Rozdział 24

4K 162 27
                                    

Blair

Nie pewnie otwieram oczy. Mrugam, starając się przyzwyczaić do rażącego mnie światła, które co rusz mnie oślepia. Podnoszę się do pozycji siedzącej, rozglądam się po pomieszczeniu i dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że znajduje się w szpitalu, podłączona do różnorakiej aparatury, która monitoruje moje funkcje życiowe. Za wszelką cenę próbuje sobie przypomnieć, jak tu trafiłam, ale ostatnie co pamiętam, to kłótnia z Lucą, a później ten olbrzymi czarny SUV pędzący w moim kierunku z prędkością światła.

Powoli opieram głowę na leżance, przyswajając informacje, które docierają do mnie ze zdwojoną siłą.

Do jasnej cholery, ktoś próbował mnie zabić...

Jak przez mgłę pamiętam głos Vito, do którego w ostatniej chwili udało mi się zadzwonić i ten palący ból, który nawet nie pozwolił mi wydobyć z siebie słowa, a później nastąpiła już całkowita ciemność...

Czyli co? Wychodzi na to, że ten dupek po raz kolejny uratował mi życie.

Nie ekscytuj się, Blair. Gdyby mu na tobie zależało, byłby teraz przy tobie...

Wtedy właśnie drzwi się otwierają. A do środka wchodzą moi rodzice w towarzystwie, nikogo innego, tylko Vito Falcone. Mama podbiega do mnie ze łzami w oczach, ojciec jak zwykle ma mnie gdzieś, a Vito patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby za chwilę miał zabić kogoś na miejscu.

Jest zły? Ale o co? O to, że zamiast zabawiać się ze swoją zdzirowatą narzeczoną czy bóg wie kim jeszcze, musiał po raz kolejny ratować mnie przed śmiercią?

Nie musiał tego robić... Nie potrzebuje jego cholernej łaski.

A już na pewno nie potrzebuje jego dziwnych spojrzeń kierowanych pod moim adresem.

- Kochanie, tak bardzo się martwiłam. - mama zerka na mnie z wyraźną troską, łapie za moją dłoń i zmusza, bym spojrzała w jej kierunku. - Nie masz pojęcia, co poczułam, kiedy zadzwonił do nas Vito i powiedział, że miałaś wypadek. - no tak, a jakże by inaczej...

- Nie prosiłam go o pomoc. - wypalam, ostrzej niż zamierzałam, mając gdzieś jego obecność.

Nic nie poradzę na to, że po raz kolejny jestem na niego cholernie wściekła... To ta, jakby każdym złym uczynkiem, chciał zastąpić ten dobry.

Chyba nigdy nie zrozumiem tego mężczyzny...

- Nie mów tak skarbie. - prosi, silniej łapiąc moją dłoń. - Samochód był całkowicie zniszczony, a Vito cię z niego wyciągnął. On uratował ci życie, Blair. Gdyby nie on... - urywa wpół zdania, zasłania usta dłonią i wybucha płaczem.

Bardzo dobrze wiem, co miała na myśli. Gdyby nie on, już dawno przeszłabym na tamten świat...

- Mamo już dobrze. Proszę cię, nie płacz. - próbuje ją pocieszyć, w międzyczasie przenosząc swoje spojrzenie na Falcone. - Dziękuję, że uratowałeś mi życie. - chcę dodać, coś w rodzaju, ,,ale nie musisz udawać, że się o mnie martwisz, bo wiem, że zamiast ratować mi życie, zdecydowanie wolałabyś kogoś pieprzyć.", ale zostawiam to tylko dla siebie, nie chcąc robić jeszcze większego zamieszania.

Poza tym nie chce, aby moja mama była świadkiem, tego wszystkiego...

Ona i tak już wiele przeszła, o ojcu to już nawet nie wspomnę...

To drań jakich mało, który już nawet przy swojej żonie nie potrafi udawać, że jakkolwiek go to obeszło. Po prostu wgapia się w telefon, mając w dupie całą swoją rodzinę.

Krytyczne PołożenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz