Blair
Moje powieki są tak ciężkie, że za każdym razem, kiedy próbuje otworzyć oczy, czuję ból. Po kilku nieudanych próbach wreszcie mi się to udaje. Kiedy podnoszę się do pozycji siedzącej, kręci mi się w głowie, a policzek piecze tak mocno, że czuję napływające łzy. Gdy rozglądam się po pomieszczeniu, zdaje sobie sprawę, że nie jestem u siebie, dlatego na siłę próbuje zwlec się z łóżka.
- Nie radziłbym. - głos, który dociera do moich uszu, jest ostry jak brzytwa. - Jeśli wstaniesz, od razu się przewrócisz. - mam w dupie jego gatki. Wyniosę się stąd, choćby na czworaka.
- Co ja tu robię? - pytam przez łzy, odrzucając kołdrę. Kiedy dostrzegam, że nie mam na sobie ubrań, a jedyne co zakrywa moje ciało to bielizna i koszula, która na pewno nie należy do mnie, wpadam w histerie. - Jeśli chociażby dotknąłeś mnie palcem, zabije cię. Przysięgam.
- Uspokój się, Blair. - Vito podchodzi w moim kierunku. - Pamiętasz coś z wczorajszego wieczoru? - kiedy spogląda na mnie tym przeszywającym na wskroś wzrokiem, jestem przerażona.
- Nie wiem. Kiedy próbuje sobie przypomnieć, mam czarną dziurę. - głos mi drży. Dlaczego czuję się tak, jakby przejechał po mnie walec?
- Powiedz mi prawdę. Błagam. - dodaje ostatkiem sił.- Salvatore Russo, próbował cię zgwałcić. - i w tym momencie wszystko wraca. W mojej głowie pojawia się obraz, człowiek, który siłą wepchnął mnie do łazienki, a później... Nie... Nie mogę. - Czy on... - spoglądam na niego, ocierając łzy, które lecą po moich policzkach. - Czy on mi coś zrobił? - te słowa ledwo przechodzą mi przez gardło.
- Nie, Blair. - co to zmienia? Skoro czuję się, tak jakby właśnie to zrobił... - Spójrz na mnie, proszę. - unosi moją twarz. - Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? - taki kit to może wciskać mojemu ojcu, ale już na pewno nie mnie. Dobrze... Jestem mu wdzięczna, za to, co zrobił, ale to nic nie zmienia. Nie potrafię wybaczyć mu tych wszystkich gierek, które zamieniły moje życie w istne piekło. A już na pewno nie mogę zostać jego żoną...
- Gdyby tak było, dałbyś mi święty spokój, Vito. - odpowiadam, patrząc na niego ze łzami w oczach. - Uważasz się za lepszego od tego psychola, ale tak naprawdę prawie nic was nie różni. - rzucam kąśliwie, mając gdzieś to, co ma mi do powiedzenia. Jestem na skraju załamania, a mężczyzna siedzący tuż obok mnie, prowadzi ze mną grę, w której nigdy nie chciałam brać udziału. - Czy chociaż raz zapytałeś, czego ja chce? - pytam i ciągnę dalej, nie dając mu prawa głosu. - Nie. Nigdy. Po prostu bierzesz, co chcesz, mając w dupie moje zdanie! - na siłę wstaję z łóżka.
Nim jestem w stanie się zorientować, leżę przyparta plecami do łóżka, a Vito chwyta mnie za szyję, zbliża twarz do mojego ucha i cedzi wściekły. - Może powinienem dokończyć, to czego nie udało mu się zrobić, co?! Może wtedy w końcu zrozumiałabyś, że to nie są pieprzone żarty, Blair! - przenosi swoją twarz na wysokości mojej i mierzy mnie tym pełnym pogardy i wściekłości spojrzeniem.
- No to zrób to. Śmiało, nie krępuj się. - odpowiadam. Wiem, że stąpam po cienkim lodzie... Jednak lubię go prowokować, zwłaszcza że wiem, iż nie posunie się tak daleko.
- Okłamujesz mnie, Blair. - patrzy mi prosto w oczy, a następnie chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi i szepcze wprost do ucha. - Pragniesz mnie tak bardzo, że gdybym przeleciał cię tu i teraz, nie miałabyś nic przeciwko. Wręcz przeciwnie, krzyczałabyś z rozkoszy, zaciskając się na moim fiucie. - muska mój policzek, a ja wstrzymuje oddech. Boże... - Ale ja poczekam. - uwalnia mnie ze swojego uścisku i dodaje. - Poczekam, aż sama do mnie przyjdziesz i będziesz błagać o to, żebym cię wypieprzył. - wstaję z łóżka, posyła mi rozbawione spojrzenie, a następnie wychodzi, nie oglądając się za siebie.
Jeśli ten facet, nie przestanie, oszaleje...
Zwlekam się z łóżka, nadal czując ból. Mam ochotę rozszarpać gnoja, dzięki któremu jestem w takim stanie, skazana jedynie na samą siebie i mężczyznę, który za wszelką cenę chce mi udowodnić swoją wyższość. Przemieszczam się po pokoju, poszukując łazienki, w której mogłabym choć trochę doprowadzić się do porządku. Kiedy tylko zauważam drzwi po drugiej stronie pokoju, wchodzę do środka. Podchodzę w stronę dużego lustra połączonego z umywalką i spoglądam na swoje odbicie. Gdy tylko zauważam swój siny policzek i rozcięcie na czole, chce mi się płakać. Przemywam twarz wodą, delikatnie osuszam ją ręcznikiem i wychodzę z pomieszczenia.
Muszę coś na siebie włożyć, bo paradowanie w majtkach i koszuli, która ledwo zakrywa mój tyłek i nie należy do mnie, na pewno nie jest dobry pomysłem. Dlatego też, kiedy zauważam leżącą na fotelu obok łóżka, sukienkę i buty, które miałam na sobie poprzedniego dnia, nie waham się ani chwili. Przebieram się w łazience, biorę swoją torebkę i wychodzę z pokoju, chcąc jak najszybciej opuścić to mieszkanie.
Do domu docieram jeszcze przed południem. Kiedy tylko mam zamiar otwierać drzwi, staje jak wryta. Przed moim mieszkaniem, stoi Daria.
- Porozmawiamy? - pyta. Kiedy dostrzega, że nie odzywam się do niej ani słowem i otwieram sobie drzwi, dodaje. - Przecież jesteśmy przyjaciółkami, Blair. - gdy tylko te słowa padają z jej ust, staje w bezruchu. Dziewczyna naprawdę ma tupet...
- Czego chcesz? - pytam, głośniej niż zamierzałam. Nic nie poradzę na to, że jest ostatnią osobą, z którą chcę rozmawiać... Kiedy dostrzegam, że nie daje za wygraną, wpuszczam ją do środka i od razu wchodzę do kuchni. Biorę szklankę, nalewam sobie wody, a następnie, dodaje. - Nagle przypomniałaś sobie, że masz przyjaciółkę?! - po co ja w ogóle jej o tym mówię? To i tak nic nie zmieni... - Wiadomość z ostatniej chwili! Już dawno straciłaś tę przyjaciółkę!
- Znasz prawdę? - spogląda na mnie jak na głupią. - To nie tak jak myślisz, Blair. Proszę Cię, daj mi wyjaśnić. - a co tu kurwa wyjaśniać... Daje dupy mojemu ojcu, pewnie bawiąc się w najlepsze, a następnie jak gdyby nigdy nic, przychodzi do mnie. I to niby ma mnie cieszyć? W dupie mam taką przyjaźń...
- Nie tak? Pieprzysz się z moim ojcem, Daria! - wrzeszczę, nie panując nad emocjami. - Po co tu przyszłaś, co? - spoglądam na nią z obrzydzeniem. - Bo jeśli liczysz na moje wsparcie i słowa otuchy to trafiłaś pod zły adres. - może ona naprawdę liczy na gratulacje? Jeśli tak to ma nierówno pod sufitem.
- Nie chciałam cię zranić. - nie wierzę... Gdyby tak było, nigdy nie zrobiłaby mi takiego świństwa. - Po prostu się w nim zakochałam. - niech mnie nawet nie rozśmiesza. Ojciec wcisnął jej jakiś kit, a ona głupia, uwierzyła. Pewnie ma nadzieję na piękną przyszłość u boku mojego ojca, ale ta bajka nie potrwa długo. Jednak to już nie jest mój problem. - Nie chciałam tego, Blair. - ta jasne... To może nie trzeba było pchać mu się do łóżka i dawać dupy.
- Nie chce cię znać! - kieruję się do drzwi, a następnie otwieram je na oścież. - Wyjdź stąd!
- Twój ojciec mnie kocha, Blair. - patrzy mi prosto w oczy. - Gdyby tak nie było, nigdy nie dostałabym twoich udziałów.
************************************
Obiecany rozdział. Miłego weekendu, kochani. 😍❤️
CZYTASZ
Krytyczne Położenie
RomanceWiedziałam jaki był Vito Falcone... Dlatego już na początku naszej znajomości, kiedy to, zaproponował mi, wspólne prowadzenie klubu nocnego, postawiłam mu jeden warunek. Przyjaźń. Jakaś cząstka mnie wiedziała, że jeśli pozwolę mu się do siebie zbli...