrzyły się aż pod sam sufit. Książki były posegregowane kategoriami, jednak nie rozumiałam co było tam napisane.
Chodząc pomiędzy regałami znalazłam szyld z norweskim napisem jednak pod spodem w nawiasie pisało po angielsku: (książki anglojęzyczne) Uśmiechnięta ruszyłam wzdłuż tej półki. Przeglądałam tytuły i wzięłam narazie trzy książki. Podekscytowana ruszyłam do starszej pani za ladą. Staruszka miała siwe włosy związane w kok u czubka głowy. Okulary połówki przysłaniały jej niebieskie oczy. Patrzyła na mnie wzrokiem dobrej babci.

-Chciałabym wypożyczyć te oto trzy książki - powiedziałam przygryzając wargę.

-Imię i nazwisko kochaniutka? - spytała, ona też na szczęście znała angielski.

-Hermiona Granger. - już drugi raz dzisiaj się przedstawiam. Zapisała na karcie tytuły książek i moją tożsamość.

-To wszstko złotko - poinformowała mnie kobieta. Podziękowałam jej i poszłam do mieszkania odłożyć książki.

°°°

Moje nogi przeniósły mnie do galerii handlowej. Była ogromna i można było kupić tu wszystko. Ciuchy, elektronika, meble, książki, a nawet wycieczki! Są tu też restauracje i kina. Postanowiłam kupić dodatki do mieszkania. Wybrałam dodatkowe poduszki na łóżko i kanapę, miskę na owoce, lampki kule na baterie które powieszę na ramie łóżka, ciemnozielony wazon oraz pościel koloru szarego, bo nie można mieć tylko jednej pościeli. Stwierdziłam że nie kupię nic więcej, nie dlatego że nie straczy mi pieniędzy, tylko dlatego że nie doniosę tego. Skierowałam się do wyjścia z galerii, jednak weszłam jeszcze do sklepu z butami. Bo na wystawie zobaczyłam śliczne czarne baleriny. Znalazłam swój rozmiar i wzięłam odpowiednią parę. W drodze do kasy zauważyłam jeszcze kapcie. Nie byle jakie kapcie, ponieważ były to zielone kapcie smoki. Je też wzięłam. Po zapłaceniu wyszłam z galerii dźwigając wielkie torby z zakupami. Gdybym mógła użyć magii było by mi lżej. Jednak nie mogę czarować bo namierzą mnie, a poza tym jestem otoczona przez mugoli.

Po wyczerpującej wędrówce nareszcie dotarłam do domu. Wypakowałam zakupy i dałam je na swoje nowe miejsce. Długo zastanawiałam się gdzie postawię wazon i uznałam że stanie on na parapecie w kuchni. Lampki kule powiesiłam na ramie łóżka, poukładałam poduszki, baleriny wsadziłam do garderoby, a kapcie nałożyłam na zmarznięte stopy. Usiadłam w lawendowym fotelu i zatopiłam się w lekturze.

WPADKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz